Wygląda pięknie, chociaż grywa już babcie. Modna fryzura, makijaż, biżuteria. I wciąż ten sam niezwykły temperament, za który ją kochamy.

W ogóle się pani nie starzeje.

Emilia Krakowska: – W moim domu mówiło się, że każdy sam odpowiada za własne zmarszczki. Moje odzwierciedlają mój tryb życia, bycia, kontaktów z ludźmi.

Cały czas pani pracuje. Gra w serialu, występuje gościnnie w teatrach. Co za kondycja!

Emilia Krakowska: – Najważniejsze to mieć w sobie ciekawość świata i pracować nad własnym rozwojem. Nie ma nic gorszego jak nuda.

I jeszcze brak dystansu do siebie…

Emilia Krakowska: – A żeby pani wiedziała. Trzeba być samokrytycznym i mieć poczucie humoru na swój temat. Hodowanie kompleksów nic nie daje. Najgorzej to użalać się nad sobą.

Nigdy się pani nad sobą nie użalała?

Emilia Krakowska: – Użalałam się. A jakże. Nieraz zadawałam sobie pytanie, dlaczego innym się układa, a mnie nie? Jednak z biegiem lat człowiek nabiera doświadczeń, mądrzeje. Przestaje się już tak wszystkim przejmować. Zresztą, wychodzę z założenia, że co ma być, to będzie. Dlatego należy korzystać z życia. Cieszę się z tego, co mam, i że aż tyle mam. Wychowałam dwie wspaniałe córki, wykonuję zawód, który daje mi wiele radości. Mam też mnóstwo pięknych wspomnień…

Z mężczyznami w tle?

Emilia Krakowska: – Też (śmiech). Poznałam wielu interesujących. Sam fakt, że czterokrotnie wychodziłam za mąż... Ale nie dlatego, że miałam taki kaprys, tylko zwyczajnie – źle lokowałam uczucia. Zawsze marzyłam o normalnym domu, rodzinie, dzieciach. Nie wszyscy jednak, jak się okazuje, są wybrańcami losu. Jeśli to zrozumiemy, nie będziemy mieli pretensji do świata, że tak a nie inaczej ułożyło się nasze życie.

To prawda, że przyjaźni się pani z byłymi mężami?

Emilia Krakowska: – Przyjaźń to może za dużo powiedziane. Powiedzmy, że się nie unikamy. A skoro już pani pyta – wszyscy ci mężczyźni, w pewnym okresie mojego życia, byli dla mnie ważni.

Zobacz także:

Jednak nie udało się pani zatrzymać ich przy sobie.

Emilia Krakowska: – Każdy z nas ma tylko 100 procent energii. Jeśli pracy zawodowej poświęci 80, zostaje mu 20. Wystarczy na to, żeby się wykąpać i przeczytać gazetę. Reszta szwankuje. Coś za coś. Albo poświęcamy się pracy zawodowej, albo stawiamy na dom. Rzadko udaje się to pogodzić. U mnie na pierwszym miejscu zawsze było aktorstwo. I kiedy któryś z mężów próbował mi w tym przeszkadzać, czułam, że ingeruje w moją wolność. A wtedy nie pozostawało nic innego jak się rozstać.

Radykalne posunięcie.

Emilia Krakowska: – Ogromnie cenię sobie niezależność.

Z perspektywy czasu widzi pani swoje błędy?

Emilia Krakowska: – Mnóstwo! Zrozumiałam to dopiero po przeczytaniu książki „Płeć mózgu”. Trochę późno, bo po 50-tce (śmiech). Gdybym wiedziała o pewnych sprawach wcześniej, inaczej wyglądałoby moje poszukiwanie partnera. Jeżeli nie ma wzorca, zaczynamy błądzić. Kiedyś jedna z koleżanek, też aktorka, zapytała mnie: „Jak to jest mieć czwartego męża?”. Odpowiedziałam krótko: „Nic odkrywczego, zza tej samej gazety tylko inny nos wystaje”. Polecam „Płeć mózgu” młodzieży, ponieważ dzięki niej młodzi ludzie będą umieli dostrzec różnice polegające na odrębności płci.

Tak bardzo się od siebie różnimy?

Emilia Krakowska: – Bardzo. Mężczyźni mają inną wrażliwość, inaczej postrzegają pewne sprawy. Kiedyś zdawało mi się, że jak się obnażę partnerowi ze swoich zalet, wad i pragnień, będzie nam dużo łatwiej budować nasz związek. On wszystkiego słuchał, zgadzał się ze mną, przytakiwał, ale robił swoje. A ja czułam się oszukana i dochodziło do nieporozumień. Żeby w związku dobrze się układało, trzeba zrozumieć własną odrębność. Robić rzeczy, które sprawiają nam przyjemność. Bez poświęcania się.

Jakie cechy pani ceni u mężczyzn?

Emilia Krakowska: – Zawsze interesowali mnie tacy z ciekawym życiorysem, umiejętnością obcowania z ludźmi. Ci, którzy mi czymś imponowali: zachowaniem, pasją.

Podobno jest w pani życiu taki mężczyzna?

Emilia Krakowska: – To prawda. Znamy się prawie pół wieku. Pierwszy raz spotkaliśmy się, gdy oboje byliśmy na studiach. Ja studiowałam aktorstwo, on architekturę. Każdy z nas był w jakimś związku. Los chciał, że dwa lata temu nasze drogi znów się zeszły. Dzielą nas tysiące kilometrów, bo Sergiusz mieszka w Brazylii. Jak się spotykamy, jest o czym opowiadać. Codziennie rozmawiamy sobie przez skype’a.