Marta Grundland - wyjątkowa aktywistka Granpeace 

Marta Grundland od lat walczy z wycinkami lasów i szerzy ekologiczną świadomość. Opowiadała o Puszczy Białowieskiej w Azji, była zatrzymana przez policję, za swoją działalność otrzymała nominację do „Kryształowych Zwierciadeł”. Specjalnie dla Kobieta.pl opowiedziała o tym, czym dla niej jest aktywizm i jak to jest walczyć o przyrodę w Polsce – kraju, gdzie bagatelizuje się problem zmian klimatycznych.

Wiktoria Grochowska Kobieta.pl: Pani przygoda z lasami zaczęła się, kiedy w wieku 19 lat wyjechała Pani do puszczy Białowieskiej i spędziła tam Pani aż dwa miesiące. Jak to wydarzenie wpłynęło na ukształtowanie Pani jako dorosłej osoby i jako aktywistki?

Marta Grundland: Bardzo wcześnie trafiłam do Greenpeace jako wolontariuszka. Miałam 18 lat. Wtedy zaczynała się kampania na rzecz Puszczy Białowieskiej. Ówczesny dyrektor na spotkaniu z wolontariuszami powiedział, że gdyby ktoś chciał pojechać do puszczy robić patrole, to on taką osobę tam wyśle. Byłam wtedy świeżo po maturze, przed studiami, miałam kilka miesięcy wolnego. Podeszłam do niego i powiedziałam, że ja chcę w takim razie jechać do puszczy. Zostałam wyposażona w rower, mapę, kompas, GPSa i kilka kontaktów do ludzi tam na miejscu. Pojechałam, nie za bardzo wiedząc, jak korzystać z mapy czy GPSa, nie za bardzo umiejąc się samemu orientować w terenie. Na miejscu poznałam bardzo wielu ludzi, z którymi do tej pory współpracuję, którzy zajmują się ochroną Puszczy Białowieskiej. Bardzo dużo nauczyli mnie o lesie. Spędziłam tam dwa miesiące, jeżdżąc i szukając tych fragmentów puszczy, które miały zostać wycięte. Przede wszystkim dla mnie był to moment, kiedy zachłysnęłam się dziką przyrodą. Trochę nie świadomie, nie do końca zdając sobie sprawę, że Puszcza Białowieska to jeden z najwspanialszych obiektów przyrodniczych nie tylko w Polsce, ale też w Europie. To jest las słynny na całym świecie. Ludzie przyjeżdżają tu oglądać gatunki, których nie ma nigdzie indziej. Nie miałam świadomości, jak wyjątkowe jest to miejsce, a mimo to absolutnie się w nim zakochałam. Miałam też ten przywilej, że poznałam bardzo znanego polskiego ekologa, Janusza Korbela. On miał przepustkę do rezerwatu ścisłego, więc chodziłam z nim na spacery do serca Puszczy Białowieskiej, do najbardziej dzikiego, pierwotnego lasu. On jest niesamowity, nieporównywalny z żadnym innym lasem. Ta przyroda mnie oszołomiła i już mi tak zostało. Od tego czasu walka o ochronę Puszczy Białowieskiej i innych lasów w Polsce jest dla mnie czymś bardzo ważnym.

Foto: Greenpeace Polska

Jaka filozofia stojąca za ekologia jest Pani najbliższa?

Ekologia głęboka była mi bliska, kiedy byłam młodą aktywistką. Jest to filozofia, która akcentuje potrzebę ochrony środowiska w sposób dość radykalny. Sięga do samych korzeni naszych problemów i uznaje, że ich źródłem jest to, że nie żyjemy zgodnie z naturą. Obecnie najbliższy jest mi pogląd, że człowiek, który wyzyskuje przyrodę na wszystkie możliwe sposoby, szkodzi sam sobie. Dlatego, że wycinając wszystkie lasy, zanieczyszczając wodę, napędzając kryzys klimatyczny, nie tylko niszczymy przyrodę, ale też nasze środowisko życia. Dla mnie osobiście bardzo ważne jest obcowanie z dziką przyrodą. Nie tylko tak odpoczywam, ale to jest też jakaś forma medytacji. Uważam, że są różne sposoby, w jakie ludzie przeżywają swoją duchowość – dla mnie jest to bycie blisko przyrody.

W 2012 roku otrzymała Pani nominację do nagrody „Kryształowe Zwierciadła”, co znaczy dla Pani to wielkie wyróżnienie?

Zobacz także:

Oczywiście było to miłe, że moja praca aktywistki była doceniona. Natomiast ja nie jestem osobą, która dużą wagę przywiązuje do tego typu nagród i do jakiejś uwagi, która jest mi poświęcona. Dużo ważniejsze są dla mnie sukcesy grupowe, kiedy robimy coś razem dla ochrony przyrody, dla dobra planety. Chociażby chodzenie na demonstracje daje mi dużą gratyfikację. Czuje się częścią wspólnoty. Uważam, że zostałam wyróżniona nie jako Marta Grundland, ale jako jedna z wielu aktywistek i aktywistów, którzy walczą na rzecz ochrony środowiska. Byłam tylko przykładem, bo jest nas całkiem sporo.

A z tych grupowych sukcesów, o których Pani mówi, zapadł Pani w pamięć jakiś wyjątkowy, do którego wraca Pani myślami?

W 2017 roku zapadł wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który mówił, ze wycinka Puszczy Białowieskiej jest nielegalna. Kiedy ten wyrok zapadł, byłam tam z grupą aktywistów i wolontariuszek, którzy razem ze mną dzień w dzień patrolowali ten las, sprawdzając, co tam się dzieje, patrząc na harvestery, które wycinały tę puszczę, patrząc na te rany zadawane jej przez szefów Lasów Państwowych. Kiedy zapadł wyrok i wiedzieliśmy, że nie będą mogli dalej wycinać, to był moment, kiedy poczułam się jedną z wielu osób, które doprowadziły do tego, że udało się coś uratować. To uczucie warte poświęcenia czasu i egerii. Dla mnie dużo cenniejsze niż różnego rodzaju oficjalne nagrody.

Domyślałam się! W końcu, kiedy przez dwa lata mieszkała Pani w Chinach i tam nie zapomniała Pani o aktywizmie na rzecz polskich lasów. Jak wygląda aktywizm na drugim końcu świata? Mówiła Pani do ludzi, którzy nie są zaznajomieni z naszą kulturą.

Dwa lata z kawałkiem przebywałam w Azji, ucząc się języka. Poznałam też wielu ludzi w ramach warsztatów, w których ja uczyłam Chińczyków o kulturze Zachodu. Na jednych zajęciach opowiedziałam im o Puszczy Białowieskiej, dlaczego ten las jest wyjątkowy. Pokazałam im zdjęcia, opowiedziałam o zwierzętach. Mówiłam też o polskiej kulturze, o tym, skąd pochodzę. Akurat w tym momencie zaczęły się intensywne wycinki. Pod koniec poprosiłam ich, żeby podpisali się pod listem i petycją w sprawie ochrony puszczy, jeżeli uważają, że to, co im powiedziałam, jakoś ich poruszyło i to miejsce warto chronić. Widocznie dobrze ich przekonywałam, bo wszyscy podpisali się pod petycją i takim małym banerkiem, który wydrukowałam z emblematem „Kocham puszcze”.

foto: Greenpeace Polska

Co prawda miało to charakter raczej symboliczny niż prawny, ale jednak pokazuje, że ludzie są zainteresowani tym problemem.

Tak, działania na rzecz ochrony przyrody i lasów nie znają granic. Dla mnie ważne jest zarówno to, żeby nie wycinali Puszczy Białowieskiej, jak i to, żeby zaprzestać wycinek Puszczy Amazońskiej, czy lasów na Borneo w Indonezji. To też mnie porusza i jest dla mnie ważne. Jest to też w moim interesie, jako człowieka żyjącego na tej planecie, żeby zachować jak najwięcej lasów, bo są nam one potrzebne do przeżycia.

Właśnie! Jako cywilizacja dobrnęliśmy do punktu, kiedy ochrona lasów przestała być kwestią lubienia przyrody. W tym momencie jest to sprawa życia i śmierci. Czy może Pani wyjaśnić, jaki jest związek lasów ze zmianami klimatycznymi? Czy są one dla nas kluczowe?

Jeśli będziemy dalej spalać paliwa kopalne, to niezależnie od tego ile drzew zasadzimy, nic nam one nie pomogą. Priorytetem w obronie klimatu jest odejście od spalania paliw kopalnych. Lasy są z kolei naszym najlepszym naturalnym sprzymierzeńcem w minimalizowaniu skutków tych zmian, które już postępują. Lasy gromadzą węgiel. Pochłaniają dwutlenek węgla z atmosfery, w szczególności stare lasy są jego ogromnymi magazynami. Nie tylko drzewa, ale też na przykład ściółka czy gleba. Cały ekosystem leśny to jeden wielki magazyn. Poza tym zmiany klimatyczne powodują, że mamy w Polsce problemy z suszą. Lasy pomagają w walce z nią. Lasy górskie są też niezbędne, by zatrzymywać wodę z deszczu. Ta woda powoli spływa później potokami do rzek i rozprzestrzenia się po całym kraju. Jeśli wytniemy te lasy, woda natychmiast spłynie do rzek, powodując powodzie. Więc z jednej strony las jest czymś, co powstrzymuje powodzie, z drugiej jest niezbędny, by przeciwdziałać suszy. Lasy górskie są tutaj priorytetowe, ale inne lasy też mają swoje zasługi w kontekście przeciwdziałania skutkom suszy. Kolejna niezmiernie ważna rzecz to ochrona różnorodności biologicznej. Lasy na całym świecie to najbogatsze w różnorodne gatunki lądowe siedliska przyrodnicze. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak delikatny jest ekosystem, którego częścią jest człowiek. Jak niewielki zmiany mogą prowadzić do katastrofy. Dobrym przykładem są dzikie zapylacze, np.: pszczoły, trzmiele, motyle. Kiedy człowiek – na przykład w wyniku stosowania pestycydów – doprowadzi do znacznego zmniejszenia populacji owadów zapylających, znacznie zmniejszą się plony warzyw, owoców, całej masy roślin. To zmienia cały ekosystem. Na razie jeszcze natura służy człowiekowi i jest nam w niej dobrze, ale przez to, że tak mocno ingerujemy w życie naszej planety – ono zaczyna się zmieniać. Obserwujemy właśnie szóste wielkie wymieranie gatunków. Na samym końcu ucierpimy też my.

Foto: Greenpeace Polska

To i tak już przytłaczająca myśl, a dodatkowo mieszkamy w miejscu, które nie pomaga. Jak to jest być aktywistką w Polsce – kraju gdzie politycy umniejszają wagę problemu i gdzie promuje się użytkowe podejście do przyrody. Czy to bardziej demotywuje, czy wręcz przeciwnie – nakręca do działania?

Myślę, że raczej zachęca. Jeżeli mieszkałabym w kraju, gdzie świadomość ekologiczna jest wysoka, może nie czułabym tak dużej potrzeby, by być aktywistką. Fakt, że polscy politycy są tak zaślepieni i nie widzą, jak istotna jest ochrona przyrody, motywuje do walki i działania. Spójrzmy na kolejnych ministrów środowiska. Najpierw na ministra Jana Szyszko, który dopuścił się dewastacji Puszczy Białowieskiej. Później na ministra Henryka Kowalczyka, który z kolei nic dla ochrony przyrody nie zrobił. Teraz jest minister Michał Woś, który twierdzi, że lasy są dobrze chronione, choć to oczywiście nie prawda. Apelujemy do ministra, by chronić przed wycinkami co najmniej 15 proc. polskich lasów. Ale, nawet kiedy przynosimy dowody, zdjęcia lub filmy, i pokazujemy, co się dzieje w takich miejscach jak Bieszczady, Puszcza Piska, Augustowska, Białowieska, nasz głos nie jest słyszany przez rządzących. 84% Polaków opowiedziało się za tym, by poszerzyć Białowieski Park Narodowy na teren całej puszczy. Tymczasem rządzący nie działają na rzecz przyrody, działają na rzecz interesów jakiejś wąskiej grupy leśnych baronów – szefów korporacji Lasy Państwowe.

ZOBACZ TEŻ: KOBIETA WIDZI WIĘCEJ: Jedwab, brylanty i olej palmowy, czyli eko-lęki eko-ludzi

To nie jedyne stracie na linii aktywiści – władzy. Ostatnio grupa protestujących, z Panią włącznie, została zatrzymana przez policję pod siedzibą Lasów Państwowych. Czy to zdarza się często?

Coraz częściej. Aktywiści są traktowani coraz bardziej surowo. Ja osobiście nie uczestniczyłam w tym proteście aktywnie. Komentowałam wydarzenie dla mediów do kamery i zostałam zatrzymana przez policję. To było jakieś nieporozumienie. Nie ma w Polsce prawa, które zabrania komentowania wydarzeń dla mediów, wręcz przeciwnie – są prawa, które umożliwiają takie działania dziennikarzom. Sam protest dotyczył ochrony polskich lasów. Aktywiści wykleili napis "NIE TNIJCIE" trocinami, które pochodziły z wycinki Puszczy Piskiej. Kiedyś był to bardzo cenny przyrodniczo las, ale przez Lasy Państwowe został przerobiony na fabrykę desek. To dobry przykład tego, co dzieje się w całej Polsce. Ludzie chcieli utworzyć tam park narodowy, ale szefowie koncernu Lasy Państwowe chcieli ten teren jak najbardziej eksploatować. Straciliśmy tę szansę, ale chcemy ochronić inne miejsca. Trudno to teraz zrobić w Polsce, przez to bardzo silne lobby, które się temu przeciwstawia, bo ma z tego zyski. Wracając do sytuacji, ja i jeszcze jedna osoby zostałyśmy zatrzymane razem z innymi aktywistami, którzy brali aktywny udział w zdarzeniu. Muszę przyznać, że byłam bardzo zdziwiona, że pokojowy protest skończył się zatrzymaniem na około 27 godzin.

Foto: Greenpeace Polska

To mi się wydaje absurdalne. Zwłaszcza kiedy uświadomimy sobie, że nasze wspólne bezpieczeństwo klimatyczne rozbija się o zyski wąskiej grupy ludzi.

Tak, na tym traci całe społeczeństwo. Można to rozpatrywać globalnie i lokalnie. Na dewastacji polskiej przyrody, na tym, że nie inwestujemy w odnawialne źródła energii, że na upartego utrzymujemy spalanie węgla jako czołowe źródło energii – na tym tracimy my wszyscy, każdy Polak i każda Polka. Natomiast zyski trafiają do wąskiej grupy, której priorytetem nie jest dobro nasze i dzikiej przyrody. Często ludzie na wysokich stanowiskach, na przykład kierownicy Lasów Państwowych, w mediach kwestionują zmiany klimatu lub wpływ człowieka na nie, mimo że konsensus naukowców od dawna jest inny. Ludzie, którzy decydują o polskiej przyrodzie i lasach są skupieni tylko na przychodach, a umyka im najnowsza wiedza naukowa. Nie wiem, czy nie chcą wiedzieć, czy świadomie odcinają się od tego. Taka osoba jak minister środowiska to nie może być marionetką w rękach leśnych barów. W dobie kryzysu ekologicznego to osoba, która musi zabezpieczyć nas wszystkich i przyrodę, mitygować negatywne skutki zmian. Ochrona przyrody powinna mieć znacznie wyższy priorytet niż obecnie, kiedy najważniejsza jest gospodarka leśna, która ma przynieść surowiec.

Politycy politykami, ale co ze zwykłymi ludźmi? Czy od kiedy zajmuje się Pani aktywizmem, zauważyła Pani zmianę w podejściu społeczeństwa do ochrony przyrody?

Myślę, że coraz więcej ludzi chce chronić dziką przyrodę, może dlatego, że jest jej coraz mniej. Mam przekonanie, że w naszym kraju ludzie są blisko lasów. Jesteśmy narodem, który chodzi na grzyby albo na jagody. Czujemy się przez to mocniej związani emocjonalnie z lasami. Są narody, które dziko rosnących grzybów nie zbierają, bo boją się, że się zatrują. Ja ciągle jem grzyby, osobiście uważam, że nie ma nic lepszego niż iść na jagody i zjeść je na miejscu w lesie. Z mojego doświadczenia życia w Azji wynika, że ludzie żyjący w tych wielkich aglomeracjach miejskich są często odcięci od przyrody. Wielkie miasta są jak kopce mrówek. Zieleni tam praktycznie nie ma, więc ludzie nie rozumieją, czym jest dzika przyroda. My mamy ten komfort, że blisko naszych wielkich miast, które nie są aż takie wielkie, jest dzika przyroda, chociażby Trójmiejski Park Narodowy, Puszcza Bukowa koło Szczecina, Warszawa ma Kampinos. Jesteśmy z nią związani i chcemy ją chronić, ale do prawidłowej ochrony nam jeszcze daleko.

Daleko w sensie społecznej świadomości na temat, czego tak właściwie wymaga przyroda?

Myślę, że tak. Mamy emocjonalne powiązanie, ale nie mamy wiedzy, czym jest las sam w sobie. Często ludzie nie widza np.: różnicy czym jest plantacja, a czym dziki, naturalny las i jak o nie zadbać. Najlepsze co możemy zrobić dla lasu to go nie wycinać, pozwolić mu rosnąć, pozwolić na to by było tam dużo martwego drewna, by procesy naturalne działy się same. Uporządkowany, ładny las, który jest wysprzątany przez leśników, gdzie nawet drzewa rosną w rządkach, jest czymś, o czym część osób myśli, że tak las powinien wyglądać, a to jest po prostu plantacja.

Foto: Greenpeace Polska

Porozmawiajmy o kontrowersjach związanych z aktywizmem. Czy mogłaby Pani coś opowiedzieć o proteście na dachu Ministerstwa Środowiska?

Ostatni protest miał miejsce dwa tygodnie temu. Aktywiści Greenpeace wywiesili na Ministerstwie Środowiska baner pokazujący ministra Wośa jako marionetkę szefów Lasów Państwowych. Domagali się odpowiedniej ochrony starych lasów. Chcieli pokazać, że są one tak naprawdę dewastowane, a nie chronione, podczas gdy w czasie kryzysu ekologicznego są nam niezbędne. Dla mnie to nie jest kontrowersyjny protest. To po prostu pokazuje zaangażowanie aktywistów i aktywistek. W momencie, kiedy politycy odmawiają dialogu i nie słuchają naukowców, nieposłuszeństwo obywatelskie to kolejny krok, jaki mogą podjąć aktywiści, by doprowadzić do widocznych rezultatów. Zwłaszcza jeśli mamy do czynienia z politykami, którzy w inny sposób nie będą rozmawiać. Jeżeli na dachu Ministerstwa nie pojawią się aktywiści, to minister Woś nie zainteresuje się tym, co ma do powiedzenia grupa reprezentującą tysiące obywateli i obywatelek – pod petycją na stronie chronmylasy.pl podpisało się już ponad 40 tys. osób. Aktywiści są w stanie zaryzykować swój komfort, ze świadomością, że być może dopuszczają się łamania prawa (chociaż akurat na dachach przebywać można), po to, by walczyć o przetrwanie nas wszystkich na tej planecie.

ZOBACZ TEŻ: To jeden z najbardziej ekologicznych krajów na świecie: jak Finowie uczą nas dbania o naturę? [WYWIAD]

Foto: Greenpeace Polska

Obecnie coraz więcej ludzi chce chronić przyrodę, ale jeszcze do niedawna bardziej radykalnych aktywistów nazywano nawiedzonymi hipsami, którzy chcą nas eko-terroryzować. Zdarzyło się to Pani?

Nie raz. Różni ludzie różnie reagują, ale to jest w naturze człowieka. Na rzeczy, których nie zna, reaguje w sposób agresywny, lub emocjonalny. Łatwo jest szkalować jedną grupę społeczną, na przykład ekologów. W Polsce to bardzo widać po represjach, jakie spotykają osoby LGBT. Rządzący sprytnie wykorzystują naturę ludzką, odwracając uwagę od prawdziwych problemów. Ja w tej chwili dobiegam trzydziestki, więc zaczynam się troszeczkę bać o swoją starość. Chciałabym żyć w leśniczówce w Puszczy Białowieskiej ze swoją najbliższą rodziną. Natomiast trochę obawiam się przyszłości jak z Mad Maxa, gdzie nie ma wody, nie ma zasobów. Tymczasem rządzącym bardziej opłaca się nakręcać nienawiść między różnymi grupami społecznymi. Z drugiej strony Minister Woś nazywa aktywistów i aktywistki ekologiczne wandalami, za pokojowe protesty jesteśmy zatrzymywani i przetrzymywani przez policję. Dużo łatwiej zmanipulować społeczeństwo, niż stawić czoła prawdziwym problemom. Naszym politykom i polityczkom brakuje odwagi, by troszczyć się o dobrostan Polek i Polaków. Te puste słowa, puste frazesy, to, że przyzwyczailiśmy się, że politykom nie należy ufać, to jest obraz tego, że gdzieś w naszym społeczeństwie tkwi dużo większy problem.

Co w takim razie powiedziałaby Pani ludziom, którzy uważają, że aktywizm jest bez sensu?

Aktywizm nigdy nie jest bez sensu. Zmiana świadomości ludzkiej, ale też drobne zmiany to jest coś, o co warto walczyć. Każdy z nas jest cegiełką i tylko my decydujemy czy dołożymy się do budowy świata takiego, jakim chcielibyśmy go widzieć, czy nie. Kiedy decydujemy się na bierność, jesteśmy ubezwłasnowolnieni. Aktywizm daje nam możliwość kształtowania zmiany. Dla mnie to jest bardzo ważne. Działanie zawsze ma sens, bierność jest niebezpieczna.

Poczucie wpływu na rzeczywistość jest najważniejsze w pracy aktywistki?

Ważne jest dla mnie to, że czuję się częścią zmiany na lepsze. Czują za sobą historię tysięcy aktywistów i aktywistek, którzy przede mną zmieniali ten świat. Dzięki temu żyje w społeczeństwie, w którym kobiety mają prawo głosu, w którym jednak istnieją parki narodowe i rezerwaty. Oni ukształtowali mój świat. Dlatego ja czuję silną potrzebę, by to kontynuować i wpisać się w historię ludzi walczących o lepsze jutro. Nawet jeśli nie robią tego dla siebie, a dla kolejnego pokolenia.

Oddaję Pani głos: czy jest jakaś wiadomość, którą chciałaby Pani przekazać?

W tej chwili aktywizm i zaangażowanie społeczne jest niesamowicie ważne. Jeśli tylko możecie coś zrobić, czy to jest podpisanie petycji, udostępnienie czegoś na Facebooku, lajkowanie, tweetowanie, czy to jest wyjście na ulicę, czy wspieranie organizacji pozarządowych, na przykład finansowe, czy to jest poświęcenie swojego czasu na wolontariat. Jesteśmy w takim momencie naszej historii, gdy angażowanie się w takie sprawy jest niesamowicie ważne. Solidarność między ludźmi jest ogromnie ważna. Dlatego musimy podejmować działania, które nie utrudnią nam życia, ale mogą nam pomóc. Chociażby podpisanie petycji.

ZOBACZ TEŻ: Pszczoła w mieście: super eko trend, który podbija wielkie aglomeracje

Foto: mat. prasowe

Marta Grundland - aktywistka i koordynatorka kampanii Greenpeace na rzecz różnorodności biologicznej. Kobieta-rakieta, walcząca o należytą ochronę lasów. Nie waha się podejmować odważnych działań, takich jak wspięcie się na dach Ministerstwa Środowiska w obronie Puszczy Białowieskiej w 2011 roku. Za siłę do walki o swoje ideały nominowana do nagrody "Kryształowe Zwierciadła" (2012).