Pierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia ktoś zadzwonił do drzwi. Mąż poszedł otworzyć. Po chwili zawołał: „Ania, przyszła twoja siostra”. Do dzisiaj nie wiem, co wówczas w niej pękło. Nie potrafiła wyjaśnić, a ja nie chcę tego drążyć. Ale dla mnie to był... cud! Anka

Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu – te słowa pocieszenia wielokrotnie słyszałam od przyjaciół. Już siedem lat nie miałam kontaktu z młodszą siostrą i bardzo mnie to bolało. Poszło o… w zasadzie nie wiem, o co jej chodziło. Splot zdarzeń – śmierć mamy – wiem, że siostra nie umiała sobie z tym poradzić. Do tego doszły dotyczące pieniędzy spięcia pomiędzy naszymi mężami. Nie zrozumiałam, dlaczego odejście mamy oddaliło nas od siebie, zamiast jeszcze mocniej związać. I co potyczki naszych facetów mają do siostrzanej miłości? Dzwoniłam, pisałam do Doroty dziesiątki razy. Nie chciała rozmawiać, nigdy nie odpisała. Przyzwyczaiłam się, że żyjemy osobno, chociaż z tym nie mogłam się pogodzić.

Wielokrotnie brakowało mi siostry, jak wtedy, gdy dowiedziałam się, że zostanę mamą. Potrzebowałam rozmowy z bliską kobietą – nie mogłam już przecież pogadać z matką… Tęskniłam za Dorotą. To samo czułam po narodzinach córeczki – niesamowite, ale mała bardzo mi ją przypominała. Pustkę wypełniały mi córka, dwie bliskie przyjaciółki, mimo to zawsze miałam nadzieję, czekałam, że jeszcze kiedyś obie z siostrą usiądziemy przy stole, pogadamy i po tej szczerej rozmowie rzucimy się sobie w ramiona. Przecież kiedyś sobie obiecywałyśmy, że nic nas nie rozłączy.

Dwa lata temu stał się cud! W pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia odezwał się dzwonek u drzwi. Mąż poszedł otworzyć. „Ania, przyszła Dorota!” – zawołał po chwili. Dla mnie to był właśnie ten cud!

Jestem szczęśliwa, bo znowu jesteśmy razem, ale do dzisiaj nie wiem, co w niej pękło. Nie umiała wyjaśnić. Nieważne, nie chcę tego drążyć. Po co?