Nie ma ich wiele, bo ten DJ-ski świat wciaąż jest zdominowany przez mężczyzn. Ale to się zmienia. Nadchodzi czas kobiet. Są zdeterminowane, piekielnie zdolne i bardzo seksowne. Wpis z Facebooka: „Pięknie dziękuję za potańcówkę, można powiedzieć, że było grubo, tłusto, a może nawet syto;) An On Bast zawstydziła chłopaków. Mega!”.

An On Bast - Anna Suda. Kompozytorka i producentka muzyki elektronicznej. Gra swoje live acty na festiwalach na całym świecie.

 Kiedy wypuszczam dźwięk, potem trzeci, piąty i widzę, jak ludzie reagują na każdą zmianę, to mnie niesamowicie nakręca. Mocno empatycznie reaguję, dostaje od nich energię i ja odbijam. Kocham to, co robię, szczególnie koncerty. Bo mogę je kompletnie zepsuć, a mogę stworzyć niezapomniany klimat. Ważne jest, kiedy po wszystkim podchodzą do mnie ze słowami: „Wytańczyłem się za wszystkie czasy. Było mi dobrze”. To jest mój cel. Raz usłyszałam, że ktoś się we mnie zakochał. Kiedy indziej: „Zagrałaś tak, że czuję, jakbym miała 80 orgazmów”. Często mówią o mnie DJ-ka. Wiem, że pewnie z tym długo nie wygram. Ale jestem performerką i producentką. DJ ma płyty albo empetrójki w komputerze, które potem na imprezie miksuje. Gra czyjeś piosenki. Ja mam własne dźwięki, fragmenty, frazy rozbite na sample. I z nich na żywo buduję godzinny set podczas live actu, czyli występu na żywo. Nie są to gotowe piosenki zrobione w domu.

Czasem mnie zaczepiają, czy czegoś bym nie pokazała. Odmawiam. Co mogę odpowiedzieć na pytanie: „Jak to robisz, że twoje bity są tak pomieszane?”. Zajęło mi trzy lata, żeby brzmiało, jak brzmi. W tygodniu pracuję nad muzyką w studiu, w weekendy podróżuję, gram koncerty i imprezy taneczne. Wydałam pięć płyt i cyfrowe epki z muzyką taneczną. Dostaję maile z całego świata, że ktoś właśnie grał na imprezie mój numer, i to jest niesamowicie miłe. Kiedy uświadomiłam sobie, że kręci mnie dźwięk syntetyczny, natychmiast pojawił się pomysł, żeby stworzyć album. I zrobiłam to w siedem miesięcy, w domu, ucząc się narzędzi sama.

Eksplorowałam świat syntetycznych dźwięków, kupując samplery, drum maszyny, po kilku miesiącach sprzedawałam, szukałam nowych. Ale wymarzyłam sobie tę płytę i sama ją sobie wydałam w liczbie 500 sztuk. Mam wielki sentyment do „Welcome Scissors”. Tak marnie znałam oprogramowanie, że nie miałam pojęcia o nagrywaniu. Jak coś się nie udało, zaczynałam całość od początku. Aż wyszła setka. Kiedy pokazałam ją w necie, natychmiast odezwał się do mnie Grzesiek Bojanek, jeden z organizatorów Warsaw Electronic Festival. Zagrałam na nim, a krótko później w Katowicach na Nowej Muzyce. Był rok 2006. Dziś żyję z muzyki, jeżdżę z nią po świecie. Pracuje nad utworami tanecznymi, ale tez razem z Maćkiem Fortuną nad płytą z muzyką filmową Krzysztofa Pendereckiego. Łączymy na niej syntetyczny eksperyment i akustyczny jazz. Poza tym właściwie niczego nie słucham, potrafię pójść na wykład o designie albo pojechać wspinać się w skałkach, robić coś, co kształtuje emocje, a potem przekładam je na dźwięki. Jestem pasjonatem tworzenia dźwięków. Poświeciłam się im bez reszty.