PROF. BOGUSŁAW PAWŁOWSKI, DYREKTOR ZAKŁADU ANTROPOLOGII PAN WE WROCŁAWIU
„Euforia miłosna jest związana z wydzielaniem związku podobnego do amfetaminy.”

GLAMOUR: Pana definicja miłości?
Z punktu widzenia współczesnej biologii ewolucyjnej miłość powstała po to, by scalić partnerów uczuciowo i osiągnąć odpowiedni (wspólny) sukces reprodukcyjny przez doprowadzenie potomstwa do okresu, w którym będzie ono już samodzielne. Ludzki noworodek jest bardzo bezradny, a koszt odchowania dziecka jest tak duży, że wymaga zaangażowania dwóch osób.

A kto najlepiej będzie się nim opiekował?
Biologiczny ojciec i matka. Tego typu para i uczucie, jakie ich wiązało, było premiowane przez selekcję naturalną w ewolucji człowieka.

Jak działa ta miłosna machina?
Na poziomie chemicznym jest to związane z podwyższonym wydzielaniem fenyloetyloaminy – związku amfetaminopodobnego. Ma on właściwości odurzające, powoduje euforię, chęć bycia z drugą osobą i że patrzy się na nią przez różowe okulary. Chcemy jak najdłużej utrzymać ten stan.

Ale nie z każdym udaje się osiągnąć taką słodką błogość...
Decyduje o tym wiele czynników, w tym również biologiczna atrakcyjność. Istnieje również przypuszczenie, że silne seksualne przyciąganie się partnerów jest związane z komunikacją chemiczną (zapachową czy feromonalną) wtedy, gdy partnerzy są kompatybilni pod względem genetycznym. Zapach partnera może więc być podłożem namiętności, zauroczenia czy seksualnej fascynacji, które zwiększają szanse na miłość, a w konsekwencji narodziny potomstwa.

Pan ciągle o tych dzieciach, a przecież dziś wcale ich tak od razu nie chcemy.
Oczywiste, że podobnie jak i inne zwierzęta, ludzie uprawiają seks, bo sprawia im to dużą przyjemność, a nie po to, aby płodzić za każdym razem potomstwo. Ssak samiec kopuluje z samicą, bo po prostu ma taką potrzebę. Mimo że ewolucja nie ujawniła przed nim celu popędu płciowego – jego geny mogą się rozprzestrzeniać tylko dzięki sprawiającym mu przyjemność kopulacjom. Miłość jednak jest nie tylko mechanizmem motywacyjnym do zachowań seksualnych, ale też, lub przede wszystkim, spoiwem łączącym partnerów na znacznie dłużej. Ten stan odurzenia miłością nie jest oczywiście wieczny, trwa z reguły nie więcej niż cztery–pięć lat, potem słabnie lub zostaje zastąpiony innymi psychicznymi lub społecznymi mechanizmami spajającymi partnerów.

Pięć lat i po ptakach?
To wynika z naszej przeszłości ewolucyjnej. Na zajście w ciążę i potem przebrnięcie przez nią potrzeba było kobiecie około roku, a potem około dwa lata karmienia piersią. Jeśli dziecko osiągnęło etap względnej samodzielności, mogło pomóc matce zbierać pokarm i partner nie był już aż tak niezbędny. Związek utrzymywał się na bazie wspólnoty rodzicielskiej.

Zobacz także:

Miłość do grobowej deski nie leży w naszej naturze?
Ktoś powiedział, że kobiety chcą wszystkiego od jednego mężczyzny, a mężczyźni jednego od wszystkich kobiet. To trochę ekstremalne ujęcie, ale obrazuje ono świetnie rozbieżności strategii seksualnych obu płci. Relacja między kobietą i mężczyzną to ciągłe zawieranie kompromisów. Dzięki temu życie jest o wiele ciekawsze niż gdyby wszyscy postępowali według jednego schematu.

DR TOMASZ SOBIERAJSKI, SOCJOLOG NA UNIWERSYTECIE WARSZAWSKIM
„Marzymy dziś o czystej miłości. To zakłada duchowe porozumienie kobiety i mężczyzny.”

GLAMOUR: Jakie są dziś trendy damsko-męskie? O czym marzymy?
O czystej miłości bycia z drugą osobą i radości z tego, że jesteśmy razem. Zaznaczam jednak wyraźnie, że nie chodzi tutaj o miłość romantyczną, która urosła w naszej wyobraźni do rangi mitu. Każda współczesna kobieta, która spotkałaby dziś bohatera „Cierpień młodego Wertera”, miałaby ochotę sama go zabić. Fakt – wielbił przyrodę, ale był nieszczęśliwy, samotny, niezdecydowany.

To o co chodzi w tej czystej miłości?
O dojście do takiego momentu w życiu, kiedy jesteśmy w zgodzie ze sobą i światem, dzięki czemu możemy pokochać drugą osobę, nie stawiając jej żadnych wymagań. To oznacza, że jeśli kobieta chodzi z zapuchniętymi od płaczu oczami, to mężczyzna dostrzeże to bardzo szybko, a nie po trzech dniach, dopiero gdy zasłoni mu obraz w telewizorze, a on zapyta: „Co jesteś taka rozmazana?”. Czysta miłość zakłada harmonijną egzystencję kobiety i mężczyzny.

Ale po pięciu latach samiec przestaje być tą wspólną egzystencją zainteresowany, jak mówi prof. Pawłowski.
Tak, słyszałem o tym, ale bałbym się takich wyliczeń.

Czym jest w takim razie miłość?
Zacznijmy od wyróżnienia trzech elementów. Po pierwsze, fascynacji, kiedy czujemy tzw. motyle w brzuchu. Po drugie, intymności, gdy w erotycznym uniesieniu spotykają się nasze ciała. I wreszcie po trzecie dopełnienia, ułożenia w związku. Wtedy przestaje już działać chemia, opadają emocje i okazuje się, że musimy się spotkać ze sobą przede wszystkim jako ludzie. Być ze sobą, rozmawiać. Bardzo często do tej trzeciej fazy w ogóle nie dochodzi, a szkoda, bo tak naprawdę to ona jest sednem miłości.

Trudniej nam się dzisiaj zakochać?
Zasada jest prosta. Lubimy i zakochujemy się w osobach, które są do nas bardzo podobne. Powielamy pewne matryce. Amerykanie przeprowadzili ciekawe badania. Wynika z nich, że mężczyźni wybierają zazwyczaj kobiety, które mają podbródek i usta podobne do ich matek. Natomiast kobiety zwracają uwagę na górną część twarzy: oczy i czoło, które z kolei przypominają im ojców. To są oczywiście podobieństwa fizyczne decydujące o pierwszym etapie fascynacji.

Co ważniejsze: żeby nasze geny się przyciągały czy żebyśmy mieli o czym rozmawiać? Czy większy wpływ ma na nas biologia czy społeczeństwo?
To odwieczne pytanie, które zadają sobie biologowie i socjologowie. Ja stosuję wówczas porównanie z klawiaturą fortepianu, do którego podobne jest graficzne przedstawienie ludzkiego genomu. Jakaś tajemnicza struna musi zadrgać, żeby na genach kobiety i mężczyzny została wygrana melodia miłości.