To właśnie ona stoi za największym konkursem dla młodych projektantów w Polsce, który niezmiennie od dekady otwiera drzwi do kariery młodym i obiecującym. O tym, że warto spróbować swoich sił co roku świadczy liczba zgłoszeń - dziesiątki teczek spływają do ostatniego dnia zgłoszeń, a bywa, że nawet jeszcze po obradach jury. Tegoroczna, jubileuszowa edycja jest wyjątkowa z kilku względów - o podsumowanie swojej misji w odnajdywaniu talentów, o modę, biznes, bycie kobietą w biznesie i zmieniający się rynek fashion w Polsce pytamy Joannę Sokołowską-Pronobis.

Skąd w ogóle wzięło się Twoje zainteresowanie modą?

To jest ciekawe, bo ja bym siebie o to nigdy nie podejrzewała. Przez 10 lat pracowałam w mediach i temat mody jako biznes, zjawisko był mi kompletnie obcy. Zajmowałam się dużymi produkcjami, promocją, a rynek fashion wkraczał dopiero w fazę rozkwitu i to mnie interesowało. Gdy odeszłam po 9 latach z Polsatu, robiłam przez 2 edycje Elite Model Look. Pokazy, modelki, styliści, backstage - bardzo mi się to spodobało. Po dwóch latach zostawiłam jednak ten projekt, pojechałam na wakacje do Nowego Jorku i tam wymyśliłam FDA. Postawiłam go w 3 miesiące. 

Czego dzisiaj, po latach, w tej modzie szukasz?  

Zdziwisz się, ale ubrania interesują mnie najmniej. W modzie interesuje mnie twórczość, ludzie którzy tę modę tworzą, mechanizmy działania całej tej machiny. Dlatego zawsze jak jestem za granicą, idę do księgarni, na wystawę, kupuję i czytam namiętnie biografie projektantów. Wciąż jednak więcej jest w tym tego marketingu, filozofii, biznesu i psychologii, niż samych ubrań. Jak poczytasz biografie wielkich twórców przekonasz się, że ich tez bardziej interesował ten proces, niż finalne dzieło. 

Co jest motorem, który pcha cię ku nowemu, ku kolejnym inicjatywom?

Zdecydowanie ludzie, to z nich czerpię. Mam w życiu ogromne szczęście do ludzi. Wszystkie kobiety, które w życiu spotkałam są absolutnie wspaniałe. Strasznie mnie to intryguje, uważam, że jak się spotka kilka kobiet, to dzieje się magia. Trudno jest robić projekt cykliczny i ciągle odkrywać coś na nowo. Trochę jak w wieloletnim małżeństwie: każda żona marzy, żeby się stale zakochiwać w swoim mężu, i ja z FDA też ciągle chce te motyle w brzuchu mieć. To, co mnie napędza, to przede wszystkim fakt, że każda kolejna edycja to nowi bohaterowie, którzy definiują to, co się dzieje. Jest tak dużo nieprzewidywalnych sytuacji, cieszę się tak samo na każdą kolejną edycję, bo nigdy nie wiem do końca co się wydarzy. 

Zobacz także:

Na jakie trudności napotykałaś w pracy jako kobieta?

Stosunkowo wcześnie zaczęłam pracować. Do pierwszej poważnej pracy poszłam jak miałam 21 lat, łączyłam studia i pracę. Wystartowałam niczym nie zrażona, bez uprzedzeń i z wiarą, że będzie świetnie. Dobrze się zapowiadałam, pojechałam na staż do Nowego Jorku (to była praca w komórce Lotu, która zajmowała się podróżami, ale też obsługą VIPów, gwiazd). Chyba właśnie to, że tak szybko zaczęłam pracować i przekonanie, że świat stoi otworem i mogę wszystko, zaważyło na wszystkim, co było później. Dlatego też sama tak niesamowicie stawiam na nagrody i tych moich laureatów w FDA – wysłałabym ich wszędzie, żeby coś odkryli, sprawdzili się, poznali siebie. 

Chodzi o doświadczanie?

Zdecydowanie - doświadczanie, odkrywanie, budowanie relacji i poznawanie samego siebie. To się zresztą stosuje także do mnie samej. Chcę się rozwijać, uczyć, bo też ja ciągle coś w tej modzie nowego odkrywam. No i podobnie ci młodzi projektanci - często powtarzają, że FDA to jest ogromna przygoda w ich życiu i ja się z tego cieszę, bo wiem, że oni tego nie zapomną i będą chcieli dalej iść właśnie taką drogą odkrywania. To jest zawodowa trampolina, szkoła życia, ale też w jakimś sensie tworzymy rodzinę. Przez tę dekadę trwania projektu wszystkie osoby, które się przewinęły przez FDA cały czas są, cały czas mamy kontakt. Niektórzy zgłaszają się przecież po 2, 3 razy. Śledzą konkurs, są w liceum, a potem na studiach się zgłaszają. 

Zawsze miałaś takiego nosa do ludzi?

Tak, ale też do firm. FDA wspierały naprawdę wspaniałe marki polskie i globalne. Firmy angażowały się w ten projekt po kilka lat z rzędu, to najlepszy dowód uznania. Zawsze miałam poczucie, że daję młodym projektantom wzór i przykład, na zasadzie: „Zobaczcie, jeśli chcecie zacząć przygodę z modą na poważnie, to właśnie tak ona powinna wyglądać. Musicie mieć wiarygodnych partnerów, wasze kolekcie powinny być pokazane w najlepszej formie przed najlepszą widownią”. Chodzi o to, żeby nie bać się zaczynać z wysokiego C. Przez to nabierają szacunku do swoich ubrań. Często ich pytam: „Lubicie swoje ubrania?”. To jest ważne, bo jeśli czegoś się nie lubi, nie ma do tego serca, to trudno myśleć o sukcesie – to zupełnie podstawowa sprawa.

Na jakiej zasadzie u Ciebie pojawiają się i ewoluują koncepcje na kolejny biznes?

Jak 10 lat temu zakładałam agencję eventowo-prową, gdy wreszcie poczułam, ze to jest ten czas, by zacząć swój biznes, miałam gotowe wszystko: logo, wizytówkę, tylko nie miałam żadnego klienta. Dlatego chciałam stworzyć flagowy projekt, który pomoże mi go przyciągnąć i właśnie wtedy stworzyłam FDA.

To się spodobało, pierwsza edycja została dostrzeżona i doceniona. Wiedziałam, że muszę to wykorzystać i wchodzić przez wszystkie drzwi, które się dla mnie otworzyły. Ja, osoba, która o modzie wiedziała nie za wiele i nie miała doświadczenia ani znajomości, a jedynie młody projekt, tak mocno w to uwierzyłam, byłam tak wiarygodna i działałam z taką pasją, że duże firmy dały mi na to pieniądze, a najlepsze nazwiska z branży fashion zasiadły w gronie jury mojego projektu. Uważam to za swój ogromny sukces.

Myślę też, że gdybym dziś miała podjąć taką decyzję, wcale nie byłoby to takie łatwe. W czasach bez mediów społecznościowych, gdy ludzie się ze sobą spotykali, procesy decyzyjne były szybsze – jedno, drugie spotkanie i już. Dziś to wygląda całkiem inaczej, wszystko trwa strasznie długo. Śmieję się, że z FDA zrobił się projekt całoroczny – muszę spiąć wszystko na długo wcześniej, by móc z tym wystartować w grudniu. Dziś zdecydowanie nie miałabym w sobie tego wszystkiego, co 10 lat temu.

Jak to jest, że przez 10 lat nie FDA nie doczekał się konkurencji?

Jak ten projekt uruchamiałam, było 5 konkursów dla młodych projektantów. Ludzie mnie pytali: „Po co to robisz?”, ale ja czułam, że to będzie inna jakość. Jako że miałam spore doświadczenie w sponsoringu wiedziałam, jak ściągnąć te wielkie firmy, jak sprawić, żeby chciały się w takie przedsięwzięcie zaangażować. Myślę też, że przez ostatnią dekadę rynek mody zmieniał się ogromnie. Były wzloty, upadki, kryzys w USA- wtedy sporo inicjatyw się załamało, a FDA przetrwało i z tego jestem dumna.

Jak byś mnie spytała, co ja dokładnie w 10. edycji przygotowuję, to mogę śmiało powiedzieć, że mam wreszcie taki komfort czerpania z tego, co włożyłam w tej projekt. I to będzie właśnie najlepsze, co mogę z niego wyjąć i zaprezentować w jubileuszowym wydaniu. Natomiast nie chcę w nieskończoność podnosić sobie poprzeczki i z roku na rok pokazywać to jeszcze lepiej, jeszcze więcej, jeszcze mocniej, bo nie o to w tym wszystkim chodzi.

Co jest najmocniejszą stroną FDA?

Ten projekt zawsze był mocno osadzony w realiach. Nie chodziło o stworzenie wydmuszki marketingowej albo naobiecywanie gruszek na wierzbie. Ja jestem realistką i od zawsze wyznaję jedną zasadę: małymi krokami, konsekwentnie trzeba kroczyć do przodu. Drugiego tak konsekwentnie tworzonego projektu nie ma: pomału właśnie, krok po kroku, bez fajerwerków na start. Zawsze miałam też w sobie dużą pokorę – o każdą złotówkę muszę zawalczyć sama. I o każdą warto zawalczyć.

Czego się nauczyłaś podczas kolejnych edycji?

Że życie jest nieprzewidywalne, pełne niespodzianek. Po 8. edycji zrobiłam przerwę. Czułam, że jeśli nie odpocznę, po prostu przestanę lubić i szanować ten projekt. Musiałam dać sobie czas, w którym zajęłam się innymi projektami komercyjnymi i zobaczyłam, jak w ogóle wygląda życie bez FDA.

A czego uczysz się od swoich podopiecznych?

Ostatnio moja jurorka FDA – Dorota Williams powiedziała, co chętnie za nią powtórzę, że uwielbia wymieniać się energią z młodymi projektantami. Czerpię z ludzi, szczególnie młodych. Oni maja w sobie taki spontan, taką świeżość, zero zahamowań, dla nich nic nie jest problemem. A ludzie, którzy przychodzą do FDA to są ludzie naprawdę życiowo ogarnięci, z reguły po szkołach, zdecydowani, co chcą w życiu robić i bardzo zdeterminowani, by odnieść sukces. Widzący i czujący swoją markę. Wielkim sukcesem jest też atmosfera panująca w FDA: uczestnicy się wspierają, zaprzyjaźniają, trzymają kontakt po zakończeniu. To jest super, bo każdy z nich jest naprawdę inny, są mocno wyspecjalizowani: ktoś w printach, ktoś inny w dzianinie, jeszcze inny w aspektach strukturalnych.

Czy uczestnicy bardzo się zmienili od pierwszych edycji? Jacy są młodzi ludzie dziś wkraczający do branży?

Ja myślę, że social media zmieniły wszystko. Ludzie są strasznie przebodźcowani, a to paradoksalnie utrudnia podjęcie decyzji. Tak jak w przypadku Steve’a Jobsa, którego dziennikarka zapytała: „Jest pan szalenie zamożny, czy osoba z pana statusem finansowym nie powinna się lepiej ubierać?” Na co padła odpowiedź: „Ja podejmuję miliony decyzji dziennie. Gdybym do tego jeszcze miał zastanawiać, w co mam się ubrać, to byłoby to o tę jedną decyzję za dużo. Zuckerberg robi zresztą to samo.

Młodzi ludzi, którzy chcą od razu wszystkiego, bo są spragnieni świata, chcą się uczyć, nie zawsze mają ten balans. Czasem idzie to w dobrą stronę – sport, medytację, bo dla twórców ta równowaga jest szalenie ważna, ale najczęściej trwają w ogromnym pędzie i pod presją, by wycisnąć ze wszystkiego jak najwięcej, być wszędzie, znać każdego. To jest czasami too much.

Ale to chyba domena młodości.

Tak, ale media społecznościowe powodują, że ludzie nie mogą się skupić. Są nieobecni tu i teraz. W FDA powinni chyba dostawać ode mnie wspaniałą książkę „Potęga teraźniejszości”. 

 To też powoduje, ze wiele zgłoszeń  dociera ostatnią chwilę.

W jednym z wywiadów mówiłaś, że często najfajniejsze zgłoszenia przychodzą po czasie. 

Jak przychodzą po czasie, to jest dramat. W zeszłym roku zdarzyła się sytuacja absolutnie wyjątkowa - ponad 30 teczek przyszło po obradach jurorów, czyli w momencie, gdy nie mogłam już nic z nimi zrobić. Dzień przed obradami - w porządku, ale inaczej to jest ból, a często znajduję rzeczy niesamowite. Wtedy mówię tym młodym ludziom, bo zdarzają się prace, obok których naprawdę nie mogę przejść obojętnie: „Zapraszam cię do następnej edycji, tylko obiecaj, że wyślesz zgłoszenie odpowiednio wcześniej ”. 

Czy patrząc na cały projekt masz taką myśl, że dziś coś zrobiłabyś inaczej?

Ja jestem zodiakalnym Rakiem, a więc jakoś bardzo skora do zmian nie jestem, ale myślę o jednym: czas startu, czyli grudzień to jest naprawdę trudny czas. Wiele razy się zastanawiałam, czy nie powinien to być styczeń, luty, może marzec, żeby działać w większym spokoju. Ale to by oznaczało, że nie miałabym wakacji, bo finał wypadłby po wakacjach, a to, że ten projekt kończy się w maju daje mi dobrą perspektywę. 

No i czas na zasłużony odpoczynek.

Tak! I najśmieszniejsze jest , jak dziennikarze na gali finałowej pytają mnie: „Czy ma już pani pomysł na kolejną edycję?”, to się śmieję: „Nie, teraz jest czas na wakacje, ja jestem tu i teraz”. I strasznie tego pilnuje, żeby grubą krechą oddzielić to co się wydarzyło, dać sobie czas takiego totalnego luzu, żeby za jakiś czas podjąć kolejny temat. Szczególnie przy tak dużym przedsięwzięciu. 

Największa nauczka?

W drugiej edycji. Na dwa tygodnie przed startem na etapie umowy parafowanej wycofał się sponsor główny. Ja mogłam wtedy tego nie robić, ale nie wiem, czy miałabym wtedy odwagę przed samą sobą później to reaktywować. Ale zawzięłam się i cieszę się z tego, dlatego że to właśnie od tej od tej drugiej edycji projekt zaczął świetnie na siebie zarabiać. Poza tym to była dla mnie niezwykle ważna lekcja. Podobnie jest z projektantami - wielu ma poczucie, że udział w FDA był znaczącym momentem w ich karierze.

Masz małą córkę, która przygląda się Twojej pracy. Co ona wyciąga dla siebie z tego projektu?

8-letniej córce pokazuję, że może robić w życiu to co chce i że najważniejsza jest pasja. Zarażam takim podejściem ludzi wokół. „Urodziłaś się bez skrzydeł, ale pozwól im wyrosnąć” to zawsze była moja dewiza i tego uczę moje dzieci, bo mam też dorosłego syna, który dawno już wdrożył ją w życie.

Dlaczego przewaga uczestników FDA to dziewczyny, a na czele domów mody są sami mężczyźni? 

Jest ogromna przewaga dziewczyn. Oczywiście chłopcy też się zgłaszają, ale są w mniejszości. Taka tendencja była od samego początku. Kiedyś czytałam wywiad z szefem kuchni i on w odpowiedzi na pytanie dlaczego największymi szefami kuchni są mężczyźni powiedział jedno zdanie, które zapamiętałam: „To jest bardzo ciężka praca, o wiele cięższa niż ta, na jaką jakakolwiek kobieta może sobie pozwolić. Kobieta ma na głowie dom, dzieci, spina to wszystko. Moja kuchnia jest jak statek kosmiczny i tylko mężczyźni umieją obsługiwać takie skomplikowane sprzęty. To jest skomputeryzowane epicentrum dowodzenia.”

W przypadku domów mody jest tak samo. Nie znam kobiet, które nie byłyby rozdarte między karierą a dziećmi, ani takich, które potrafiłyby pracować 24 godziny na dobę, a takich mężczyzn znam. Decydując się na dziecko kobiety się w tym wyścigu zatrzymują, stąd „moda” na późne macierzyństwo.

Sama zaliczam się do tych, które nie umiałyby kompletnie pogodzić macierzyństwa i kariery. U mnie odbywało się to zawsze ogromnym kosztem. Gdybym umiała, dziś miałaby wszystkiego 5 razy więcej, a FDA miałoby 10 razy więcej sponsorów i może międzynarodowe edycje. W życiu staram się to wszystko wypośrodkować, by osiągnąć balans. Pasja i balans to moje dwa słowa klucz. 

Czy dziewczyny idące do FDA mają świadomość, że może im być w zawodzie trudniej?

Mam nadzieje, że będą miały coraz łatwiej, to się zmienia. Liczę, że jak moja córka będzie u progu kariery, przynajmniej wyrównają się pensje. Poza tym każdy psycholog potwierdzi, że kobiety są lepszymi szefami, mają więcej empatii, więcej zrozumienia, są lepiej zorganizowane i umieją pociągać za kilka sznurków na raz. 

Temat najnowszej edycji to…

Jest wspaniały i brzmi: „Be Italian, be Glamour”. To jest świetne, bo nie znam człowieka, który nie byłby szczęśliwy we Włoszech, nie lubił tam jeździć, nie zachwycał tamtejszą kulturą i klimatem. Tematy geograficzne w ogóle są bardzo lubiane. W 5. edycji głównym hasłem było „Essense de Paris”, przyszło 360 zgłoszeń i to był totalny rekord. 

Najbardziej pamiętne edycje?

Pokaz George’a Chakry z Bejrutu, którego zaprosiłam do premierowej edycji, który jest absolutnie fantastycznym projektantem, światowa liga. Napisałam do niego maila, że stworzyłam taki projekt i on od razu dał znać, że przyjeżdża. Przywiózł spektakularne suknie, ludzie mieli dreszcze. Byłam wtedy naprawdę dumna.

Pamiętam też, że w 4. edycji był taki chłopak w finale, który miał kolekcję inną niż wszyscy - wykonaną z przędzy. Po pokazie 4 dziewczyny weszły na backstage i kupiły wszystko. „Ja nic nie mam, wszystko sprzedałem” – skomentował z niedowierzaniem, a pozostali na to: „Wow, to to się tak odbywa?”

No i staże u projektantów za granicą, na które wyjeżdżali uczestnicy zawsze wiązały się z jakimiś niesamowitymi przygodami. To są z reguły duże atelier, tak jak np. te w Bejrucie - ogromne przedsiębiorstwa zatrudniające 100 osób. To niesamotna lekcja dla stawiającego pierwsze kroki projektanta. Hilary Swank założyła suknię za 65 tysięcy dolarów autorstwa projektanta, którego zaprosiłam - to był obłęd.

Ciekawą przygodę miała tez Małgosia Skorupa, która pojechała do Lizbony i tak się zaprzyjaźniła z projektantem Ricardo Preto, że została ponad miesiąc. On zresztą też bardzo ciepło wspominał to doświadczenie. 

A finały?

Finał jest zawsze w maju, pogoda jest totalnie nieprzewidywalna. Robiłam pokaz jak było 15 stopni i grad i wtedy, gdy temperatura przekraczała 30 stopni - nigdy nie wiadomo jak będzie. 

Trudniejszy moment?

Każda edycja ma motyw przewodni, one są różne, ale zawsze nośne, medialne, plastyczne. Jednym z nich było stare dobre Hollywood – lata 20., 30.  Ten temat okazał się być niesamowicie trudny, bo wymagał pracy u podstaw - oczytania, poszperania i wielu projektantów szybko zobaczyło, że to nie jest zabawa na zasadzie „Ach, coś tam sobie zaprojektuje”, zwłaszcza, że mieliśmy wnikliwych ekspertów. ​

Co jeszcze chciałabyś osiągnąć jeśli chodzi o ten projekt?

Przy 10. edycji mam dużo wdzięczności, ze od 10 lat robię to, co kocham i naprawdę poczucie autentycznego spełnienia. Mam nadzieję, że tym projektem jakoś zapiszę się w historii.

Daję moim finalistom dużo motywacji i narzędzi na przyszłość. Wiele składa się na to, czy odniosą sukces czy nie Muszą pamiętać o aspekcie finansowym własnej twórczości, że to jest biznes - jeśli nie dasz rady się z tego utrzymać, przestajesz szanować tę pracę.

Dziękuję za rozmowę.