Nino, gdybyś miała opisać Agustina w kilku słowach, powiedziałabyś, że jest...

Nina Tyrka:...zdeterminowany, o wielkiej osobowości, bardzo wrażliwy. Tyran, ale w dobrym znaczeniu tego słowa.

Agustin, jaka jest Nina?

Agustin Egurrola: Pełna dobrej energii, entuzjastyczna, a przy tym mądra i czuła. Myślę, że ma to wszystko, co powinna mieć kobieta.

Pierwsze Wasze spotkanie: miejsce, rok, dzień, godzina.

Nina: Masz ci los!

Agustin: Ja pamiętam doskonale. To był casting, szukaliśmy tancerzy do programu i przyjechała przepiękna dziewczyna, a przy tym tak nieśmiała, tak niewinna, że mnie to po prostu powaliło na kolana. To był dla mnie znak, że jest wartościowym człowiekiem. Zobaczyłem od razu, że jest inna niż wszystkie tancerki. Była przerażona tym castingiem, programem, reżyserem i pytaniami, które jej zadawaliśmy.

Zobacz także:

Nina: Bo pytania nie były zawodowe, tylko bardzo osobiste. Wysmakowane, muszę przyznać, bo Agustin nie był nachalny, ale pamiętam, że nie mogłam zrozumieć, jak on może mnie pytać o prywatne sprawy na castingu, gdzie chodzi tylko i wyłącznie o taniec.

Pamiętasz jeszcze jakieś pytanie?

Nina: Oczywiście, np.: „Chyba nie najlepiej czułaś się w tych Włoszech, skoro wróciłaś do Polski. Dlaczego?”.

Bardzo sprytne pytanie.

Agustin: (śmiech) Chciałem wiedzieć, jak długo tańczyła we Włoszech. Ale byłem też ogromnie ciekaw, czy ma kogoś, dlaczego wróciła, co się stało, skąd się wzięła na castingu w tym programie.

Od tamtego czasu minęło ponad osiem lat. Jesteś inną dziewczyną?

Nina: Myślę, że pod względem psychicznym nie ma porównania. Wcześniej byłam cicha, skromna, grzeczna...

Agustin: (śmiech)

Nina: ...bardzo posłuszna. Natomiast teraz jestem chyba kawał cholery? Potrafię walczyć, a kiedyś wydawało mi się, że w ogóle nie jestem do tego zdolna. Że mam za mało determinacji, siły. Nie wierzyłam w siebie. Odkąd zostałam matką, i po tych ośmiu latach spędzonych z Agustinem, moja determinacja, wola walki i siła nawet mnie samą czasami zaskakują. (śmiech) Potrafię walczyć z całym światem, jak trzeba!

Agustin, tęsknisz czasami za tamtą grzeczną, niewinną i nieśmiałą dziewczyną?

Agustin: Czasami bardzo. Ale z drugiej strony teraz to jest kobieta, z którą można iść przez całe życie, na której można się oprzeć, od której można oczekiwać wsparcia, która ma swoje zdanie, silną osobowość i z którą należy się liczyć. Nauczyliśmy się wypracowywać kompromis w sytuacjach, kiedy się nie zgadzamy. Poza tym okazało się, że Nina tak potrafi prowadzić nasz dom, że jest on dla mnie oazą spokoju. Nawet jak jestem nieprzytomny ze zmęczenia, kiedy wracam do domu, czuję harmonię wewnętrzną.

Macie partnerski podział obowiązków?

Nina: Nie jest to ortodoksyjny podział: ty musisz zrobić to, ja tamto. Oboje pracujemy, każdy nasz dzień jest inny, więc co wieczór siadamy i zastanawiamy się, jaki jest plan działania na kolejny dzień. Teraz Agustin stara się mieć dużo więcej czasu wolnego dla nas i często przejmuje moje popołudniowe obowiązki, kiedy ja wychodzę do pracy. To on zazwyczaj odbiera Carmenkę z przedszkola, zajmuje się nią i razem czekają, aż wrócę wieczorem. Jeśli nie ma takiej możliwości, któreś z nas zabiera małą na salę.

Lubicie spędzać wieczory razem?

Nina: Bardzo. Często jest tak, że sobie siedzimy i oglądamy TVN24 albo leżymy we trójkę w łóżku i oglądamy z Carmenką bajki na dobranoc. A jak ona uśnie, to sobie rozmawiamy albo... zasypiamy ze zmęczenia.

Agustin, potrafiłbyś kupić Ninie sukienkę idealnie dobraną?

Agustin: Staram się, jak tylko mogę. Ale zawsze jestem w dużym stresie, bo boję się, że ten prezent będzie nietrafiony. Nie jest łatwo kupić ukochanej kobiecie coś do ubrania. Nina ma fantastyczny gust! Myślę, że jedynie buty i torebki jestem w stanie w miarę bezbłędnie wybrać.

Agustin jest skąpy czy hojny?

Nina: Pośrodku. Kiedy trzeba, to ma gest. Pod choinkę np. dostałam wymarzoną torbę z najnowszej kolekcji jednej z moich ulubionych firm. Z butami mieliśmy rok temu śmieszną przygodę. Agustin pojechał do Nowego Jorku i przywiózł mi przepiękne: na aksamitnym, brązowym koturnie, oplecione paseczkami przez całą stopę, po prostu cudowne, tylko że rozmiar 37 zamiast 38. Byłam zrozpaczona. „Jakim cudem? Co ci w ogóle przyszło do głowy?” – pytałam. Okazało się, że...

Agustin: ...to były buty, nad którymi zastanawiałem się dłuższy czas i chciałem się na sto procent upewnić, że będą dobre. Zwiodły mnie te paski, miałem wrażenie, że te buty są takie taneczne, i dlatego wziąłem mniejsze. A jeszcze koleżanka utwierdziła mnie w przekonaniu, że mam rację. Chodzi o to, że buty do tańca Nina ma zawsze o rozmiar mniejsze, bo takie buty muszą być jak skarpeta, bardzo dopasowane do stopy, mają dawać poczucie, że tańczy się na bosaka. Dlatego wziąłem rozmiar 37 i niestety okazało się, że są minimalnie za małe.

Nina: I cudowne buty leżą w szafie!

Ale najważniejsze są intencje. Gotujesz Agustinowi jego ulubione dania?

Nina: O tak! On uwielbia moje spaghetti, pierś z kurczaka, filet z indyka na słodko z piekarnika z suszonymi owocami.

Agustin: Uwielbiam wszystko, co ugotujesz!!! Nawet jak Nina zrobi parówki, jestem zachwycony.

Nina: Nacinam końcówki parówek na cztery części i w piekarniku robią się potem z tego fantazyjne ośmiorniczki. Staram się uatrakcyjniać proste potrawy, żeby Carmenka się nie znudziła.

Wyobrażasz sobie, że nie pracujesz?

 

Nina: Kocham swoją pracę, jest mi potrzebna do życia. Nie tańczę już zawodowo, ale uwielbiam prowadzić zajęcia, uwielbiam ludzi, z którymi pracuję, i ogromnie się cieszę, kiedy są zadowoleni z mojej pracy. Wspaniale się czuję, gdy biją mi brawo na koniec zajęć. To mi daje mnóstwo energii i motywacji, utwierdza w przekonaniu, że warto to robić i dla siebie, i dla nich. Uważam, że to jest dar od Boga, jeśli robisz to, co kochasz, a ludzie kochają cię za to. Wiem, że bycie trenerem i tancerzem nie trwa wiecznie, więc się tym cieszę, jak mogę. Miałam propozycję od Agustina, żeby zostać menedżerem jednej ze szkół, ale po namyśle stwierdziłam, że jeszcze mam na to czas. To był dla mnie zaszczyt, ale mam w domu 24 godziny na dobę Egurrola Dance Studio razem z prezesem. Więc chyba na razie wystarczy. (śmiech)

Agustin, przemknęła Ci taka zdrożna myśl, że Twoja kobieta siedzi w domu, wychowuje trójkę dzieci i codziennie czeka na Ciebie z obiadem?

Agustin: Oczywiście, bo dla mężczyzny to jest ideał. (śmiech) Ale jak widzę uśmiechniętą Ninę, jej zachwyconych uczniów, to rozumiem, jak bardzo ta praca jest jej potrzebna. To ją napędza. Widzę, jaka jest szczęśliwa, kiedy sama przygotowuje choreografię do swoich zajęć i czuje się odpowiedzialna od początku do końca za swoją pracę. Po prostu cieszę się z tego i w niczym jej nie ograniczam. Wiem, że ma talent, energię, a do tego jest piękna.

Wasza córeczka ma dopiero cztery lata. Kiedy na nią patrzysz, w czym widzisz siebie?

Agustin: Na pewno ma moje usta, moje stopy. A jeśli chodzi o charakter, podoba mi się, że ma swoje zdanie i potrafi tupnąć nóżką. Jeśli czegoś chce, trudno ją od tego odciągnąć, a przy tym jest taką kochaną przytulanką, jest cudowna – ale to odziedziczyła po Ninie. (śmiech) Daje mi mnóstwo radości, nie wyobrażam sobie życia bez niej.

A to życie wywróciło się do góry nogami?

Agustin: Totalnie. Ona nadała sens wszystkiemu, co robię, co się w moim życiu dzieje. Uważam, że wychowanie dziecka jest największym wyzwaniem, jakie może mężczyznę spotkać: nie choreografia, nie spektakle, nie programy, nie produkcje, ale wychowanie dziecka, żeby było mądre, szczęśliwe, żeby mu stworzyć fajne perspektywy w życiu, żeby sobie w przyszłości dobrze poradziło.

Snujecie rozważania na temat dorosłego życia Carmen?

Nina: Ja nie. Chciałabym najbardziej, aby nasza córka była po prostu szczęśliwym człowiekiem, bez względu na to, co będzie robiła. Oczywiście będę stała z boku i próbowała jakoś jej decyzjami pokierować. Natomiast nie oczekuję od niej, że zostanie tancerką, malarką, aktorką czy stomatologiem. Trochę się obawiam, że przyjdzie taki moment, kiedy będzie musiała się zmierzyć z nazwiskiem taty, z jego osiągnięciami, i udowodnić sobie i wszystkim dookoła, że też ma talent. Ale mam nadzieję, że znajdzie swoją własną pasję i będzie szczęśliwa.

Agustin: Pasja jest bardzo ważna, bo nadaje sens temu, co człowiek robi. Oczywiście najbardziej naturalne byłoby, gdyby zaczęła tańczyć. Przyprowadzamy ją na zajęcia, a ona na razie powoli się z nimi oswaja. Nina za każdym razem mówi, żeby jej do niczego nie zmuszać, żeby dać jej czas nacieszyć się dzieciństwem, życiem, bo jest jeszcze malutka. Ale ja na pewno będę chciał, żeby chodziła na różne zajęcia pozalekcyjne, żeby się wszechstronnie rozwijała.

Nina: Tatuś doskonale wie, czego oczekuje od swojej córeczki. (śmiech) Ja będę to kontrolować, bacznie się przyglądając. Jeśli zauważę, że tatuś odrobinę przesadza, to go uspokoję. Agustin trochę się przejmuje, że Carmenka jeszcze nie tańczy. Powtarzam mu wtedy: „Sam wiesz, jaka to jest dla kobiety droga przez mękę, życie pełne wyrzeczeń. A i tak czeka ją raczej krytyka niż pochwały”. To jest wielka sztuka, żeby umieć z tym żyć. Mówię: „Zobacz, ona tak pięknie rysuje, niech zostanie malarką, to spokojniejszy zawód”. (śmiech) Ja nie mam takiego ciśnienia, że ona coś musi. Dla mnie nic nie musi, bo ma dopiero cztery latka.

Poza tym Wasze dziecko od urodzenia żyje tańcem, bo to jest Wasz zawód, Wasza pasja. Taniec to jej naturalne środowisko, jej świat. Myślę, że jak będzie chciała tańczyć, sama zacznie w naturalny sposób.

Agustin: No tak, ale mamy szkoły, do których już chodzi mnóstwo małych dzieci, i widać, że przychodzą z radością i z radością ćwiczą...

Nina: No i widzisz, a Agustin dalej swoje. Próbowaliśmy, kochanie, ale na razie nie połknęła bakcyla, musisz się z tym pogodzić!

Agustin: Zaprowadziłem ją kiedyś na zajęcia, zostawiłem na sali i wyszedłem, żeby jej nie krępować.

Nina: Zachowywaliśmy się jak para zwariowanych intruzów. Przez szparę w uchylonych drzwiach postanowiliśmy dyskretnie podejrzeć, jak jej idzie. Okazało się, że wszystkie dzieci tańczą, a nasza córka na kolankach w kąciku przy ścianie rysuje na kartce. Nic jej nie przeszkadzało. Z ciekawością przyglądała się tańczącym dzieciom i... rysowała. Ten widok to było mistrzostwo świata.

Na różnych portalach internetowych ludzie życzą Wam dwóch rzeczy: ślubu i... syna!

Nina: Tak, to wisi nad nami nieustannie.

Agustin: Dla mnie obie te rzeczy są priorytetami. Strasznie chciałbym mieć syna.

Nina: No, teraz wyjdzie, że ja jestem ta niedobra, ta zła, bo Agustin chce syna, a ja nie chcę. Taka jest wersja oficjalna...

A jaka jest prawdziwa?

Nina: Taka, że oboje cieszymy się z tego, co mamy. Dla nas dziecko to jest więcej niż ślub, ponieważ to ono połączyło nas na zawsze, bez względu na to, jak się między nami potoczy. Mamy córkę, jesteśmy na siebie skazani do końca życia. Oczywiście, jak Pan Bóg przykazał, dobrze byłoby, gdybyśmy mieli ten ślub. Natomiast do szczęścia, szczerze mówiąc, nie jest mi to potrzebne. Nie widzę powodu, żeby brać ślub tylko po to, żeby komuś było miło, albo dlatego, że ludzie nie dają nam spokoju. Jeśli chodzi o drugie dziecko, to jestem jeszcze młoda, przed trzydziestką, może za dwa lata porozmawiamy?

 

Agustin: A ja strasznie chciałabym mieć drugie dziecko i wziąć ślub. Ale mam wrażenie, że Nina troszkę zwleka i przygląda mi się, czy już naprawdę mniej pracuję, czy już naprawdę mam więcej czasu dla rodziny.