Wyjątkowe miejsce na planie Starego Miasta!

Pani Maria Lipka prowadzi swój sklep z nakryciami głowy na Floriańskiej od ponad dwóch dekad. Od wielu lat jest to obowiązkowy punkt na mapie Krakowa wszystkich wielbicielek mody, stylu vintage, ale też miłośników najnowszych trendów. Ale jak wyglądały początki tego miejsca?

- Babcia wszystko zapoczątkowała - mówi wnuczka pani Marysi, Joanna Lis. - Po szkole zawodowej zaczęła zajmować się modniarstwem, zrobiła wszystkie kursy czeladnicze i mistrzowskie. Babcia zawsze chciała być albo nauczycielką albo właśnie pracować w handlu. Na początku przez 10 lat pracowała na Floriańskiej u żony swojego profesora, który uczył ją zawodu, a potem przeniosła się na Filipa, gdzie pracowała 30 lat. No a tutaj babcia prowadzi sklep już 20 lat. Nikt z nas nie poszedł dalej w tym kierunku, aczkolwiek moja mama przez jakiś czas uczyła się u niej zawodu. Potem poszła w suknie ślubne, tak jak teraz ja.

- Tam, na Filipa, robiłyśmy jeszcze przeróbki. We dwie z siostrą to prowadziłyśmy. Ona miała prawdziwy talent! Przedtem szyła na eksport w sklepie państwowym, ale zwolniła się i przyszła do mnie. To był zgrany zespół! – dodaje właścicielka Maria Lipka, wspominając dawne czasy.

Wieloletnie doświadczenie, pasja do handlu oraz miłość do klientów wpłynęły na to, że pani Marysia zainspirowała resztę rodziny do otworzenia podobnych biznesów. Jak mówi wnuczka Joanna, cała rodzina zajmuje się obecnie handlem i wszyscy są z tego bardzo zadowoleni!

- Babcia miała dwójkę dzieci: mojego tatę i ciocię. Obydwoje mają teraz swoje salony sukien ślubnych. Wszyscy jesteśmy w handlu, takim bardzo specyficznym. Babcia zawsze może coś doradzić, a my przez to, że też jesteśmy w tej branży, pomagamy jej. To nie jest tak, że tylko ja tutaj jestem. Pomagamy jej wszyscy – zapewnia wnuczka.

Zobacz też:KOBIETA OD KUCHNI: Stare radio, energetyczny kredens i zapach chleba, czyli kuchnia artystycznej duszy Kasi

Zobacz także:

Kapelusze z Krakowa. Magiczny sklepik na Floriańskiej

Od razu po przekroczeniu progu sklepu, przenosimy się do zupełnie innego, magicznego świata kapeluszy. Gdziekolwiek nie spojrzymy, jesteśmy otoczeni przez mnóstwo nakryć głowy o różnych kształtach, kolorach, uszytych z różnych materiałów. Duży czarny kapelusz z ogromnym rondem leży tuż obok czerwonego beretu przypominającego te, które noszą eleganckie Francuzki. Zaraz pod nim, na kolorowym pudełku, znajduje się ciepła wełniana czapka i idealny na lato słomiany kapelusz. Czy wnuczka odziedziczyła po babci talent i pasję do handlu nakryciami głowy?

- Być może tak, w końcu jesteśmy krew z krwi! (śmiech). Ja także pracuję w handlu, więc może coś w tym jest. Ta praca jest niewątpliwie bardzo satysfakcjonująca. Zwłaszcza jak przychodzą klienci, jak uda się coś fajnego dobrać do głowy. Ja też bardzo długo pracuję w handlu, więc znam ten temat. Co prawda nie zajmuję się kapeluszami, tylko sukniami ślubnymi, ale mimo wielu różnić, działa to bardzo podobnie. W obu przypadkach jest satysfakcja z uszczęśliwiania klientów. Jestem bardzo zadowolona z takiej pracy – opowiada wnuczka Joanna.

Zaraz na wejściu wita nas także właścicielka, pani Maria Lipka, która na nakryciach głowy zna się, jak nikt inny. Wie co jest modne, doradzi co nam pasuje, a oprócz tego podzieli się wieloma anegdotkami i opowieściami ze swojego barwnego życia. Dzięki niej, nie tylko wyjdziemy stamtąd z nowym nabytkiem na naszej głowie, ale też z wiedzą, o tym, jak było kiedyś i jak przez te lata zmieniała się moda, gusta albo po prostu ludzie.

- Kiedyś każda klientka wiedziała, czego chce - opowiada pani Marysia - To były eleganckie panie przedwojenne. One, gdy przychodziły, to miały próbki, tak żeby kapelusz pasował do rękawiczki albo płaszcza. To były prawdziwe damy! Dzisiaj jest inaczej. Człowiek wsiada w samochód i kapelusz daje do tyłu, bo mu niepotrzebny. Takie czasy nastały. Ale jak widać, kapelusze dalej u mnie kupują!

Jeżeli zapytacie, co jest ulubionym elementem pracy pani Marysi, bez zawahania powie ona, że ludzie. Właścicielka tego wyjątkowego miejsca jest niesamowicie zżyta ze swoimi klientami i darzy ich ogromnym szacunkiem, ale też sympatią. Kapeluszniczka ze wzruszeniem wspomina wszystkie miłe gesty, jakie spotkały ją ze strony wdzięcznych klientów.

- Jedna pani, kiedy zabrakło mi papieru na wybicie kapelusza, poszła do banku, przyniosła mi wydruk, jeszcze mnie przytuliła i czekoladę mi przyniosła! Naprawdę mam cudownych klientów. Jak widać mam szczęście do ludzi, a oni chyba też mnie lubią – wspomina pani Marysia.

Zobacz też: 8 stylowych butów i dodatków na specjalne okazje, które podkręcą każdą zimową stylizację!

Sklep z kapeluszami - ulubione miejsce aktorów i polityków

Niewielki sklepik na Floriańskiej to ulubione miejsce nie tylko turystów i miłośników mody, ale także ludzi teatru, opery i polityki. Ciężko byłoby policzyć, ile razy kapelusze pani Marii znalazły się na głowach wybitnych aktorów, śpiewaków operowych, czy wykładowców akademickich. Wiele razy, oglądając sztukę teatralną czy udając się na arię operową, mogliśmy podziwiać nakrycia głowy naszej wspaniałej krakowskiej kapeluszniczki, będące częścią kostiumu odgrywanej postaci. Jeżeli jesteście ciekawi, wystarczy udać się do Teatru Słowackiego, Teatru Wielkiego lub Opery Krakowskiej.

- Do teatru sprzedaje nagminnie, nawet obecnie - mówi nam Maria Lipka. - Wczoraj właśnie przyszła do mnie pani z teatru. Sprzedawałam do opery, teatrów, do Uniwersytetu Jagiellońskiego. Bardzo eleganccy ludzie! Przychodzą do mnie aktorzy, dyrektorzy. Niedawno był u mnie pan z teatru i kupił słomkowy kapelusz na lato. Ministrowie, jak jadą do Zakopanego, to albo przed wyjazdem albo po, przychodzą i kupują kapelusze!

- Babcia nie pamięta już żadnego nazwiska, oprócz Anny Polony. Potrafi przytoczyć, że to byli aktorzy Teatru Wielkiego czy Słowackiego, ale nie pamięta już niestety żadnych nazwisk - dodaje jej wnuczka.

Zobacz też: Tomasz Dedek: "Wtedy zrozumiałem, co to znaczy być w teatrze". Rozmawiamy o sytuacji artystów w Polsce

Koronawirus zniszczył detalistów. Jeden post na Facebooku przyciągnął tłumy i uratował sklep z kapeluszami!

Niestety, nawet do tak magicznego miejsca, jak sklepik na Floriańskiej, zawitała pandemia, a razem z nią brak klientów. Koronawirus nie sprzyja myślom o kupnie nowego kapelusza. W związku z tym sklep zaczął świecić pustkami, a w głowie niejednej osoby mogłyby pojawić się myśli o zamknięciu biznesu. Jednak nic takiego nie miało miejsca w przypadku pani Marii Lipki oraz jej wnuczki Joanny. Nasze bohaterki nie poddały się tak łatwo i postanowiły zawalczyć o nowych klientów! Wszystko zaczęło się od posta Joanny Lis na Facebooku, w którym wnuczka zwróciła uwagę na problemy z brakiem klientów w sklepie babci. Wzruszający wpis, w skrócie opowiadający historię pani Marysi, a także opatrzony zdjęciem naszej fantastycznej kapeluszniczki oraz jej pięknego towaru, okazał się strzałem w dziesiątkę!

- Zaczęło się od tego, że przyszłam rozliczyć babci rachunki - wspomina ten dzień wnuczka Joanna. - Zobaczyłam, jak strasznie słabo sprzedała w ostatnim miesiącu. W ostatnim czasie ogólnie było bardzo ciężko. Postanowiłam, że wrzucę spontanicznego posta i okazało się, że otrzymał ogromny odzew. Po prostu szok!

- Jak była pandemia, to nie sprzedawało się nic. Było naprawdę ciężko, a za coś trzeba było zapłacić czynsz i rachunki - opowiada Maria Lipka. - Tak więc dostałam postojowe i to było całkiem dobre dla mnie. Uratowało mnie to. Po drugiej fali dosłownie nikt nie przychodził do sklepu. A teraz po tym poście to niesamowity ruch jest u nas. Dzięki temu robimy duże zamówienia. W poniedziałek na przykład sklep był pusty, bo cały towar wykupili. Coś niezwykłego!

Jak mówią nasze bohaterki, już następnego dnia klienci ruszyli na pomoc! Jedni postanowili wesprzeć upadający biznes w tym ciężkim dla nas wszystkich czasie, a inni po prostu odkryli nowe miejsce, które okazało się godnym ich uwagi. Nic dziwnego, bo magiczna kraina kapeluszy posiada niesamowity urok i  naprawdę może zachwycić każdego!

- Post został wrzucony bodajże w środę po południu, a w czwartek i w piątek był tu niesamowity ruch. Ludzie ustawiali się w kolejce na Floriańskiej - opowiada ze śmiechem Joanna Lis.

- Kolejka szła przez całą ulicę – dodaje właścicielka. - Musiała przyjść wnuczka i mi pomagać, bo sama nie dałabym sobie tutaj rady. Teraz do wieczora mam klientki. Wczoraj na przykład wyszłam stąd o 21. Ludzie przychodzą, czekają i marzną na zewnątrz. Ulice puste, a ja mam klientów. Coś niesamowitego!

Odzyskanie klientów było szczególnie istotne dla pani Marii Lipki, bo jak sama przyznaje, brak możliwości poznawania nowych osób i rozmowy z nimi bardzo mocno jej doskwierał. Teraz malutki sklepik na Floriańskiej stał się nie tylko centrum zainteresowania klientów, ale także mediów, czego żadna z pań się nie spodziewała! Zarówno babcia, jak i wnuczka, nie ukrywają zdziwienia i radości wywołanych takim obrotem spraw.

- Babcia była bardzo zmęczona przez pierwsze dwa dni, ale zareagowała też olbrzymim uśmiechem -zapewnia Joanna Lis. - Ona kocha ludzi i jak ktoś do niej przychodzi, to sprawia jej to ogromną radość. Lubi, kiedy może dobrać komuś kapelusz, doradzić, ale też  opowiedzieć o sobie, swoim życiu i pracy. Dla babci jest to niesamowite spełnienie! Jak każda starsza osoba potrzebuje kontaktu z ludźmi i to jest dla niej kluczowe. Nie ważne, żeby coś sprzedać, byle tylko przychodzili ludzie!

A jak na tak ogromną zmianę zareagowała nasza kapeluszniczka Maria Lipka?

- Dla mnie to był szok! Najpierw nie ma nic, a potem taki tłum! - opowiada właścicielka sklepiku na Floriańskiej. - Ja kocham ludzi i kocham moich klientów. Jestem z nich dumna, bo to cudowni ludzie. Przedtem potrafiłam siedzieć 3 godziny i nic nie sprzedać. Trochę mi się nudziło, bo nie miałam z kim porozmawiać, ale wtedy wychodziłam na ulicę do znajomych, co mają sklepy. Teraz jestem bardzo zadowolona z klientów!

Zobacz też: 7 ponadczasowych dodatków, w które warto inwestować niezależnie od trendów i sezonu. Nigdy nie wyjdą z mody!

Pandemia nie gaśnie. Co z przyszłością tego magicznego miejsca?

Obecnie klimatyczny sklepik z kapeluszami na ulicy Floriańskiej jest jednym z ulubionych miejsc zarówno turystów, jak i mieszkańców Krakowa, o czym świadczą tłumy ustawiających się w kolejce przed sklepem osób oraz mnóstwo zachwyconych klientów. Magiczna kraina kapeluszy urzeka cudowną atmosferą, jaka panuje wewnątrz, przepięknymi nakryciami głowy i przede wszystkim osobą właścicielki -Marii Lipki, która zawsze przywita nas ciepłym słowem i ciekawą historią. Ale co się stanie w przyszłości z tym wyjątkowym miejscem? Czy wnuczka Joanna Lis przejmie od babci stery i to ona będzie teraz uszczęśliwiać klientów nowymi kapeluszami?

- Jeśli tylko babcia by chciała, to jak najbardziej, ale na razie staram się o tym nie myśleć. Skupiam się na tym, co tu i teraz – odpowiada wnuczka.

Wydaje się jednak, że nie musimy się obawiać, bo pani Marysia nie zamierza szybko rezygnować z prowadzenia swojego ukochanego sklepu.

- Jak już nie dam rady, to oczywiście, że będę musiała zrezygnować, ale tak długo jak dam radę, chcę tutaj zostać. Ja nie potrzebuję dużo, a kocham to miejsce i tych ludzi. Mam to szczęście, że bardzo lubię swoją pracę.

Pandemia koronawirusa to trudny czas dla nas wszystkich, ale chyba najbardziej trudny dla tych wszystkich małych sklepików i niewielkich firm, które nie radzą sobie z brakiem klientów. Rozejrzyjmy się wokół i chociaż od czasu do czasu zainwestujmy w kupno czegoś w małym, pobliskim sklepiku, by w ten sposób wesprzeć takich ludzi, jak kapeluszniczka Marysia.

Zobacz też: Redakcja Kobieta.pl pisze list do Św. Mikołaja: co chciałybyśmy znaleźć pod choinką?