GALA: Masz urodziny 29 grudnia. W prezencie sam sobie zafundowałes nowe zycie. Czujesz sie wolnym człowiekiem?

MICHAŁ KOTERSKI: Czuję się przestraszony. Moje życie zatoczyło koło, wiele rzeczy się zmieniło i nie ukrywam, że czuję jakiś strach przed tym nowym. Tym bardziej że za kilkanaście dni mam 30. urodziny i już nie będę dzieckiem, nie będę dwudziestoparoletnim chłopcem. Zawsze z tymi okrągłymi cyframi przychodzi refl eksja, że coś się zmienia nieodwracalnie. Zaczyna się życie na poważnie i ja sam już nie chcę tego beztroskiego życia, jakie prowadziłem do tej pory.

GALA: Dlaczego?

MICHAŁ KOTERSKI: Zbyt dużą cenę zapłaciłem za to, że wszedłem w show-biznes w formie maskotki, dzieciaka, który się cieszy tym światem, bo od małego był dla mnie fascynujący. Chyba kiedyś ci opowiadałem, że moim ideałem była mama, a ojca się wstydziłem. W szkole nie chciałem powiedzieć, kim on jest, bo to obibok, co nie wychodzi rano do pracy, nie ma pieniędzy, no dramat, i w ogóle wstyd się przyznać. Kłamałem, że jest adwokatem albo lekarzem, aż pewnego dnia wracam ze szkoły i widzę ojca, jak siedzi w kuchni nad pomidorową z Panem Kleksem (Piotrem Fronczewskim – przyp. red.), który był moim idolem! Wtedy poczułem, że – Boże! – jednak mój ojciec jest KIMŚ, bo ZNA Pana Kleksa i JE z nim zupę! Od tej pory zawsze się do niego przyznawałem i zapragnąłem być taki, jak on. Pytałem mamę, kto to jest ten „reżyser”, a mama mówiła, żebym zapomniał o takim zawodzie, bo zmarnuję sobie życie, jak tata. Ale ja już chciałem poznać ten świat i go zasmakować. Czułem, że to będzie moja bajka.

GALA: Bajka stała się Twoim przekleństwem.

MICHAŁ KOTERSKI: Cholernie trudno pogodzić mi się z tym, że nie ma Beaty, że nie ma tej rodziny, że to się nie potoczyło jak szczęśliwy sen. Bo to było jak szczęśliwy sen. Kiedy wyszedłem z ośrodka, po pierwszej terapii, zagrałem u ojca we „Wszyscy jesteśmy Chrystusami”. Marek Kondrat się mną opiekował, zobaczyłem, co to jest prawdziwy profesjonalizm, potem Kuba Wojewódzki zaprosił mnie do swojego programu, pojawiła się Beata i strasznie się w niej zakochałem. Wszystko układało się jak niesamowita bajka. Jak sobie coś wyobraziłem, tak się stawało, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różczki.

GALA: Teraz zniknęło. Twoja mama powiedziała niedawno: „Chciałam Miśka przeprosić za wszystko, co w jego życiu było nie tak, jak powinno”. Uważasz, że mama ponosi odpowiedzialność za Twoje porażki?

Zobacz także:

MICHAŁ KOTERSKI: Całe życie widziałem, jak moja matka obwinia się za wszystko: za nieudany związek, za brak zwyczajnego domu, za to, że mam problemy z różnymi uzależnieniami, że tak a nie inaczej potoczyło się moje życie i że przeszedłem taką drogę i taki koszmar. Mama zawsze będzie się winić, ale ja nie miałem do niej pretensji. Starała się spełniać moje marzenia, być i ojcem i matką i nigdy jej nie obwiniałem. O nic. Ojca – tak, muszę się przyznać, bo rzeczywiście miałem taki okres przed terapią, kiedy oskarżałem go o wiele rzeczy i było w tym dużo nienawiści i takiej przykrości. Dzięki terapii mogłem ojcu wybaczyć i zrozumieć go. Pamiętać, że wychował się w trudnych warunkach i miał naprawdę ciężkie życie. A jednak został kimś i za to go podziwiam. Myślę, że gdyby mój ojciec nie był tym, kim jest, już dawno wylądowałbym w rynsztoku. To jest coś takiego, co mnie trzyma na powierzchni życia i nie pozwala sięgnąć dna.

GALA: A może już sięgnąłeś dna i w tej chwil wypływasz na powierzchnię?

MICHAŁ KOTERSKI: Tego nie wiem. Skończyłem zabawę z show-biznesem, jestem po terapii, mój związek z Beatą jest zamknięty. Ale muszę się uporać z demonami z przeszłości i jeszcze nie do końca potrafi ę to ogarnąć. Prawdę mówiąc, nigdy w życiu nikogo tak nie kochałem jak Beaty. Nigdy. I nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie jeszcze kogoś tak kochać, jak ją.

GALA: Tego nie wiesz. Może nie należy się zbyt łatwo poddawać.

MICHAŁ KOTERSKI: Wiem, że pewne rzeczy się zdarzają, niczego nie można przewidzieć (milczenie Mimo że już minął rok od naszego rozstania i wydawałoby się, że ten rozdział jest zamknięty, przeszłość powraca. Często są takie chwile, przyznaję się do tego, że wyobrażam sobie, jak mogliśmy być szczęśliwi. I obwiniam za to…

GALA: ...siebie?

MICHAŁ KOTERSKI: Siebie przede wszystkim. Dotarło do mnie, że nigdy nie spotkałem tak wyjątkowej kobiety jak Beata. Jest zresztą bardzo podobna do mojej mamy. Nie mogę uwierzyć, że sam to spieprzyłem.

GALA: Stało się. Poszedłeś na terapię, przestałeś ćpać, złapałeś  byka za rogi. Zastanawiałeś się, co tak naprawdę Cię zniszczyło?

 

MICHAŁ KOTERSKI: Show-biznes. Ograbił mnie z marzeń, z ideałów, z tej naiwności, dziecinności, z wiary w dobroć, w dobre intencje. To świat, gdzie trzeba być bezwzględnym skurwysynem i cały czas kalkulować. Przyjaźnie czy miłości nie są tak ważne jak pieniądze i sukces. Sukces jest najważniejszy w show-biznesie i wtedy nie liczy się już nic. I nikt. Nie byłem na to przygotowany. Nadal nie chcę, żeby tak było. Ale z drugiej strony, stoję przed tym 30. rokiem życia i jako dojrzały facet mam poczucie, że niby powinienem się z tym pogodzić. A wtedy sobie wyobrażam, że to życie będzie koszmarnie smutne. I nie wiem, czy jest dla mnie do przyjęcia.

GALA: Ale chyba już nie masz powrotu? Pamiętasz krytyczny moment?

MICHAŁ KOTERSKI: Lato w ubiegłym roku. Przyszły wakacje, ja się już strasznie kłóciłem z Beatą i na TOPtrendach nadszedł taki najgorszy dla nas moment, kiedy – z mojej winy – rozstaliśmy się. Wtedy cały świat zawalił mi się na głowę. Ludzie, których kochałem, okazali się demonami mojego życia. Miałem poczucie, że wszyscy chcą mnie zniszczyć, że wszyscy są przeciwko mnie i nie rozumiałem – dlaczego?! Przecież ja tak w nich wierzyłem, tak ich kochałem i dałem z siebie wszystko, co mogłem. Byłem w strasznym stanie. Spotkałem Ninę Terentiew... To wielka kobieta, do takich kobiet całe życie żywiłem ogromny szacunek. Myślę, że ona uratowała mi wtedy życie.

GALA: Mocne słowa.

MICHAŁ KOTERSKI: Uświadomiła mi, bardzo zresztą słusznie: „Michał, tak rozdałeś karty. Nie możesz mieć pretensji do swojej dziewczyny, że nie wyszło. Ty ją osadziłeś w tej roli i ty ponosisz za to odpowiedzialność”. To była prawda. Nie mogłem żyć bez Beaty ani sekundy, obarczyłem ją wszystkimi rzeczami, których nie chciałem sam robić, a potem dziwiłem się, że nie mogę w tym związku oddychać. Nina powiedziała mi też: „Wszystko było podporządkowane tobie. Trudno się z tobą żyje, bo masz wielkie oczekiwania wobec ludzi, jak dziecko”. Tak było z mamą, Beatą, z Kubą Wojewódzkim, Niną, z ojcem. Wymagałem, żeby mi dali poczucie bezpieczeństwa, chciałem się czuć megazaopiekowany. Myślałem: ja ich kocham, oni mnie kochają, to mają robić tak, jak ja chcę! Ja dałem z siebie wszystko, to dlaczego od nich mam tego samego nie dostać? Jak nie dostawałem, wpadałem w szał i zachowywałem się jak rozkapryszony gnój. Nina zakomunikowała, że nie wypuści mnie w takim stanie do programu. Widziała jak się staczam, poszedłem w cug alkoholowo-narkotykowy i wróciłem do Warszawy jak wrak człowieka. Uratowała mi życie, zabierając ten program, choć wtedy jej nienawidziłem. Teraz wiem, że byłaby to katastrofa, rozpadłbym się na oczach widzów. Zatoczyłem koło. Miałem 28 lat, byłem zakochany, na tacy dostałem program za duże pieniądze, zrobiono mi z życia raj, a ja zacząłem to wszystko rozpierdalać, jak dziecko burzy zamek z piasku.

GALA: Taki narkotykowo-alkoholowy cug to ucieczka... od czego, tak naprawdę?

MICHAŁ KOTERSKI: Nie czujesz strachu, lęku ani żadnych negatywnych uczuć, z którymi ja sobie najmniej radzę. Lubię, jak jest fajnie i pozytywnie, bo wtedy jestem w swoim żywiole. A narkotyki dają to, że nie myślisz o tym, co trudne czy złe, tylko po prostu idziesz. Idziesz jak surfer na wielkiej fali. Oni ryzykują życie i ty też wiesz, że sięgając po narkotyk, dotykasz śmierci. Ale idziesz, bo narkotyk cię niesie. Nie ma rzeczy niemożliwych, niczego się nie boisz, świat należy do ciebie i nie masz w ogóle rozterek, po prostu wiesz, czego chcesz. Jesteś w tunelu. Zapominasz w pewnym momencie o wszystkich ludziach dookoła, stajesz się egoistą i myślisz tylko o tym, żeby cały czas płynąć na swojej fali i mieć to doznanie błogostanu i pewności siebie. Tylko to się staje ważne. Wtedy człowiek staje sie najgorszy dla bliskich, bo widzisz już tylko iluzję, którą daje ci narkotyk, nie widzisz nikogo. Ludzie, którzy cię kochają, chcą się do ciebie dostać, ale nie mają szans, bo ciebie już nie ma.

GALA: Ten stan uniesienia nadal Cię pociąga?

MICHAŁ KOTERSKI: Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie. Całe życie pewnie będzie mnie pociągał, bo taka jest istota uzależnienia. Najlepiej dla mnie byłoby, gdybym nigdy tego nie poznał. Strasznie bałem się o Oskara, syna Beaty, żeby przeze mnie on nie chciał tego spróbować. Ale zobaczyłem, że Beata – dzięki jej charakterowi, jej silnym genom – potrafi go ochronić. Dla niego najważniejszy jest sport, jest geniuszem sportu, niedawno dostał się do Legii do młodych wilków, jako jeden z trzech dzieciaków na 400. Za to Beatę strasznie podziwiałem, że ona ma w sobie taką niesamowitą siłę i jej syn to odziedziczył, że oboje są nie do złamania. Ja jestem jednak do złamania, jak gałąź... Dlatego miło mi patrzeć na takich ludzi.

GALA: Mama uważa, że popełniła wielki błąd, pozwalając Ci opiekować się ojcem, kiedy wpadał w kolejny alkoholowy ciąg. Rodzice nie powinni pokazywać dzieciom swoich słabości.

MICHAŁ KOTERSKI: To jest trudne pytanie. Bo widzisz, ja nie wiem, jak to jest. Z jednej strony myślę, że gdyby nie opieka nad ojcem, nigdy bym go tak nie kochał. To strasznie mnie do niego zbliżyło. Tak samo czułem się z Oskarem, też były momenty, kiedy to ty stajesz się dzieckiem, a dziecko staje się dorosłym. Oczywiście to nie może trwać długo, to mogą być tylko chwile, ale na zawsze je zapamiętasz. Najpiękniejsze wspomnienia o Oskarze, to kiedy mnie budził i mówił: „Misiu, wstań, zrobiłem ci śniadanie”. Coś bezcennego.

GALA: A z drugiej strony pamiętasz, jak ojcu sprzątałeś, prałeś, robiłeś zakupy, gotowałeś.

 

MICHAŁ KOTERSKI: Bo to było coś pięknego, że mogłem ojcu pomóc. Nigdy nie zapomnę tego momentu, kiedy robiliśmy „Dzień świra” i mój ojciec w pewnym momencie wymiękł. Pojechaliśmy nad morze, a tam cztery dni lało, zdjęcia stały, katastrofa, bo mój ojciec strasznie wszystko przeżywa, wyciska z siebie 300 procent, chudnie 15 kg i oddaje filmowi całe swoje życie. Widziałem, jak się wykańcza i że nikt oprócz mnie nie jest w stanie mu pomóc. Akurat był piąty dzień, przychodzimy na plan, nadal leje, Kondrat opowiada kawały i tym trzyma całą ekipę w psychicznych ryzach. Nagle słyszymy, że padła pierwsza wieża World Trade Center, potem druga. Wszystko siadło, kompletna dupa, wszyscy pogrążyli się w rozpaczy, ojciec chciał uciec, spakował się i mówi do mnie: „Michał, ja wyjeżdżam”. Poczułem wtedy do niego straszną miłość i od razu wiedziałem, co mu powiedzieć.

GALA: I co mu powiedziałeś?

MICHAŁ KOTERSKI: Że jest geniuszem, wielkim twórcą i że ja w niego wierzę, kocham go i on nie może teraz uciec, nie może mi tego zrobić, bo cały mój świat runie. Wtedy dla mnie wszystko było proste, łatwe i przyjemne. W ogóle nie do końca rozumiałem problemów mojego ojca. No przecież dostał pieniądze na produkcję, ruszyła machina, robi zajebisty film, Marek Kondrat gra główną rolę! A to, że pada?! Że walnęło World Trade Center?! O co chodzi?! Miałem poczucie, że świat realny jest poza mną. Liczy się tylko film, plaża, to, że jest pięknie, że są kamery i w ogóle cała ta filmowa bajka, którą kocham, i ojciec, z którym jestem blisko. Chcę tak żyć i już. I ojciec musi mi tę możliwość dać. To było proste jak pstryknięcie palcami i na tym entuzjazmie, na tych skrzydłach radości go uniosłem, choć wtedy nie zdawałem sobie sprawy, jaka była siła mojej młodości. Potem na Festiwalu w Gdyni ojciec wyszedł na scenę odebrać główną nagrodę i powiedział, że ten film powstał dzięki mnie, popłakałem się. Ktoś mnie wypchnął na scenę, przytuliłem się do ojca, ludzie klaskali wzruszeni, a prezydentowa Kwaśniewska ściskała mnie za rękę i mówiła, że mam niezwykłego ojca. Dzień, którego nie zapomnę, który mi nigdy nie pozwoli zginąć.

GALA: Rozumiem, że nie wracasz do telewizji, do show-biznesu?

MICHAŁ KOTERSKI: Na pewno nie z tą naiwnością i nie w tej roli. Na początku roku prowadziłem w Łodzi koncert „Hollywoodzkie love story” i poczułem, że to jest oszustwo. Że ja już oszukuję ludzi, że nie sprawia mi to radości, że to jest jakieś gówno, w którym się zatapiam i że już się sobą brzydzę. Więc na razie to koniec. Nawet się cieszę, bo wróciły moje marzenia. Wiem, kim chcę być. Chcę grać. W tym kierunku będę się rozwijać i chcę coś napisać. Kino i świat filmowy – w tym widzę swoją przyszłość i mam poczucie, że w przyszłym roku wszystko eksploduje. To taki dar od ojca, niesamowity i cenny, który pozwala mi przetrwać. Tak sobie tę przyszłość wyobrażam.

GALA: Nie ma Beaty, nie ma programu w telewizji, nie ma narkotyków. To co jest?

MICHAŁ KOTERSKI: Pustka. I strach. Narkotyki mają to do siebie, że człowiek uzależniony skupia wokół nich całe swoje życie. Kiedy byłem z Beatą, to był czas, w którym nie brałem. Życie wypełniła rodzina, czyli to, o czym zawsze marzyłem. To było coś pięknego. Niesamowita była też relacja z Oskarem, synem Beaty, którego bardzo pokochałem i który, o dziwo, też mnie pokochał. Może z tej prostej przyczyny, że spełniałem jego marzenia, których mój ojciec w dzieciństwie nigdy nie spełnił: że z dzieckiem trzeba być i bawić się. To mi dawało przyjemność i satysfakcję. Do dziś mam straszliwą słabość do niego, wystarczy, że zadzwoni, coś powie, o coś poprosi i ja mam taką potrzebę, nawet poczucie obowiązku, żeby to spełnić. A z drugiej strony nie wiem, czy nadal powinienem być obecny w jego życiu, czy to nie jest egoistyczne? W końcu Beata ma innego partnera, dała synowi inny dom. To jest trudna sytuacja. Ostatnio jakby ostudziłem te nasze relacje, ale kiedy Oskar dzwoni i ma żal, że nawet na chwilę nie zadzwonię, strasznie mnie to boli. Nie wiem co robić. Miotam się i czuję się bezradny.

GALA: Żyjesz bez miłości?

MICHAŁ KOTERSKI: Już nie wieszam się kobiet. Nie szukam w każdej kobiecie matki. Już tego nie potrzebuję. Mam potrzebę stać się mężczyzną. Jezus Maria, najwyższy czas, żebym polegał na sobie. Że jak coś się wali, to ja to naprawiam, a nie Beata wsiada w samochód i załatwia wszystko za mnie. Nie wyobrażam już sobie takiej relacji.

GALA: Przed rozmową powiedziałeś mi przez telefon: „już nie chcę być Miśkiem”.

MICHAŁ KOTERSKI: To już nawet nie chodzi o to, że nie chcę. Chyba nie ma takiej możliwości po tym, co przeżyłem. Po raz pierwszy w życiu mam poczucie, że dorastam. Kiedy skończyłem 15 lat, poczułem, że się wszystko zatrzymało i że caly czas jestem 15-latkiem. Kiedy ktoś mi przypominał, że mam 28 lat, ja sobie myślałem: „Ja pieprzę, nie do wiary, jak to, ja mam 28 lat?!” To mnie przerastało. Niemożliwe, przecież mam 15 lat, wszystko jest takie fajne, śmieszne i proste, a wszyscy są kochani. Teraz jakby szybko dojrzewam. Już nie wyobrażam sobie, że ktoś po mnie uporządkuje cały ten bałagan, który zrobiłem. A z drugiej strony mnie to przeraża, bo to jest nowe i tego się boję. Boję się prozy życia.

GALA: Bo nigdy w niej nie brałeś udziału?

 

MICHAŁ KOTERSKI: Nigdy nie potrafiłem sobie z tym poradzić, że dzień jest zwykły, że trzeba wstać, zrobić śniadanie, wyjść. Kiedyś wstawałem, puszczałem jakiś fi lm i już byłem w filmie i cały dzień był bajką. Teraz myślę tylko o tym, co zrobić z dniem i jak go zagospodarować. Już nie mogę wyprzeć ze świadomości tego, że jestem dorosłym człowiekiem. A dziecko, które we mnie tkwi, zachowuję tylko dla siebie, bo bez niego straciłbym naturalną miłość do drugiego człowieka. A takiego życia sobie nie wyobrażam.

GALA: Musisz skądś czerpać siłę?

MICHAŁ KOTERSKI: Szukam jej w sobie. Wiem, że mam coś do zrobienia, że to jest początek nowego. Zabawa w show-biznes się skończyła. Ojciec mówił mi, że tak samo trudny jest brak sukcesu, jak i jego uniesienie. Ja zasmakowałem popularności, sukcesu i sławy aż mnie zemdliło. I ten kubeł próżności się przelał. Teraz mam potrzebę pokazania, że jestem coś wart. Chcę grać, uwielbiam to i wiem, że jestem w tym dobry. Dzięki ojcu i temu, co przeżyłem przez ostanie dwa–trzy lata, uświadomiłem sobie, że coś potrafię. Jak byłem mały miałem silną chęć udowodnienia rodzicom, że będę kimś. Kiedy mówiłem, że będę wielki, mój ojciec odpowiadał: „No dobra, ale w czym ty, Michał będziesz wielki, jeśli masz pały, nie uczysz się i nie chodzisz do szkoły?! Na wielkość trzeba zapracować”. Mama wtedy wołała: „Nie słuchaj tego wariata, będziesz wielki, Misiu”. I ona mi mocno zakorzeniła wiarę w to, że mi się uda i za to jej bardzo dziękuję.

GALA: Boisz się...

MICHAŁ KOTERSKI: Bardzo. Jeszcze wczoraj sobie pomyślałem, co ja ci powiem?! Jak odczuwam pustkę i strach przed nowym? Poczułem, że jestem słaby, że to mnie przerasta. Mój ojczym usiadł ze mną, zaczął rozmowę: „Michał, masz 30 lat, wszystko przed tobą, wiesz już, czego chcesz, tego się trzymasz, więc czego się boisz?”. To też bardzo ważny człowiek w moim życiu. Chirurg, ordynator w szpitalu MSW, jest dla mnie autorytetem jako mężczyzna, który potrafi ł zapewnić mojej mamie poczucie bezpieczeństwa. 100-procentowy facet. Jeśli ze mną rozmawia, to każde zdanie jest coś warte. Wczoraj to poczułem. Każde zdanie jakby mnie budowało, a na koniec przyszedł uśmiech i pomyślałem: rzeczywiście wszystko jest tak, jak on mówi. Odbudował moją osobowość. To mnie teraz napędza, kiedy wstaję rano i wierzę, że przyjdzie ten moment i wszystkim udowodnię, że naprawdę jestem coś wart i potrafi ę coś dobrze w życiu zrobić.