Lata 70. Przyjaciółka z anglistyki dała mi kontakt do „pani z telewizji” – redaktor M., która przydzielała do tłumaczenia listy dialogowe filmów. Uszczęśliwiona umówiłam się na Woronicza, w słynnym bloku F. W tamtych czasach TVP otoczona była aurą niedostępności, ci zaś, którzy w niej pracowali, należeli do wybrańców losu. Wkraczałam tu jak do świątyni. Stanęłam przed bramką strzeżoną przez strażnika. Nagle za barierką z rozświetlonego smugą światła korytarza wyłoniły się dwie postaci. On i Ona. Patrzyłam na nich z zachwytem, tacy byli piękni, zagraniczni. Moją ekstazę przerwało chrząknięcie redaktor M. Wręczyła mi listę dialogową i rzekła: „Proszę zgłosić się z gotowym tłumaczeniem”. Film okazał się dziełem wojennym, a jego bohaterowie porozumiewali się zaszyfrowanymi komenda-mi. No, łatwo nie było. Dałam radę! Przyszedł nawet taki dzień, że dostałam przepustkę i przeszłam przez bramkę