W zagranicznej prasie nie ustają spekulacje, czy amerykańska gwiazda Natalie Portman zdecyduje się na przyjęcie francuskiego obywatelstwa. Jako żona Francuza ma do tego prawo, a przede wszystkim – ma też ochotę. – W ten sposób spełniłabym marzenie swoje i ojca. Oboje jesteśmy wielkimi frankofilami! Mieszkałam w Paryżu, gdy miałam 12 lat, a ojciec dał mi na imię Natalie na cześć piosenki Gilberta Bécaud. Dziś myślę, że wszystko, co mnie spotkało, zmierzało do tego, bym stała się częścią francuskiej rodziny – wyznała gwiazda tuż po swoim ślubie. Rozczarowali się ci, którzy czekali na „prawdziwą sensację” czy „największe wydarzenie roku”.

Natalie Portman słynie z tego, że strzeże swej prywatności. Ślub, pozbawiony przepychu i ekstrawagancji, odbył się w tajemnicy przed mediami (do prasy przedostało się jedynie kilka zdjęć wykonanych z ukrycia, z dość dużej odległości, niezbyt wyraźnych). Młodzi nie chcieli fety w Nowym Jorku, gdzie mieszkają. Jak przystało na fanów ekologii, miłość ślubowali sobie wśród natury – na dzikim, malowniczym wybrzeżu Big Sur, które ciągnie się między San Francisco a Los Angeles. Pacyfik rozbija tu swe fale o skaliste brzegi Kalifornii. Ceremonia miała miejsce na terenie posiadłości położonej nad urwiskiem. Odbyła się w obrządku żydowskim (Natalie ma żydowskie korzenie). Panna młoda uroczo prezentowała się w skromnej, dziewczęcej sukience i wianku z polnych kwiatów. Pan młody założył smoking. Zgodnie z żydowską tradycją młodzi składali przysięgę pod huppą (specjalnym baldachimem), a ich ramiona okryte były talitem (chustą nakładaną podczas modlitwy). Nowożeńcom towarzyszyła rodzina, w tym oczywiście ich czternastomiesięczny syn Aleph. Byli też przyjaciele, m.in. Macaulay Culkin. Ceremonia trwała prawie godzinę, zakończyła się wśród okrzyków „mazel tov!”, co po hebrajsku oznacza „szczęście”. Niesiona atmosferą panna młoda oznajmiła: – Zawsze byłam ostrożna w mówieniu o uczuciach, ale muszę przyznać: jestem niewymownie szczęśliwa i wdzięczna losowi, że spotkałam mężczyznę takiego, jak mój mąż.

Od nienawiści do miłości

Natalie i Benjamin poznali się w 2009 roku w Nowym Jorku, na planie filmu Darrena Aronofsky’ego „Czarny łabędź”, w którym Portman otrzymała główną rolę. Benjamin Millepied, solista New York City Ballet, także jeden z najzdolniejszych choreografów, miał przygotować aktorkę do zagrania scen baletowych. Przez wiele miesięcy, po kilka godzin dziennie, trenowali wspólnie układy choreograficzne. Początki współpracy nie wskazywały, aby mogli się polubić, co dopiero pokochać. – Benjamin nadał treningom ostre tempo, nie był zadowolony z postępów swej uczennicy, wrzeszczał, wściekał się o każdy krok. Chyba nie było dnia, żeby się nie pokłócili. On jest perfekcjonistą, nie spocznie, dopóki nie osiągnie zamierzonego efektu – wspomina znajomy tancerza. Ale Natalie wcale się nie skarżyła. – Benjamin jest fenomenalny! Podszkolił mnie w technice tańca, bardzo się stara, by moja znajomość ruchów nie skończyła się na podstawowych krokach. A że dużo wymaga? To dobrze. Lubię dyscyplinę, porządek, nawet reżim. Jestem typem żoł-ierza, a nie rebelianta. Miło spotkać choreografa, który tyle oczekuje, bo wiem, że ja wówczas również wymagam więcej od siebie. To ekscytujące, i daje mi siłę, bym mogła przetrwać te zabójcze treningi – zapewniała gwiazda. Ale ludzie i tak wiedzieli swoje. Uważali, że ta dwójka się nienawidzi i po zakończeniu pracy nigdy nawet na siebie nie spojrzy. Nie mieli racji.

Aktorka i choreograf zakochali się w sobie. W sylwestra Natalie przedstawiła przyjaciołom Millepieda jako swojego chłopaka. Pospieszyła się, bo on był jeszcze wtedy związany z 24-letnią baleriną. Gdy niebawem się z nią rozstał, znajoma porzuconej komentowała: „Spędzili razem siedem lat, a on po prostu przyszedł do domu i oznajmił Isabelli, że ma inną. Po czym rzucił na pożegnanie, że życzy jej szczęścia. Drań”. Nie lepszą opinię wystawiali choreografowi bliscy Natalie. „Mało kto lubi Bena. To pozer, któremu imponuje zainteresowanie prasy i pozycja, jaką osiągnęła Natalie” – stwierdził jeden ze znajomych aktorki. Amerykańska prasa posunęła się w swoich opiniach nawet dalej, zestawiając Millepieda z innym tancerzem – Kevinem Federline’em, eksmężem Britney Spears. „To nie przypadek, że nawet koledzy Benjamina z teatru nazywają go K-Fedem w baletkach. Ponoć Millepied już namawia narzeczoną do sfinansowania filmu baletowego – według jego scenariusza i z nim w roli głównej. Podobnie było w przypadku Federline’a. Britney wpakowała miliony dolarów w nagranie jego płyty, która była tak żenująca, że kupiło ją zaledwie kilkaset osób w całych Stanach” – przypominali dziennikarze i pytali: „Czy zaślepiona miłością Portman pójdzie za swoim narzeczonym na dno, tak jak niegdyś Spears, której związek zakończył się długą terapią w klinice psychiatrycznej?”.

Witaj w moim świecie

Jednak Natalie nie przejmowała się tymi opiniami, ufała swojej intuicji. Czuła, że spotkała właściwego mężczyznę. Wierzyła, że to koniec jej złej passy. Do tej pory nie miała szczęścia w miłości. Uważana za poważniejszą i bardziej dojrzałą, niżby na to wskazywał jej wiek, nie potrafiła zatrzymać przy sobie partnerów. A może po prostu nie chciała? Łączono ją z aktorami Lukasem Haasem i Jake’em Gyllenhaalem, muzykami Mobym oraz Adamem Levine’em z zespołu Maroon 5, ale ona sama nigdy na ten temat nie pisnęła słowa. Przez kilka miesięcy spotykała się z meksykańskim gwiazdorem Gaelem Garcią Bernalem, lecz i ten związek w końcu się rozpadł. Powód tych niepowodzeń? Natalie nie przystawała do świata nastawionego na powierzchowność i zabawę. Skryta i zamknięta w sobie, nigdy nie należała do licznego w Hollywood grona młodych aktorów, których głównym zajęciem jest pojawianie się w modnych klubach i błyszczenie na imprezach. Zawsze uważała, że to strata czasu. Wolała odwiedzać chore dzieci na oddziałach onkologii albo działać w organizacji FINCA, która wspiera kobiety w Gwatemali, Ugandzie i Ekwadorze. – Kiedy byłam w Ugandzie, poznałam kobietę o imieniu Niema, która miała 10 córek. Dostawała od męża 80 centów dziennie na utrzymanie całej rodziny. Gdy otrzymała niewielką pożyczkę z FINCA, otworzyła przydrożny stragan. Spotkałyśmy się kilka lat później, miała już własną restaurację, zatrudniała 7 kobiet. Wszystkie córki posłała do szkoły! Kiedy ludzie dostają szansę, ciężko pracują, aby ją wykorzystać – wspomina aktorka.

Zobacz także:

Na pierwszym planie

Natalie też wykorzystała swą szansę. Zamiast bawić się w nocnych klubach, wolała się uczyć. Skończyła psychologię na Harvardzie. Mówi po hebrajsku, hiszpańsku, niemiecku, japońsku, francusku i rosyjsku. Tołstoja lubi czytać w oryginale. „Edukacja ponad sukces i pieniądze” – to dewiza, którą wyniosła z domu. Dlaczego więc akurat Benjamin Millepied miałby okazać się dla niej idealnym partnerem na życie? – Córka znalazła swoje alter ego: pracowitego estetę, świadomego i inspirującego – uważa Avner Hershlag, ojciec Natalie. I trzyma kciuki za ukochaną jedynaczkę. To działa, bo wbrew złowieszczym wróżbom prasy Natalie i Benjamin sprawiają wrażenie szczęśliwych. Ich pierwsze wspólne dziecko – „Czarny łabędź” – rzuciło na kolana publiczność, a Natalie przyniosło Oscara. Drugie dziecko – syn Aleph (jego imię brzmi jak pierwsza litera hebrajskiego alfabetu) – przyszło na świat w czerwcu ubiegłego roku. W ciąży Natalie unikała stresu. Gdy primabalerina Sarah Lane obwieściła, że to ona zatańczyła większość scen w filmie, Portman odmówiła komentarza. – Nie chcę brać udziału w tej nagonce. Najważniejsze jest teraz moje dziecko – stwierdziła. W obronie aktorki stanęli reżyser oraz oczywiście choreograf Benjamin Millepied. Obaj zgodnie zaprzeczyli zarzutom Lane. Sprawa ucichła.

A sama Natalie? Zachwycająca i wyraźnie szczęśliwa u boku swego ukochanego, pojawiła się na rozdaniu Oscarów, budząc entuzjazm wśród publiczności. Jej promienny uśmiech udzielał się wszystkim. Ale odkąd założyła rodzinę, pytana o sukcesy, wcale nie wymienia tych zawodowych, lecz niezmiennie odpowiada: – Udane życie osobiste. To coś, co jest pierwsze. Zawsze ma sens. Wszystko inne wydaje mi się bardzo powierzchowne, taki drugi plan.