Ewakuacje ludności z zarażonego regionu Wuhan trwa. Ambasada USA ewakuowały ponad 200 swoich obywateli, a lista krajów, które planują ewakuację z Chin, cały czas się zwiększa. Koronawirus rodzi zdecydowanie niebezpodstawną panikę, to realne zagrożenie, które budzi strach na całym świecie. Pisaliśmy już o oficjalnym oświadczeniu Ministerstwa Zdrowia w sprawie koronawirusa w Polsce i jego potencjalnego zagrożenia dla kraju.

Koronawirus rozdziela rodziny

Cały świat stanął w obliczu zagrożenia epidemią koronawirusa. Jednak w najbardziej dramatycznej sytuacji są ci, którzy pozostali na terytorium Chin. Z relacji świadków wynika, że regulamin opuszczenia zainfekowanego wirusem regionu jest niezwykle rygorystyczny. Opisy rozdzielonych rodzin są dramatyczne, bowiem okazuje się, że nie wszyscy, którzy chcą, mogą wyjechać.  Brytyjka, która od wielu lat mieszka z dzieckiem w Chinach relacjonuje, że została poinformowana przez telefon z MSZ w Londynie o ewakuacji. Ale bez syna. Co stanęło na przeszkodzie? Jej syn urodził się w Chinach, ma chiński akt urodzenia i chiński paszport.

"Powiedzieli, że jest miejsce w samolocie, ale mój syn nie może lecieć. Usłyszałam, że nic nie mogą zrobić, że bardzo im przykro, ale czy ja chcę dostać się na samolot? Bo ja mogę lecieć bez problemu. I mam zostawić swojego syna?", opowiada dziennikarzowi jednego z portali.

Brytyjka w tym samym wywiadzie opowiada o innych podobnych przypadkach z jej najbliższego otoczenia. 

"Znam Amerykankę, która również została w Wuhan z podobnej przyczyny. Moja przyjaciółka też została z dzieckiem. Reszta to plotki. W Wuhan mieszkam w spokojnej ulicy, blisko są dwa duże supermarkety, które są dobrze zaopatrzone. Żywność naprawdę nie jest problemem", mówi.

Realia życia w mieście ogarniętym epidemią

Jak wyglądają obecnie jej realia życia w zarażonym regionie? Jak sama przyznaje  nie wychodzi z domu od ponad połowa miesiąca, z wyjątkiem zakupów po najpotrzebniejsze rzeczy. Opowiada jak wygląda najbliższe otoczenie. Z jej relacji wyłania się krajobraz opustoszałego, wyludnionego miasta.

"Ludzie nie pracują, wszyscy siedzą w domach. Nie mamy z nikim kontaktu, żadnych sąsiedzkich wizyt. Jesteśmy zamknięci w domach, z nadzieją, że ludzie wiedzą co się dzieje, i że przyjdzie pomoc.", mówi.