Dorastała w komunistycznej rzeczywistości, w izolacji od świata, w kraju, gdzie jedzenie było na kartki. – Paradoksalnie to, że wszystkiego było mniej, powodowało, że chciało się więcej. Mieszkaliśmy w bloku, żyliśmy skromnie, mama prowadziła zeszyt wydatków. Pieniądze i uroda nie są najważniejsze – tak mnie wychowywano – za to liczyły się skromność, wiedza, rodzina, dyscyplina i zasady. Rodzice zachęcali, abym została lekarzem albo prawnikiem.

Jako nastolatka nie podobała się sobie: zbyt wysoka, za chuda, za długie nogi i ręce. Z tego powodu dokuczali jej rówieśnicy. W klasie rządzili uczniowie, których stać było na ciuchy z Peweksu. – Dawali nam, tym biedniejszym, odczuć, że jesteśmy gorsi i że kiepsko wyglądamy. Ale to właśnie ją, zakompleksioną 16-latkę, pewnego dnia dostrzegł w tłumie fotograf i zaproponował sesję. – Pierwszy raz ktoś wtedy mnie umalował, atrakcyjnie ubrał i ustawił przed aparatem. Zdjęcia były szokiem. „To jestem ja?” Potem zaczęły się sesje, udział w pokazach Mody Polskiej. Dla mnie to było fajne odkrycie, choć nigdy nie marzyłam o karierze modelki, zresztą wtedy w Polsce zawodzie nieznanym. Dla moich konserwatywnych rodziców moda była światem zbyt otwartym. To zajęcie stopniowo, ale skutecznie budowało we mnie pewność siebie i uczyło pozytywnego spojrzenia. Dawało też szanse na podróże, a ja, dziecko zza żelaznej kurtyny, byłam ciekawa i głodna tego nieznanego wielkiego świata.

Rodzice – o dziwo! – pozwolili 16-letniej Bognie na wyjazd do Mediolanu. Komunikat był jasny: „Spróbuj, zobacz, ale jeśli nie będziesz dobrze w tym się czuła i uczy- ła, to więcej nie wyjedziesz”. Trzymała w ręku paszport, w tamtych czasach rarytas, i wiedziała, że to może być nowy rozdział życia. – Byłam przerażona. Przysięgam, nie wiem skąd, nagle odnalazłam w sobie tę odwagę, że w ogóle się pokusiłam, aby wyjechać. Wiedziałam, że baza wyniesiona z domu: „co dobre, co złe, na co masz uważać”, sprawi, że sobie poradzę. Wyjazdy do Mediolanu na tydzień, dwa...

Dyscyplina, dbanie o porządek – to, co wyniosłam z domu – przekładały się na umiejętność organizacji życia. We Włoszech były zdjęcia na okładki magazynów mody, sesje i pokazy, ale również prozaiczne odrabianie lekcji. Bogna przywoziła ze sobą podręczniki i się uczyła. – Przerabiałam tematy zadane przez nauczycieli z liceum. Pisałam wypracowania z lektur, rozwiązywałam zadania z matematyki, fizyki, chemii, wkuwałam zasady działania układu krwionośnego i nazwy kości w kręgosłupie. Na lekcje poświęcałam dwa razy więcej czasu niż moi rówieśnicy w Polsce. Ale i tak dla nauczycieli byłam pasożytem i próżniakiem. Otwarcie mnie tępili. Chcieli udowodnić, że bycie modelką to głupota. Gdy wracałam z Mediolanu, przepytywali mnie częściej, sądząc, że złapią mnie na nieprzygotowaniu. Złośliwie zaniżali oceny. Mój wychowawca po wielu latach przyznał, że traktował mnie źle z czystej zawiści.

Mimo wielu zajęć modelka czuła się bardzo samotna. Nie ukrywa, że tęskniła za domem i bliskimi. – To nauczyło mnie doceniać znajomości z życzliwymi ludźmi, których poznawałam w pracy, i omijania tych niemiłych, nieuczciwych – wyznaje Bogna. W świecie mody było wiele pokus, zwłaszcza dla młodej, niedoświadczonej dziewczyny. – Pojawiali się panowie z „różnymi” propozycjami. W świecie modelingu to zdarza się pewnie częściej. Nauczyłam się dbać o własne sprawy. Szybko się zorientowałam, że to ja wybieram agencję, że mogę zrezygnować z tej, która dla mnie nie pracuje dobrze. Nauczyłam się stanowczości i języka negocjacji. Np. każda agencja, w której pracowałam, sprawdzała kontrakty, wyjazdy, ale sama musiałam też być czujna, mieć „radar w głowie”. Zdarzało się, że przyjeżdżałam na tzw. lokalizację, gdzie umówiona byłam na sesję. A na miejscu się okazywało, że to nie był hotel, lecz prywatny dom, w którym w najlepsze trwała impreza. Pytałam: „Kiedy będą zdjęcia?”. „Za dwa dni”. „O nie, nie ma mowy, żebym tu została. A wy musicie zapłacić mi za czas, który przez was straciłam”. I musieli szukać hotelu.

Pracowita, pozytywnie nastawiona i komunikatywna Bogna podobała się ekipom pracującym przy sesjach czy pokazach. Nic dziwnego, że agencje chętnie ją zatrudniały i jej kariera szybko się rozwijała: Mediolan, Paryż, wkrótce Chicago, Nowy Jork. Jako 17-latka była już samodzielna finansowo. I zarabiała coraz więcej. – Jeszcze w Mediolanie odkryłam, że dysproporcja między zarobkami taty a moim jednorazowym angażem za granicą była ogromna: moja jedna pensja to sześć jego! Miałam szacunek do pieniędzy, wiedziałam, że ciężko je zarobić. Odkładałam pewne kwoty do szuflady, wydawałam niewiele. Ale... Zaszalałam jeden jedyny raz: z kontraktu, dzięki któremu zarobiłam duże pieniądze, nakupowałam eleganckich ubrań w butikach chyba za 5 tysięcy dolarów! Wydałam tyle, że zabrakło mi na taksówkę powrotną. Spanikowana zadzwoniłam do opiekunki z agencji. Susana wybuchnęła śmiechem: „Nie przejmuj się, wyłożymy ci pieniądze, ale potrącimy z kolejnego kontraktu. Potraktuj to jako nauczkę”. Trzy dni później zarobiłam trzy razy tyle. Tego błędu więcej nie powtórzyłam.

– Były momenty, gdy mi się wydawało, że żyję jak w bajce. To naturalne, że młody człowiek chce wielu rzeczy w życiu spróbować. Zdarzyło mi się wrócić z dyskoteki o 5 rano, choć o 6 miałam być w pracy – mówi Bogna. Nie ukrywam, że były propozycje spróbowania narkotyków. Ale zawsze podejmowałam właściwe decyzje. Zbyt lubiłam mieć kontrolę nad życiem. Nie było przy mnie mamy, taty, ale doskonale wiedziałam, że każdy mój wybór pociąga za sobą określone konsekwencje.

Zobacz także:

Kiedy w 1987 r. wystartowała w wyborach Miss Polonia, zdobyła „tylko” tytuł II Wicemiss. – Sądziłam, że wygram, skończyło się na rozczarowaniu, poleciały łzy, to była lekcja pokory. Przydała się. Uodporniłam się na niepowodzenia. – Przekonała się, że w zawodzie nie liczy się rywalizacja, ale prawdziwe koleżeństwo, wsparcie. – Kiedy zaczynałam pracę w Nowym Jorku, przyjęła mnie do siebie Kasia Zawidzka, Miss Polonia. Potem, gdy wyjechała, zostawiła mi mieszkanie. Wkrótce zamieszkała ze mną Aneta Kręglicka. Zabierałyśmy się na kolacje, jedna drugiej pomagała.

Bogna uśmiecha się do wspomnień: – To wejście w dorosłość było wypełnione podróżami, spotkaniami z ciekawymi ludźmi, nauką języków. Fascynujące i rozwijające czasy. Uczyły myślenia „do przodu”. Także tego, że kobieta, zamiast liczyć na portfel i pomoc partnera, powinna umieć sama się utrzymać. Jako 20-latka była już świadomą siebie kobietą, z własnymi decyzjami. – Wiedziałam, kim jestem, co chcę zdobyć, co jest ważne: że mogę, umiem, dam radę. Ta świadomość dała mi poczucie własnej wartości. Niczego się nie bałam. A dalszy ciąg mojego życia okazał się tego sprawdzianem.