Czy kobiety, które pani gra, mają coś z Ewy Ziętek? 

EWA ZIĘTEK: One muszą sobie radzić w życiu, mają też skłonności romansowe, jak choćby Marta Gabriel. Wiem, że wszyscy mnie z nią kojarzą, nawet bywa, że się do mnie zwracają tym imieniem. Na początku mnie to niepokoiło, ale przywykłam. Zżyłam się z moją Martą, lubię ją, ale nią nie jestem. Dałam jej tylko fizyczność.

Pani też musi sobie radzić. Podobno remontuje pani dom... 

EWA ZIĘTEK: Robię sobie również ogródeczek. A w domu odnawiam łazienkę, maluję, wybiłam otwory na dwa nowe okna. Wszystkiego trzeba dopilnować. Najgorsze, że dopadło mnie uczucie bezradności. Nie panuję nad tym. Nad wydatkami też - niestety. Mam wrażenie, że biorąc się za ten remont, wyciągnęłam kamyczek, za którym runęła lawina. Nie miałam świadomości, ile to wszystko kosztuje. Okazuje się, że te rzeczy, które mi się podobają, są droższe od tych, które mi się nie podobają. Czasem marzę, żeby wszystko wróciło do poprzedniego stanu.

Sama pani ten dom prowadzi czy też ma pani pomocną dłoń? 

EWA ZIĘTEK: Mam kogoś niezwykłego, cudnego do pomocy - panią Danusię. Gotowanie wychodzi mi dość dobrze, ale jeśli chodzi o sprzątanie, to niestety przedmioty mnie nie słuchają. Gdy sprzątam, muszę je namawiać, aby były równo. A pani Danusia przeciągnie ręką i już stoją na baczność. Przyznam, że z przedmiotami już nie walczę. Bardzo lubię porządek, ale nie jestem pedantką.

Urodziła się pani w Katowicach. Jaki był pani dom rodzinny? 

EWA ZIĘTEK: Tęsknię za śląską porządnością, zasadami. I za zwykłym porządkiem, jaki panował w moich rodzinnych stronach. Mimo ogólnego niedostatku wszędzie było czysto. Firany ręcznie robione. Codziennie myte piece. Mówi się, że jak jest porządek na zewnątrz, to łatwiej o porządek w głowie. Coś w tym jest, bo żyjąc w bałaganie już trzeci miesiąc, mam w głowie straszny chaos.

Jako mała dziewczynka śniła pani o Warszawie? 

EWA ZIĘTEK: Wiedziałam na pewno, że będę aktorką. Śniłam o wielkich salach teatralnych, ale nie mam pojęcia, czy to była Warszawa. Może dlatego jeżdżę teraz do różnych miast.

Pani córka mieszka w Berlinie. Często się spotykacie? 

EWA ZIĘTEK: Dosyć czesto. Przyjechała na festiwal filmowy w Gdyni. Jest bardzo utalentowana i mam nadzieję, że zabłyśnie jako aktorka. Gra w "U Pana Boga w ogódku" Jacka Bromskiego sprawiła jej wiele radości i zyskała uznanie. Bardzo tęsknię za nią i moim wnuczkiem, trzyletnim geniuszem, najpiękniejszym dzieckiem na świecie. Mówię to całkiem serio. I jeśli ktoś twierdzi, że jego jest najpiękniejszy, to nie wie, o czym mówi! Do niedawna nie wiedziałam, że potrafię grać w piłkę nożną. A dzięki wnuczkowi wiem, że umiem. Chodzę z nim na spacery, oglądam różne robaczki. Wzrusza mnie niebywale. Mogę padać na twarz, ale jak mnie zawoła, jestem.

Zobacz także:

W jaki sposób dba pani o kondycję fizyczną i psychiczną? 

EWA ZIĘTEK: Słabo dbam o fizyczną. Kiedyś chodziłam na fitness i świetnie się czułam. Niestety przestałam. Rano staram się wykonywać ćwiczenia na kręgosłup, które mi pomagają. Oczywiście, gdy wstaję za późno, to ich nie robię, ale za to codziennie chodzę po pół godziny. Polecam! Samochód to klęska ludzkości. A kondycja psychiczna?! Najlepiej regeneruje mnie wnusio.

Nie jest pani skandalistką. Nikt nie nagłaśnia pani domniemanych romansów. 

EWA ZIĘTEK: Ja i romanse?! Mam tyle lat, ile mam... Chociaż wszystko może się zdarzyć. Lecz powiedziałabym, że raczej wolałabym nie.

W tym zawodzie nietrudno o zauroczenia. 

EWA ZIĘTEK: One są cudne. Wręcz uważam, że w filmie bardzo potrzebne: nawet oko inaczej błyszczy na widok kogoś, kto się podoba. Czasami między ludźmi pojawia się chemia. Cóż, jesteśmy dorośli, wiemy, co robimy. I rozumiemy, że przyjemne jest zjedzenie kawałka tortu, a zjedzenie całego tortu może zemdlić.

Jak pani podchodzi do niepowodzeń? 

EWA ZIĘTEK: W młodości każde było klęską, a każdy sukces radością. Z czasem zmieniły mi się priorytety. Kiedyś sukces zawodowy był niezmiernie ważny, teraz liczy się mniej. Mam cudnego wnusia i nigdy nie przypuszczałam, że kompletnie zwariuję jako babcia.

Wie pani, że niektórzy widzowie przychodzą do teatru, żeby oglądać właśnie panią? 

EWA ZIĘTEK: Bardzo to wpływa na próżność człowieka. Cudne uczucie.

Jest pani optymistką? 

EWA ZIĘTEK: Pesymizm nic nie daje, to ciemność. Uczę się odganiać złe myśli - odganiam je z powrotem do tego kąta, z którego przyszły. Trzeba się choć trochę uśmiechać, nawet jeśli nie jest dobrze, bo powstaje wtedy sprzężenie zwrotne i organizm myśli, że jest w porządku.

A jest pani szczęśliwa? 

EWA ZIĘTEK: Cieszę się niezwykłą łaską Bożą: jestem zdrowa i mam pracę, a przecież wiele koleżanek, dobrych aktorek w moim wieku, nie miało tego szczęścia. Dlatego staram się zachować pokorę, dziękować za wszystko i żyć tu i teraz.

Ewa Ziętek

Urodziła się w Katowicach. Studiowała aktorstwo w Warszawie. Jeszcze zanim obroniła dyplom, zagrała Pannę Młodą w filmie Wesele Andrzeja Wajdy. Aktorka stołecznych teatrów. W 1988 r. wyjechała na parę lat do Niemiec, gdzie występowała na scenie i w filmie. Obecnie związana z warszawskim Teatrem Kwadrat, można ją również oglądać na Scenie Prezentacje. Wielką popularność przyniosła jej rola Marty Gabriel w serialu Złotopolscy.