Tamtego dnia, przed 27 laty, 16-letni Piotr Pawłowski razem z kolegą wybrał się nad Liwiec. – Dlaczego skoczyłem? Wciąż nie potrafi ę odpowiedzieć na to pytanie – przyznaje. – Wiedziałem, że w tym miejscu woda jest płytka, ale nie zdawałem sobie sprawy z tego, co może się wydarzyć. Piotr był aktywnym, wysportowanym chłopakiem, grał w koszykówkę, biegał. Wystarczyło kilka sekund, żeby bezpowrotnie zamknąć ten rozdział życia. – Złamałem kręgosłup. Myślałem, że to nic takiego, coś jak złamanie ręki czy nogi – opowiada. – Nie wiedziałem, że uszkodzenie rdzenia kręgowego to wyrok do końca życia. Dopiero w szpitalu dowiedziałem się, że już zawsze będę poruszał się na wózku. W jednej chwili stałem się całkowicie zależny od innych ludzi. Miałem bezwładne nogi i niepełnosprawne ręce.

Lata pracy

Skok to był moment. Później zaczęły się lata walki i pracy. Ponad rok Piotr spędził w szpitalu – 6 miesięcy leżenia w łóżku, potem rehabilitacja, wyjazdy do sanatoriów, mnóstwo ćwiczeń. Wszystko ze świadomością, że nic nie da się już naprawić czy odwrócić. Ćwiczył, by podtrzymać to, co w ciele jeszcze funkcjonowało. Po wakacjach Piotr miał zacząć naukę w technikum samochodowym. Wypadek spowodował jednak, że powrót do szkoły okazał się niemożliwy. Chłopak musiał wszystkiego – każdej codziennej czynności – nauczyć się od nowa. – Uczyłem się takich rzeczy, jak pisanie czy malowanie ustami – wspomina. Jego dotychczasowi koledzy nie poradzili sobie z sytuacją. Po tragicznym skoku Piotr nie mógł już nigdzie z nimi wyjść: na trening, do dyskoteki, pojechać za miasto. Nie chodził też do szkoły, więc kontakty szybko się urwały. Jak mówi, wypadł z obiegu. Nie wiedział, czego się słucha, jakie fi lmy ogląda. – Po wypadku wydawało mi się, że życie się skończyło – przyznaje. – Nie wszyscy po takim urazie są w stanie podnieść się z depresji. Ja jednak stopniowo nauczyłem się, jak żyć z niepełnosprawnością.

Pomaga takim jak on

Tragedia dotknęła także jego rodziców. Piotr, jedyny ich syn, pamięta, jaki to był dla nich wstrząs. Konieczność opieki nad synem – nie tylko w okresie rehabilitacji, ale już zawsze – spadła na ich barki. Nowy etap, całkiem inny od poprzedniego, zaczął się w życiu Piotra, gdy rozpoczął studia. Ukończył pedagogikę. Nawiązał nowe znajomości, przyjaźnie, zmienił się jego sposób patrzenia na świat. – Wróciła mi chęć do życia. Widziałem przed sobą to, co mam i mogę zrobić, a nie to, co straciłem lub mógłbym mieć, gdyby wszystko potoczyło się inaczej – opowiada Piotr. – Teraz wiem, że gdybym na te 27 lat odizolował się od świata, byłaby wielka szkoda. Piotr pomaga obecnie niepełnosprawnym. Zaczął od wydawania specjalnej gazetki, później został założycielem i prezesem Stowarzyszenia Przyjaciół Integracji, które zatrudnia ponad stu specjalistów i wspiera niepełnosprawnych, ich rodziny i przyjaciół, zapobiega izolowaniu ich w społeczeństwie. Stworzył portal www.niepelnosprawni.pl, prowadzi rozmaite kampanie i programy, które pokazują i uświadamiają, co można i trzeba jeszcze zrobić, żeby ci niepełnosprawni mogli realizować swoje plany i marzenia. Wie, jak pomagać i aktywizować, bo sam przeszedł piekło wychodzenia z niepełnosprawności i braku akceptacji.

Niebezpieczne miejsca

Najgroźniejsze są: glinianki, stawy, rzeczki, gdzie woda jest zwykle płytka i nieprzejrzysta, a z dna wystają naniesione lub wyrzucone śmieci. Wypadki zdarzają się także często nad jeziorami, rzekami.