Obraz pokolenia młodych Polaków, jaki rysuje Dominika Ożarowska, tegoroczna maturzystka, absolwentka liceum plastycznego w Krakowie, w swojej debiutanckiej powieści „Nie uderzy żaden piorun", jest przerażający. Młodzi, inteligentni, zadbani, z jasno wytyczoną drogą na przyszłość, nie czują nic. Nie kochają i nie chcą być kochani, niczego nie pragną, bo to angażuje emocjonalnie. Ożarowska mówi, że pisała tę książkę ponad trzy lata, wzorując się na otaczającej ją rzeczywistości: „Nie znam całego pokolenia swoich rówieśników. Opisuję tylko uprzywilejowaną grupę. Grupę, która w tym momencie może zająć się na przykład robieniem kultury, bez przymusu walki czy społecznego zaangażowania. To jest swoboda i wolność wyboru, i to może martwić tych przyzwyczajonych do niewoli. Kuka to ja sprzed paru lat, ale z większą skłonnością do popadania w kliszę. Myślę, że antidotum na tę »pokoleniową obojętność « jest indywidualny rozwój – wyjaśnia Dominika Ożarowska. O tym, czy młodzi ludzie rzeczywiście „głoszą nijakość. Pustkę na sztandary” rozmawiam z Tomaszem Sobierajskim, socjologiem.

Kuka, główna bohaterka książki, mówi: „Nie wierzę w Boga, w duszę czy w cokolwiek tam pozacielesnego w człowieku. W człowieka też nie wierzę ani w jego uczucia”. Czy pan mając 18 lat też w nic nie wierzył, czy może coś niedobrego dzieje się z pokoleniem ludzi urodzonych w III RP?

Kiedy skończyłem 18 lat, jak każdy myślący młody człowiek byłem zbuntowany, rozedrgany (emocjonalnie), a mój nastrój często był uzależniony od tego, czego akurat danego dnia słuchałem, co czytałem, co miałem na sobie lub jak ułożyłem sobie włosy (śmiech). Ten cytat jest zupełnie niezgodny z wynikami badań socjologicznych...

Które pokazują?

...że młode pokolenie zapytane, jakie są dla nich najważniejsze wartości, odpowiada: „miłość, rodzina i przyjaźń”. „Praca, pieniądze, kariera” – takie odpowiedzi padały, kiedy dwadzieścia lat temu socjologowie zadawali te same pytania ich rodzicom. Niedawno czytałem wyniki badań dotyczące budownictwa mieszkalnego i urbanistyki. Dzisiejsi 30- i 40-latkowie zapytani na początku studiów, gdzie chcą mieszkać, najczęściej wybierali apartamenty na strzeżonych osiedlach centrum miast (żeby mieć bliżej na imprezy i mniej płacić za taksówki). Pokolenie obecnych licealistów i studentów w 80% odpowiada: dom na obrzeżach miasta. Powody są dwa. Po pierwsze ci młodzi Polacy, patrząc na błędy swoich rodziców (co trzecie małżeństwo w Polsce się rozpada) chcą wybudować dom, żeby pielęgnować w nim swój ciepły, stabilny związek. Po drugie, nie martwią się już o dojazdy, bo niedługo będą mogli pracować, siedząc w domu i korzystając z Internetu. Ich rodzice nie mieli takich możliwości. Dla młodych ludzi praca jest ważna, ale nie najważniejsza. Są lojalni wobec przyjaciół, ale nie wobec pracodawcy. To młode pokolenie nie lubi nudy. Kiedy praca im się znudzi, zmieniają ją. Ich rodzicom kiedyś trudno było podjąć taką decyzję.

W jaki sposób wytłumaczy pan zatem zjawisko „galerianek” – często dziewczyn z dobrych domów, które za parę markowych spodni są w stanie „zrobić dobrze” starszemu panu na parkingu w centrum handlowym? To przejaw dość dużego „znieczulenia”, delikatnie rzecz ujmując.

Kiedy blisko pięć lat temu zacząłem jako jedna z pierwszych osób w Polsce głośno mówić o zjawisku „galerianek”, spotkałem się z klasyczną niechęcią społeczną. Ludzie uważali, że to wydumany problem, margines, zjawisko, które szybko przeminie i nie warto się tym zajmować. Przeraziło mnie to i zdałem sobie sprawę, jak daleko dorośli są od problemów nastolatków. Czyżby liczył się tylko ich problem? Bzdura!

Licealistom, których opisuje Ożarowska, na niczym nie zależy. Czytają klasyków, ogladają kino offowe, są wygadani i inteligentni. Niczego od życia nie oczekują, nigdzie nie dążą. Zupełnie nie przystaje to do badań socjologicznych, o których pan przed chwilą wspomniał.

To pokolenie też ma prawo czuć pewne rozżalenie. Szczególnie jeżeli ich rodzice „zachłysnęli” się możliwościami, które dawał początek lat 90. i całe życie poświęcili tylko na robienie kariery, zarabianie kasy. Nie poświęcali im wystarczająco dużo czasu. Nie okazywali miłości. Wyobraźmy sobie klasyczną scenę, która rozgrywa się codziennie w tysiącach domów w Polsce. Ojciec mówi do dziecka: ,,Wszystko w życiu masz podane na tacy. Najlepsze liceum prywatne, korepetycje, kursy językowe, supersamochód itd.”. Dziecko odpowiada: „Czy naprawdę wszystko, tato? Wiesz, o czym marzę i kim jestem? Czy ty i mama naprawdę byliście koło mnie? Może ja nie potrzebuję tego wszystkiego? Może potrzebuję was tak po prostu?”. Można powiedzieć, że to starsze pokolenie jest bardziej nastawione na: „mieć”, a młodsze na „być”. Młodzi ludzie nie chcą żyć tak jak ich rodzice. Postawa: „na niczym mi nie zależy”, „mam wszystko gdzieś” jest tak naprawdę manifestacją potrzeby bycia kochanym, wysłuchanym, dla kogoś ważnym! Taka postawa to niemy krzyk!

Coś w tym jest. Rodzice głównej bohaterki (szczególnie ojciec) w straszny sposób odnoszą się do dzieci. Widać, że są zgorzkniali i nieszczęśliwi. Kuka na przekleństwa i obelgi ojca jednak nie reaguje. Czy człowiek, który w dzieciństwie nie nauczył się okazywania miłości, będzie w stanie stworzyć kochającą się rodzinę? Czy taka osoba nie jest emocjonalnie upośledzona?

W pewien sposób na pewno ma upośledzony sposób okazywania emocji. Wierzę jednak, że jeżeli są chęci i uczucia, to jest również duża szansa na powodzenie.

Czy pana zdaniem, ci młodzi ludzie, dla których, jak mówią wyniki badań, ważne są ciepło, dobroć i kochająca rodzina wybaczą swoim rodzicom i zaopiekują się nimi na starość? Posłużę się kolejnym cytatem z książki Ożarowskiej: „Kamila i Andrzej ustalili między sobą, że zobowiązania względem rodziców uregulują do dwudziestego roku życia. Nie chcieli się ze starymi męczyć na starość”.

Albo wybaczą, albo (co jest bardziej prawdopodobne) zapewnią im taką starość, jakie oni mieli dzieciństwo. W opłaconym, wygodnym domu starców, w którym będą mieli dużo atrakcji, rozrywki i zero miłości. Odpłacą rodzicom pięknym za nadobne.

Bohaterowie książki nie mają żadnych autorytetów. Ja obserwuję młodych ludzi i też zauważyłam, że są zblazowani. Jak to wytłumaczyć?


Młodzi ludzie, jak pokazują badania, nie uznają autorytetów. Szczególnie tych „odległych”. 10 lat temu autorytetem dla młodzieży był między innymi Jan Paweł II i Adam Małysz. Kto osobiście znał papieża albo Małysza? To pokolenie jeżeli już szuka autorytetu, to gdzieś wśród osób, które zna.

A zobojętnienie?


Młodzi Polacy są bardzo uważni i bardzo zaangażowani. Ciekawe jest to, że zachowują się w tej kwestii podobnie jak młodzi ludzie, którzy przeżyli II wojnę światową, czyli tak zwane Wielkie Pokolenie. Nie są obojętni. Chcą brać czynny udział w życiu kraju. Głosują w wyborach, udzielają się w akcjach charytatywnych, są motorem napędowym wielu kampanii społecznych. Przecież to właśnie pokolenie młodych Amerykanów wybrało Baracka Obamę na prezydenta USA. Polscy politycy zupełnie tego nie wykorzystują!

Może oczekują od młodych ludzi większego szacunku?


Dorośli muszą przyjąć do wiadomości, że osoby w przedziale wiekowym 18–25 nie szanują starszych ot tak bezrefleksyjnie. To, że ktoś jest od nich starszy, nie oznacza, że będą automatycznie się go słuchać. Szanować będą go dopiero, jeżeli ma im coś ważnego do powiedzenia, reprezentuje sobą określony poziom. Starsi Polacy chcieliby, żeby w kraju rządziła „rada mędrców” – osób starszych. Ci mędrcy chcą być dla młodych autorytetami. Dyktować im, jak mają postępować. A z jakiej racji? Z racji wieku? To już młodym ludziom nie wystarczy.

Często okazuje się, że to młodzi ludzie mogą uczyć starszych, a nie odwrotnie.

To prawda, młodzi mają bardziej wyspecjalizowaną wiedzę. Nie studiują dla samego studiowania (tak jak często było to kiedyś). Dobrze wiedzą, czego chcą. Pracę zaczynają już na studiach. Angażują się w różnego rodzaju akcje: proekologiczne, prospołeczne. Chcą czuć, że gdzieś przynależą. Nie uprawiają „dulszczyzny”. Nie koncentrują się tylko na własnym podwórku. Wychodzą do ludzi. Są bardziej otwarci. Widzą szerzej.

Jak do tej otwartości i prospołeczności mają się długie godziny spędzane dziennie na czacie, w Internecie? Kiedy siedzi się przed komputerem, raczej trudno nawiązywać relacje z innymi ludźmi.

To, że są to relacje internetowe, wcale nie oznacza, że są gorsze. W USA opublikowano niedawno badania, które pokazują, że popularność czatów spada. Młodzi ludzie więcej czasu spędzają teraz na portalach społecznościowych takich jak Facebook. Dzięki nim utrzymują relacje z ludźmi z całego świata. Nie „kumplują” się już tylko z sąsiadami! Granice zniknęły. Potrafi ą z dnia na dzień spakować się, wyjechać i zacząć pracę np. w USA. To jest coś, czego nie rozumieją ich rodzice. Za czasów ich młodości podróżowanie było ciężką sprawą. Tej otwartości na świat rodzice mogą się uczyć od swoich dzieci.

Kuka (Kamila) mimo że na niczym jej nie zależy, jest prymuską i ma poukładany plan na studia i pracę.

Młodzi ludzie wiedzą dziś dosyć wcześnie, czego chcą. Jeśli chcą znaleźć pracę – to od razu dobrą. Jak zakładają rodzinę – to z osobą, którą kochają. Podchodzą do życia poważniej. Mimo że często słyszy się, gdy dorośli mówią licealistom: „Ja w twoim wieku to musiałem oszczędzać na książki” itd., to prawda jest jednak taka, że to nie pokolenie urodzone w III RP jest „ofiarą” transformacji systemowej. Badania pokazują, że to trzydziesto- i czterdziestolatkowie nie radzą sobie z własnym życiem. Są dwa modele – pierwszy postawił na karierę, pieniądze, dobrą zabawę i trochę nie chce dorosnąć. Nie mają rodzin, dzieci, jeżdżą supersamochodami, mieszkają w wylansowanych mieszkaniach. Często zbyt późno zdali sobie sprawę, że przegapili w życiu miłość i nie założyli rodziny. Drugi model to rodzice, którzy także postawili na pracę, a dziecko i rodzina wydarzyła się, bo tak wypadało. I jednej, i drugiej grupie mimo spełnienia zawodowego i finansowego brakuje jednego – bezpowrotnie utraconej młodości. Wiedzą, że niestety, czasu nie można już cofnąć i zazdroszczą dwudziestokilkulatkom.

Widzę, że to, co mówią badania i rzeczywistość opisana w książce (wiem, że Ożarowska pisała na podstawie obserwacji) to dwie zupełnie inne sprawy. Być może ankiety socjologiczne są wypadkową młodzieży żyjącej w wielkich miastach takich jak Kraków czy Warszawa i tej z mniejszych miejscowości. Młodzi ludzie w Warszawie są zdecydowanie bardziej zblazowani, lubią gwiazdorzyć.

Przede wszystkim musimy pamiętać, że w latach siedemdziesiątych trzydzieści procent ludności mieszkała w miastach, siedemdziesiąt na wsiach. Dziś jest na odwrót, więc wszystkie powyższe wnioski odnoszą się do większości kraju. Młodzież w Warszawie czy Krakowie oczywiście może być bardziej zblazowana, bo ma w sobie rys „wielkomiejskości”. Na pewno to młode pokolenie nie buntuje się tak jak my kiedyś. Bo nie ma przeciwko komu.