Kto by pomyślał, że ten świetny aktor, jako dziecko, bardzo źle się zapowiadał.

TATA NA DYWANIKU

Gdy chodził do podstawówki, jego ojciec – Marian – wybitny aktor, musiał wciąż świecić oczami za szkolne wybryki syna. Dlaczego? Bartosz jako leworęczny dyslektyk miał kłopoty z czytaniem na głos i pisaniem, więc rekompensował to sobie, pełniąc rolę klasowego wesołka. – Na przykład, przylepiałem nauczycielki do krzeseł – wyznaje. Młody Opania często wagarował i nie odrabiał lekcji. Nic więc dziwnego, że omal nie powtarzał klasy. – Ojciec z kwiatami na korytarzu czekał na nauczycielki i z wdziękiem przekonywał je, że dobrze by było, żebym jednak skończył podstawówkę. Nie wiem jak, ale namówił matematyczkę, żeby – mimo dwunastu dwój – postawiła mi tróję na szynach – śmieje się dzisiaj. Dalszą edukację traktował już poważniej: został dyplomowanym aktorem.

MIŁOŚNIK ŁUCZNICTWA

Życie też mu się ułożyło. Ma czwórkę dzieci: 19-letniego Filipa z nieformalnego, młodzieńczego związku, a z żoną Agnieszka – dwóch synów: 11-letniego Jakuba, 2,5-rocznego Maksymiliana oraz 5-letnia córeczkę Julię. Kocha sport, szczególnie sztuki walki. Widział wszystkie filmy z Brucem Lee, sam trenuje Viet Vo Dao (wietnamski odpowiednik kung-fu, czyli walki wręcz). Poza tym godzinami rzeźbi w drewnie, zbiera scyzoryki i strzela z łuku i kuszy. Bartosz Opania ma 39 lat. Mówi o sobie, że jest uparty i nerwowy.