Ponoć pierwszy raz Nowy Rok w świecie chrześcijańskim świętowano ze szczęścia, bo nie spełniła się przepowiednia Sybilli. Obwieściła ona, że 1 stycznia 1000 roku świat przestanie istnieć. Gdy 31 grudnia 999 roku nastała północ, wszyscy ludzie zamarli z przerażenia. Mijały kolejne minuty, a zagłada nie nadeszła. Z radości zaczęli tańczyć i nie przestawali aż do rana. Tyle legenda. Nie we wszystkich kulturach kolejny rok zaczyna się 1 stycznia. W Tajlandii przypada 13 kwietnia i przypomina nasz śmigus-dyngus. Ulicami Bangkoku płyną strugi wody wylewanej na siebie nawzajem przez Tajów, którzy wierzą w jej magiczną siłę oczyszczającą. Mieszkańcy Indii, zgodnie z urzędowym kalendarzem, świętują Nowy Rok 22 marca (jego nadejście związane jest z początkiem prac polowych). Wielu Hindusów obchodzi też Nowy Rok w październiku, gdy trwa Diwali – święto światła. Zapalają małe świeczki (tzw. diva) i puszczają papierowe łódki na wodę. W Korei Północnej noworoczne fajerwerki rozświetlają niebo 15 kwietnia, w Etiopii 11 września, gdy kraj tonie w żółtych kwiatach meskel. Dzieci układają z nich bukiety i wręczają dorosłym. W zamian dostają drobne prezenty, np. długopis. Rewanżują się życzeniami: „Szczęśliwego Nowego Roku!”.  Mam się przyznać, jak ostatnio witałam Nowy Rok? Na balu sylwestrowym, razem z mężem Polakiem. Było miło, choć zupełnie nie po chińsku – śmieje się Lin Kai Yu (jej imię znaczy „Piękny Mały Las”), urocza Chinka pochodząca z Tajpej, która w Warszawie prowadzi szkołę Inter-Lin. Uczy w niej swego ojczystego języka.
Gdy potwór Nian straszył świat – Sprowadziła mnie do was miłość – opowiada, parząc zieloną herbatę, gdy spotykamy się w jej mieszkaniu. – Krzysztofa poznałam w Kioto: on był zdolnym naukowcem, ja studentką literatury. Oczywiście, miłość od pierwszego wejrzenia, szalona i piękna. Po ślubie przyjechaliśmy do Polski. Był rok 1987, w sklepach pustki, a ja – młodziutka, szczęśliwa mężatka, chciałam się stroić – wspomina. Gdy urodzili się ich synowie, Władysław i Stefan, czytała im bajki o tym, że kiedyś żył w Chinach okrutny potwór o imieniu Nian. Każdej wiosny, dokładnie pierwszego dnia księżycowego nowego roku, wychodził z ukrycia i atakował ludzi. Nian miał jednak swe słabości: bał się hałasu i koloru czerwonego. By odstraszyć potwora, wszyscy zawieszali na domach czerwone szarfy i latarnie, przez cały dzień odpalali petardy. Działało. Bestia wracała do swej kryjówki, a Chińczycy radowali się: „Znów nam się udało wystraszyć Nian!”. – W ten sposób moi chłopcy się dowiedzieli, że w kraju ich matki Nowy Rok świętuje się na pamiątkę przepędzenia bestii. Skąd sama o tym wiedziałam? Od ukochanej babci. Gdy byłam mała, opowiadała mi o Nian. To były magiczne chwile – wyznaje. – Ciekawe: w języku chińskim imię bestii, czyli „Nian”, oraz słowo  „rok” mają ten sam zapis graficzny i wydźwięk, więc przeganianie bestii można odczytać jako żegnanie starego roku. To dla nas tak ważne święto, jak dla was Boże Narodzenie. Wszyscy dostają w pracy wolne, na całe dwa tygodnie. Radość wielka! Tak długi urlop to u nas ewenement – mówi Lin. – Chiński Nowy Rok przypada na dzień, kiedy Słońce

14 lutego nadejdzie ROK TYGRYSA
LIN KAI YU, CHINKA

tworzy koniunkcję z Księżycem. W tym roku nastąpi to 14 lutego. Dokładnie w walentynki zacznie się Rok Tygrysa. W przeddzień święta wszyscy robią w domach porządki, co ma też znaczenie symboliczne: oczyszczanie jest przygotowaniem na nadchodzące szczęście. Trzeba wyrzucić zniszczone rzeczy, kupić nowe. Cały dom zdobi się czerwonymi kartkami ze specjalnymi napisami, na przykład: „Szczęście całemu domowi” albo „Witaj, wiosno!”. Mój ulubiony napis brzmi:  „Zhao cai ìin bao”, czyli: „Pieniądze, chodźcie do nas!”. Porządki trzeba zakończyć dzień przed Nowym Rokiem. To magiczny czas. Nie wolno mówić złych, smutnych słów typu: „Jestem zmęczona”, „Boli mnie głowa”. Nie wolno ubierać się na czarno ani na biało. Tego dnia do domu rodzinnego musi wrócić każdy, choćby był na końcu świata. Stary rok trzeba, zgodnie z obyczajem shou sui, pożegnać w komplecie i miłej atmosferze. Kłótnie wykluczone! Cała rodzina do północy wspólnie gra w kości, karty, loterię czy domowe kasyno. Po północy następuje najmilszy moment dla dzieci – dziadkowie wręczają im czerwone koperty z pieniędzmi.

Tęsknię za babcią i ciasteczkami

W Nowy Rok wszyscy wstają wcześnie, wkładają nowe ubrania, a potem odwiedzają przyjaciół. Mówimy: „Gong xi”, czyli „Gratuluję, nowy rok nadchodzi”. To dzień radości. Na ulicach widać kolorowe korowody tańczących smoków, strzelają fajerwerki. Największym wydarzeniem jest wspólny posiłek, o randze waszej wieczerzy wigilijnej. Najważniejsze są pierożki jiao zi w kształcie półksiężyca. Symbolizują bogactwo, bo  przypominają monety z czasów dynastii Ming. Są wypełnione farszem mięsno-kapuścianym. Co roku lepiłam je z mamą i bardzo tę pracę lubiłam. Ważne są też okrągłe, słodkie ciasteczka ryżowe tang yuan. Babcia mi powtarzała: „Im więcej ich zjesz, tym większe będziesz miała szczęście”. Co roku niezmiennie prosiłam: „Babciu, mogę zjeść tylko jedno?”. Nie smakowały mi, były gumowe, z trudem je gryzłam – wspomina Lin. – Dziś tęsknię za babcią, a ciasteczek ryżowych mogłabym zjeść tysiąc, byleby tylko wrócić do czasów dzieciństwa. Poza tym miło byłoby dostać czerwoną kopertę. Przydałaby się. Moi synowie dziesięć lat nie widzieli swych chińskich dziadków. A tak – kupiłabym im bilety, polecieliby do Chin świętować Nowy Rok.