Joanna Jędrzejczyk: "Trenuję w sobie sportową złość"

Gdy patrzę na okładkę jej najnowszej książki, mam mieszane uczucia – z jednej strony wiem, że Joanna Jędrzejczyk to silna, pewna siebie i waleczna kobieta, z drugiej – widzę jej oczy. Jest w nich wrażliwość, czułość, pragnienie miłości. Która z tych kobiet to Joanna Jędrzejczyk? Przeczytajcie zapis rozmowy LIVE na naszym Instagramie!

Aleksandra Nagel – KOBIETA.PL: Zacznę być może od nietypowego pytania. Gdy myślimy o pięściarkach, w głowie mamy słowa: mocna babka, kobieta rakieta, babochłop. Czy spotykasz się z takimi określeniami? Jak na to patrzysz z perspektywy kobiety?

Joanna Jędrzejczyk: Nienawidzę określenia „babochłop”! Wciąż muszę walczyć z tymi stereotypami. Choć sport, który uprawiam, jest zdominowany przez mężczyzn, czuję wewnętrzną równowagę. Potrafię odnaleźć w sobie kobiecość.

Beczysz czasami?

Pewnie! Często płaczę. Ja w ogóle jestem taką osobą, która dużo w sobie zbiera, to się kumuluje, a potem muszę dać ujście tym emocjom. Potrafię dużo przyjąć, bo ogólnie kobiety potrafią sporo wziąć na klatę, ale są takie dni, gdy potrzebuję resetu. Zamykam się w sypialni i długo ryczę. Trochę popłaczę, wyleję wszystko ze łzami i potem jest już lepiej. Biorę się w garść, bo wiem ile ode mnie zależy. To ode mnie zależy, jak poradzę sobie z daną sytuacją i co się wydarzy potem, co w życiu osiągnę.

 

Zastanawiam się, co czujesz, gdy wychodzisz do oktagonu? Po drugiej stronie stoi kobieta, być może Twoja znajoma, koleżanka. Być może wygląda tak pięknie, niewinnie itp., a ty musisz się zmobilizować i zadać jej cios. Co wówczas dzieje się w twojej głowie?

Zobacz także:

Kobiecość, piękno, to czy kogoś lubisz czy nie – w oktagonie to wszystko nie ma żadnego znaczenia. Gdy zaczyna się walka, muszę się przestawić. Ta znajoma spoza ringu zamienia się w moją rywalkę, która chce mi zabrać moje największe marzenia. Muszę stawić jej czoła i ją pokonać. Muszę dać z siebie wszystko, pomimo wielu słów, które padają między nami poza walką i tego, co o sobie wiemy.  

Co się dzieje w twojej głowie, gdy zadajesz cios rywalce?

Jest coś takiego, jak złość sportowa, którą wciąż muszę w sobie trenować.

Coś w rodzaju nienawiści?

To nie dla wszystkich jest zrozumiałe, ale w moim sporcie, jest ona niezbędna. Miałam kiedyś walkę z Michelle Waterson, z którą bardzo prywatnie się lubimy i rzeczywiście miałam problem. Gdy weszłam do oktagonu, brakowało mi tej złości, którą zawsze w sobie miałam. Mówiłam sama do siebie: „Dżej to już czas! Musisz się nakręcić!”. Musiałam się zmobilizować, by nie myśleć o niej jak o koleżance. Każdy sportowiec bardzo potrzebuje tej energii, szczególnie w mojej dyscyplinie.

Do tej jednej walki przygotowujesz się do walki miesiącami i po prostu musisz dać z siebie wszystko. Chcesz wygrać, nie tylko dla siebie ale i dla osób, które tak ciężko harują na twój sukces. To jest bardzo trudne zadanie. Łatwo ocenia się ten sport z perspektywy widza, ale tam w środku – w oktagonie – wcale nie jest już tak łatwo.

Wracając jeszcze do twojego pytania o moją kobiecość, wbrew pozorom jestem bardzo wrażliwą i delikatną osobą. Wiem, że ludzie postrzegają mnie zupełnie inaczej, bo widzą mnie tylko i wyłącznie przez pryzmat oktagonu. Jestem mega wrażliwcem, choć czasami przysparza mi trudności. Lubię tę część siebie.

Domyślam się, że jest to sport dla wyjątkowych osób. Jaka była najtrudniejsza walka, przed którą najbardziej się stresowałaś?

Każda walka jest bardzo trudna emocjonalnie. Wiem też, że każda kolejna walka będzie tą trudniejszą. Czeka mnie jeszcze wiele trudnych walk, i w życiu zawodowym, i prywatnym, ale trzeba robić swoje i iść do przodu. My dla siebie samych jesteśmy najtrudniejszymi rywalami. Gdy przychodzi zmęczenie fizyczne, psychiczne, jeśli nie masz w sobie już tej energii, to możesz się załamać. Ważne, by przezwyciężyć ten stan i wygrać sama ze sobą.  

Photo: East News

ZOBACZ TEŻ:

Joanna Jędrzejczyk - kiedy kolejna walka?

Zadam więc banalne pytanie, bo podejrzewam, że pytają ciebie o to pół Polski, kiedy kolejna walka?

Planuję ją na drugą połowę roku, być może pod koniec 2021. Ludzie myślą, że to szmat czasu, ale ja muszę już dziś myśleć o tym, co wydarzy się za te kilka miesięcy. Muszę włożyć ogrom pracy w przygotowania. Mam konkretny plan i go zrealizuję. Wiem, co chcę osiągnąć.

Czujesz się dzisiaj bardziej sportowcem, gwiazdą show-biznesu, a może coachem dla swoich fanów na Instagramie? Co jest w Tobie w tym momencie najmocniejsze?

Ja czuję się przede wszystkim sobą i to jest dla mnie najważniejsze, bo przez wiele lat zapominałam, kim jestem. Sama siebie blokowałam. Jeżeli nie będziemy pamiętać o sobie, nie pójdziemy dalej. W wieku 30 lat miałam zaliczonych już kilka mocnych upadków, zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Sporo czasu zajęło mi, by z tego wyjść, ale wyszłam. Czuję się jeszcze bardziej spełniona i szczęśliwsza. Czuję, że to jest dla mnie dobry moment.

Chcę walczyć i czuję, że mogę jeszcze wiele osiągnąć, ale chcę też zadbać o moje „zaplecze”. Tak, jestem sportowcem, bo jest to moja praca i moja pasja, ale jestem też człowiekiem. Muszę dbać o siebie, swoje zdrowie, ale też o balans w życiu prywatnym i zawodowym, bo wiesz, z każdym kolejnym rokiem nie będę młodsza, tylko starsza. Nigdy nie byłam zerojedynkowa. Zawsze byłam dziewczyną, która interesowała się wieloma rzeczami – zbierałam znaczki, pokemony, karteczki.

Witaj w klubie!

Była też fotografia, wspinaczka, książki, film, telewizja. Miałam i wciąż mam wiele pasji. Właśnie zdałam licencję na kierowcę rajdowego. Mogę więc startować w różnego rodzaju zawodach.

Joanna Jędrzejczyk - czas ślub i dzieci?

Będziesz kierowcą rajdowym?

Zaczęłam planować budżet, układam sobie jakieś rajdowe plany. Może coś z tego będzie? Wiesz, my sportowcy często sami siebie „szufladkujemy”. Po pewnym czasie zaczynamy myśleć, że nie mamy już wyboru i możemy robić w życiu tylko jedno, ale to nieprawda. Sport wiele mi dał i wiele mi zabrał. Nadal chcę być w sporcie i dawać z siebie jak najwięcej, ale ostatnie lata – wszystkie wzloty i upadki – uświadomiły mi kim naprawdę jestem i że chcę znacznie więcej.

Skoro mowa o planach na przyszłość, widzę, że wielu Twoich fanów na Instagramie chętnie oświadczyłoby się tobie – padło na kolana z bukietem kwiatów i drogim pierścionkiem. Masz kogoś czy wciąż można się tobie oświadczać? (śmiech)

Hm… pomidor! (śmiech)

Z tymi oświadczynami to jest tak, że ja odkąd pamiętam zawsze powtarzałam, że nie chcę żadnego zaręczynowego pierścionka. Zamiast niego marzyłam o zaręczynowym Mini Morrisie – starym, czerwonym. Kiedyś trenowałam w Holandii. Byłam bardzo młodą dziewczyną. Jeździłam z moim trenerem na parking, na którym pracował taki Patrick – dużo starszy ode mnie, był naszym przyjacielem. Zawsze mówił: „Boże jakie te Polki są piękne, jakie są piękne!” Chyba wpadłam mu wtedy w oko, a mój trener, który traktował mnie jak własną córkę, chronił mnie przed nim. Mówił: „Ona nie jest dla ciebie łobuzie! Ma za duże wymagania. Nie podołasz. Ona chce Mini Morisa”. Pewnego dnia Patrick przyniósł więc resoraka i mówi: „Co teraz Dżej?”. (śmiech)

Chyba rzeczywiście masz duże wymagania, bo żadnych oświadczyn jeszcze nie przyjęłaś, chyba? (śmiech)

Ja wcale nie jestem taka wymagająca. Wiesz, o czym marzę na kolejne urodziny? Żeby ktoś mi zrobił śniadanie do łóżka – świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy, czokapiki z mleko bez laktozy, no może jeszcze goździk czerwony w wazonie. To chyba nie tak wiele, prawda? (śmiech)

Lubisz goździki?

Lubię i jeszcze takie kwiatki astry. Wiesz jakie?

Wiem, wiem. Wiele osób w Polsce uważa, że są pogrzebowe…

No nie wiem. Mnie się kompletnie tak nie kojarzą. Ja wbrew pozorom jestem bardzo prostą dziewuchą i doceniam proste rzeczy. Doceniam to, co mam i kim jestem. Chociaż na zewnątrz ludzie odbierają mnie często zupełnie inaczej – sława, blichtr, fajne samochody i zegarki. Tak nie jest. Jeszcze siedem lat temu pracowałam w warzywniaku za 200 zł tygodniowo i opłacałam z tego studia, kończąc dwa kierunki jednocześnie, a dodatkowo wyjeżdżałam na zawody. Także ja wiem, co w życiu jest ważne.

A co z wyjściem za mąż i oświadczynami, to nie jest do końca pytanie do mnie, słuchaj… pomidor no! (wielki uśmiech na twarzy)

 

Joanna Jędrzejczyk - "Dance dance dance", dokument na HBO i nowa książka

Rozumiem, że czas zmienić temat. Jak oceniasz swój udział w programie DANCE DANCE DANCE? Twoja obecność wywołuje sporo kontrowersji..

Fajnie, że o to pytasz. Pytają się mnie na Instagramie: „Co ta Jędrzejczyk tam robi?! Przecież ona w ogóle nie zna się na tańcu!”. Tylko wiecie co? Kochani, to jest telewizja!
Jesteśmy brifowani przez każdym odcinkiem. Nagranie jednego odcinka trwa od 8 rano do północy.  Mamy spotkania przed duetami, przed solówkami. Oglądamy oryginalne fragmenty tych nagrań, oglądamy próby, więc biorąc pod uwagę to wszystko, wydaje mi się, że mam prawo powiedzieć, czy ktoś popełnił błąd czy nie, że czegoś brakowało itp. Wy widzicie to w telewizji w mocno okrojonej formie. My znamy każdy element tego programu od podszewki.

Skoro każdy Polak może oceniać moje walki, to dlaczego ja – odpowiednio przygotowana – nie mogę oceniać czyjegoś tańca?

Pisano jakiś czas temu w internecie, że produkcja nie jest zadowolona z udziału Joanny Jędrzejczyk w programie. Z tego, co ja wiem, to produkcja cieszy się, że Dżej jest sobą – jest łagodna, ale jak ma powiedzieć coś ostrzej, to powie. Ta cała krytyka na mnie nie działa. Możecie mnie dalej boksować. Jeśli nie mam na coś realnego wpływu, to się tym nie zajmuję.

To czym aktualnie zajmuje się Joanna Jędrzejczyk, oprócz udziału w DANCE DANCE DANCE i przygotowywaniu się do wielkiej walki?

Właśnie wyszła moja książka „Czarno na białym”, a w najbliższym czasie zostanie przetłumaczona na inne języki, bo mam wielu fanów na całym świecie. Na HBO pojawi się też dokument o Joannie Jędrzejczyk. Ekipa – Monika Woźniak (operatorka) i Tomasz Kiliński (reżyser) podążali za mną przez kilka lat, głównie 2015/2016. Byli ze mną podczas największych wzlotów i upadków, w Stanach Zjednoczonych, w Olsztynie, także zapowiada się naprawdę fajny, ciekawy film. Zdjęcie do plakatu tego filmu zrobiła Zuza Krajewska.

Chyba dość długo już czekamy na premierę tego dokumentu. Kiedy wreszcie będzie można go zobaczyć na HBO?

Ten film miał ujrzeć światło dzienne już rok temu, ale może i lepiej, bo dzięki temu mogliśmy go jeszcze bardziej dopracować. Film miał trafić do kin, ale z powodu sytuacji covidowej być może ograniczymy się do HBO GO. Będzie go można obejrzeć w 17 krajach!

Pierwsza część mojej biografii „Wojowniczka” opowiada kim jest JJ.  Książka „Czarno na białym”, z której jestem bardzo dumna, to szczera i mocna pozycja, wiele moich przemyśleń. Myślę, że film będzie więc świetnym podsumowaniem tych dwóch.

„Czarno na białym” to rodzaj twojego pamiętnika?

Hubert Kęska, który jest współautorem, dołożył do tej książki sporą cegiełkę swojego doświadczenia. Ja opowiadałam, zwierzałam się mu, a on zapisywał. Spędziliśmy ze sobą wiele godzin, poznając się, analizując, spotkania na żywo i online, sporo czasu na telefonie. Myślę, że wyszło z tego coś dobrego, chociaż ja mam już pomysł na kolejną książkę!

Poszczególne rozdziały tej książki są jak hasła, które mogą przyświecać każdemu, kto chce coś zmienić na lepsze w swoim życiu. Jak doszłaś do momentu, w którym właśnie takie słowa zrodziły się w Twoim sercu? Wiem, że pewnie sporo tego wynika z Twoich zawodowych doświadczeń, porażek w oktagonie…

To nie są porażki. To są przegrane walki. Porażka to coś takiego, gdy się poddajesz i już się nie podnosisz. Ja miałam przegrane. Tytuły rozdziałów to są moje motta życiowe, którymi ja się kieruję w życiu, ale one wynikały z tej rozmowy. Nie były z góry założone. One samoistnie pojawiły się z głębokości każdej rozmowy.

Photo: East News

PRZECZYTAJ TEŻ:

Joanna Jędrzejczyk o szczerości i budujących przegranych

Zatem przepraszam. Nie będziemy już mówić o porażkach. Co ciebie najbardziej w życiu zbudowało? Walka, sukcesy czy właśnie te przegrane?

Całe moje życie! Były takie momenty, gdy czułam, że ktoś mnie ścina, wtedy mówiłąm: „Boże, co jeszcze?”, a potem On dawał mi siłę, ja brałam i szłam dalej.  

Wbrew pozorom to nie ta moja przegrana w oktagonie najbardziej mnie zbudowała. Bardziej przetyrała mnie ta życiowa przegrana. Ludzie, którym ufałam, których kochałam, po prostu mnie zawiedli. Musiałam nauczyć się na nowo zaufania do innych, do siebie samej też. Ta przegrana pozwoliła mi też uświadomić sobie, że jest życie poza oktagonem. Byłam mega sfokusowana na sporcie i nadal jestem, ale teraz zupełnie inaczej do tego podchodzę. Nie biorę już udziału w żadnym wyścigu szczurów. Nabrałam do tego odpowiedniego dystansu. Znam swoją wartość.

Nabrałaś do tego dystansu?

Do wielu rzeczy i do ludzi. Nie boję się palić mostów, pozbywać rzeczy, które mnie zniewalają i ograniczają. Pozbywam się wszystkiego, co mi nie służy i tych, którzy mi nie służą.

Wiesz, najgorzej jest, gdy coś złego dzieje się z moim bliskim. Wkurza mnie to, że nie mogę nic zrobić, nie mam na to wpływu. Jestem waleczna, mówię: „Boże, mnie daj to choróbsko, to zło, a nie im”. Wiem, że ja sobie poradzę, a oni może nie mają tyle siły.

Skąd w tobie taka pewność, że ty dałabyś radę?

Czuję się bardzo silną kobietą. Wiem, mówią mi: „poddaj się”, ale nikt nie odbierze mi mojego dziedzictwa, na które pracowałam 18 lat i które jest moim zdaniem ogromne. Ja mam wrażenie, że jestem legendą za życia. Nie, nie skończę bo wiem, co czuję i wiem, kim jestem i wiem, ile jestem warta. Ja czuję, że to nie jest jeszcze koniec.

Otwieram twoją książkę „Czarno na białym” i czytam jeden z tytułów rozdziałów: BOIMY SIĘ LUDZI SZCZERYCH, ALE TAKICH NAJBARDZIEJ SZANUJEMY. To dosyć mocna teza…

W XXI wieku – w dobie postępu technologicznego, rozwoju social mediów i całego tego dążenia do idealności, łatwo stracić rozeznanie, co jest prawdą, a co nie. Dzieciaki już nie wiedzą, co jest prawdą, a co wirtualną rzeczywistością. Ja wolę być szczera niż zakłamana. Wolę usłyszeć najgorszą prawdę niż najpiękniejsze kłamstwo. Znam to doskonale z show-biznesu. Ktoś prosto w twarz zachwyca się twoją urodą czy figurą, a za plecami obgaduje, że chyba przytyłaś. Automatycznie odsuwam się od takich osób.

Już dawno temu postanowiłam, że będę mówić prawdę. Jak mawiał John Lennon, „Jeśli będziesz szczery, nie będziesz mieć wielu przyjaciół, ale da ci to tych właściwych”.
Ludzi boli prawda, nawet fanów na moim koncie na Instagramie. Oni by jednak chcieli takie „pit pitu”, a ja nie jestem taka i to ich szokuje, że ja nic nie udaję.

W świecie sportu jest więcej szczerości niż w show-biznesie?

Sport, w którym ja się rozwijam, jest zdominowany przez mężczyzn, a to świat zerojedynkowy. Chociaż w sumie faceci też lubią czasem poplotkować. (śmiech)

Sportowcy są bardzo zadaniowi, konkretni, wiedzą, że tylko wysiłek, koncentracja na celu, da im zwycięstwo. Tu nie da się zrobić czegoś po łebkach.

Piszesz w książce o narzeczonym o wielu prywatnych sprawach. Dlaczego zdecydowałaś się o tym opowiedzieć? W sumie ta książka mogłaby dotyczyć tylko twoich zmagań sportowych, a Ty wyciągasz kawę na ławę, dlaczego?

Zdecydowałam się opowiedzieć w książce o moim życiu prywatnym, bo – jak już wspomniałam na początku – ważny jest ten balans. To, co dzieje się w moim życiu prywatnym bardzo mocno wpływa na to, co dzieje się w życiu zawodowym i odwrotnie. Wiele lat byłam wojowniczką, odkładałam pewne rzeczy na bok. Byłam wielką JJ! Myślałam, że pewne rzeczy mnie nie dotyczą. Wiele osób tak ma. Myślą: „mi to się nie zdarzy, mnie narzeczony nie zdradzi, ja nie stracę roboty, ja nie będę chora, ja nie będę miała wypadku, teraz covid mnie nie dopadnie”, a potem to się dzieje. Jak spada coś na nas, to spada jak grom z jasnego nieba w najmniej oczekiwanym momencie. Cieszę się, że tego doświadczyłam bo w sumie dzięki temu wiem, czego chcę. Musiałam to przepracować. Poukładać. Nasze babcie mówiły zawsze, jak masz niepoukładane w szafie, to w głowie i w życiu też nie.

Asia wszyscy pytają, czy masz chłopaka?

(ZAPADŁA CISZA) Pomidor. Czekaj muszę zadzwonić… Halo, mam im powiedzieć? (śmiech) Wszystko okaże się w swoim czasie.

Kochani więcej z Joanny Jędrzejczyk nie wycisnę, sami widzicie! Wróćmy zatem do oktagonu. Powiedziałaś kiedyś, że w świecie sportu jest tak, że często to trener uważa, że stworzył sportowca. Na czym to „stworzenie” polega i czy Ty się z tym zgadzasz, czy nie?

Doszłam na sam top, gdzie jest reszta? Dlaczego te setki zawodników jednak nie zostały mistrzami, skoro każdy trener ma gotową receptę na sukces? Musisz mieć to COŚ! – głód sukcesu, wiarę w siebie, siłę. Musisz się z tym urodzić i odpowiednio wykorzystać swój potencjał. Biblia mówi, by nie chować swoich talentów, nie zakopywać, ale wyciągać je na wierzch i pomnażać. Nie wystarczy mieć dobrego trenera i super zespół ekspertów.

 

Joanna Jędrzejczyk - kto stworzył JJ?

W takim razie kto stworzył JJ?

Na mojej drodze było wielu wspaniałych trenerów, ale też takich, którzy mówili wprost: „To ja Ciebie stworzyłem. Dzięki mnie jesteś tu, gdzie jesteś”. To nie jest do końca prawda. Praca moja i mojego zespołu trenerskiego to praca równego z równym. Oni poświęcają mi 100 proc. Ja daję z siebie jeszcze więcej!

Ostatecznie JJ stworzyłam ja sama. Oczywiście jestem wdzięczna każdemu trenerowi, z którym pracowałam, wiele osób pracowało i wciąż pracuje na mój sukces, ale przyszedł taki czas, kiedy musiałam powiedzieć: „idę dalej”, bo to ja ostatecznie wychodzę do oktagonu.

Kim byłabyś, gdybyś nie była JJ – pięściarką, wojowniczką, gwiazdą MMA?

Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, bo ja sobie nie wyobrażam innej drogi! To było mi pisane. Miałam różne pomysły na życie – wspinaczka, koszykówka, różne sztuki walki, aż wreszcie znalazłam siebie. 12 lat wielkiej inwestycji w siebie, biedowanie, by odnieść sukces. To było mi po prostu pisane.

Zmieńmy nieco temat, podobno zostaniesz ciocią?!

Tak, to moja siostra bliźniaczka jest w stanie błogosławionym. Co prawda jestem już ciocią, bo moja starsza siostra Ewa ma dzieci, ale siostra bliźniaczka w ciąży to dla mnie nowość! Będę ciocią JJ! (śmiech)

A nie myślisz o swoim dziecku?

Pomidor. Wszystko w swoim czasie. (śmiech)

Zatem co teraz jest w odpowiednim czasie? Jakie masz plany?

Trenuję dwa razy dziennie. Niebawem wylatuję do Stanów Zjednoczonych na dwa miesiące treningów. Tam się odetnę od wszystkiego, ale walka nie szybciej niż pod koniec roku. Pracuję bardzo ciężko. Mam wiele współprac, wiele się dzieje. Jest DANCE DANCE DANCE. Wyszła książka, może wreszcie pojawi się film na HBO. Ja nie umiem stać w miejscu. Ludzie często pytają mnie, jak przeżyłam ten covidowy rok, a dla mnie rok 2020 był naprawdę wspaniały! Był angielski. Były organy. Skończyłam studia na kierunku brand management.

Organy, serio?

Zaczęłam grać na klawiszach, teraz znowu nie mam czasu, ale to super sprawa jest!

Licencja kierowcy jeszcze – sporo tego. Jak ty na to wszystko znajdujesz czas?!

Wszystko muszę mieć zaplanowane co do minuty, ale kocham to i nikt mnie nie zatrzyma! Tydzień temu zaplanowałam sobie na przykład, że dzisiaj się wyśpię, po czym obudziłam się z taką migreną, że holy moly!

Musisz planować nawet sen?

Tak! Muszę pamiętać, żeby spać na przykład 6 godzin, a nie 4.

 


Chciałabym zobaczyć ciebie w wieku 100 lat! To dopiero będzie energia!

Planowałam 82 ale myślę, że to rzeczywiście może być trochę za mało… (śmiech)

Dzięki za tę energię, mimo migreny i zmiany planów. Wypij może jeszcze kawę!

Idę na trening, bo rano nie dałam rady. Zrobiłam już dzisiaj 13 kilometrów na rolkach. Zjadłam pysznego kurczaczka i wypiję kawę, choć nie powinnam, bo jest już 19. Jutro rano robię prywatnie pazurki. Wszystko mam ustawione.

Niesamowite, że Ty masz to wszystko w głowie! Pazurki na jaki kolor?

Oczywiście mój ulubiony, czyli czerwony! Ludzie często się czepiają, czemu robisz sobie ten czerwony manikiur, a ja lubię czerwony i już!

W sumie ten kolor idealnie do ciebie pasuje!

Dokładnie tak! Czerwony to stan umysłu.

PRZECZYTAJ TEŻ: