Metoda ta wydaje się tak prosta, że może budzić zdumienie: jak to? tylko tyle? Chodzi bowiem o to, by mając do rozstrzygnięcia problem i dopasowując do niego rożne sposoby działania, odpowiedzieć sobie na pytanie: co mi przyniesie takie a nie inne rozwiązanie tej sprawy za 10 minut, za 10 miesięcy i za 10 lat. Można to zrobić w myślach albo za pomocą kartki i długopisu, wypisując wszystkie za i przeciw. To krok pierwszy. Drugi polega na tym, by przewidując wszelkie konsekwencje swojej decyzji, zastanowić się nad następującymi kwestiami:  
czy taki obrót spraw w czasie zgadza się z moim systemem wartości, z moimi przekonaniami?  
czy zgadza się z życiowym celem?  
czy jest to zgodne z moimi marzeniami?  
czy dzięki temu uda mi się zaspokoić swoje potrzeby?

Zanim jednak wdrożycie tę metodę, powinniście wiedzieć, że nie wolno podejmować ważnych decyzji wyłącznie ze względu na jedną perspektywę – „za 10 lat” czy „za 10 minut”. Konieczna jest równowaga między nimi – czyli plusy powinny przeważać na każdym etapie życia.

Zobaczysz swoje życie w szerszej perspektywie

Najcenniejsze w metodzie trzech dziesiątek jest to, że w prosty sposób porządkuje ona myśli. Nie działamy już pod wpływem emocji, silnej presji. Potrafi my oddzielić fakty od mrzonek – zgodnie z zasadą, że nie można mieć w życiu absolutnie wszystkiego i trzeba dokonywać wyborów. Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Krystyna ma dwoje maleńkich dzieci, jednocześnie stara się pracować zawodowo. Ta praca jest dla niej ważna, spełnia jej ambicje i jednocześnie daje satysfakcję: Krystyna jest w niej dobra. Ale dzieci to jej największe skarby, a one ciągle chorują, ciągle musi toczyć boje z babciami i opiekunkami, żeby zechciały zostać z jej maluchami. Jest zmęczona, sfrustrowana i zastanawia się, czy aby nie zostawić swojej pracy i nie zostać w domu. Siada więc i zastanawia się:
Jeśli za 10 minut postanowię, że zostanę w domu, będę musiała stawić czoło potężnemu lękowi. Czy wystarczy nam pieniędzy? Czy nie będę cierpiała, siedząc cały czas w domu? Dobrą stroną jest to, że będę mogła dać więcej moim dzieciom, i to od razu, bo raport, który mam przygotować na za miesiąc, przestanie być taki ważny.
Za 10 miesięcy: jakoś się przyzwyczaimy do nowej sytuacji, zorganizujemy się finansowo. Jednak ja będę cierpieć, nie mając kontaktu z moimi koleżankami z pracy, żyjąc innymi problemami. Z pewnością jednak będę spokojniejsza i mniej rozdarta. No i będę mogła wprowadzić program zdrowego żywienia mojej rodziny (który tak kuleje w tym momencie).
Za 10 lat dzieci dorosną. Właściwie będą już samowystarczalne – moja opieka nie będzie im potrzebna. Będę mieć jednak 40 lat i moje szanse na dobrą i ciekawą posadę z pewnością będą mniejsze niż w tej chwili.
Jak widać z tego przykładu, odpowiedź „co zrobić”, nie jest jednoznaczna. Dlatego kolejnym krokiem będzie przefiltrowanie zebranych danych przez system przekonań, pragnień i potrzeb. Pomogą w tym następujące pytania:   Jakie jest zdanie Krystyny na temat roli kobiety, jej aktywności zawodowej. Czy praca i rozwój osobisty są dla niej ważne? Czy należy do kobiet, które pragną przede wszystkim zapewnić dzieciom jak najlepsze warunki materialne, a może chce przede wszystkim dbać o atmosferę domowego ogniska i gotowa jest to czynić, rezygnując z części dochodów?
Czy jest gotowa na to, by część opieki nad rodziną scedować na innych.  
Co jest jej głównym życiowym celem?
Realizacja zawodowa czy rodzina?  
O czym marzy?
O tym, by siedzieć w domu i robić dzieciom sweterki na drutach i smażyć konfitury, czy też piąć się po szczeblach kariery.  
W jakiej sytuacji będzie najszczęśliwsza? Co jest niezbędne do tego, by czuła się spełniona. Jedna Krystyna powie: „Choć teraz sytuacja jest trudna, zdaję sobie sprawę, że trzeba się pomęczyć i jakoś pogodzić pracę z życiem rodzinnym. Dzieci kiedyś odejdą, a ja będę mieć wtedy o wiele lepszą sytuację zawodową. Jakoś to będzie, poradzę sobie – już za rok maluchy będą przecież dojrzalsze, pójdą do przedszkola. Może przez jakiś czas spróbuję brać część pracy do domu? Byłabym nieszczęśliwa, gdybym musiała zrezygnować z tej części mojego życia – a po co moim bliskim mama i żona, która ma wiecznie skwaszoną minę. No i skąd wzięlibyśmy pieniądze. Nie byłoby nas stać na wakacyjny wyjazd, a to jest dla nas ważne!”. Natomiast druga Krystyna powie tak: „Nie umiem powierzyć nikomu opieki nad moimi dziećmi. Są dla mnie całym światem i nawet nie mogę myśleć o tym, co by się stało, gdyby były chore, a ja musiałabym siedzieć w pracy. Cały czas bym się bała, poza tym nikt tak nie dopilnuje maluchów jak rodzona matka. Zbyt ważny jest dla mnie czas od teraz do „za 10 lat”. Właśnie w tym czasie moje dzieci będą dorastać, rozwijać się, dojrzewać. Nie mogę niczego przegapić, muszę być przy nich blisko, chcę być świadkiem każdej ważnej chwili w ich życiu. To jest dla mnie wielka wartość. Trudno, będziemy musieli dać sobie radę bez moich pieniędzy”. W tym momencie Krystyna ma dobrze opisane wszystkie „za i przeciw" pomysłu o porzuceniu pracy. Pozostaje jej już tylko zdecydować, które rozwiązanie jest dla niej lepsze i bardziej realne.