"Chcemy żeby nasza rodzina żyła inaczej, w czasach pandemii i kryzysu klimatycznego to relacje międzyludzkie, a nie to, co można kupić jest największą wartością.", powiedzieli bohaterowie naszego wywiadu, którym udało się to, co wydawało się niemożliwe - ślub w czasie ogólnokrajowej kwarantanny. Planów nie był im w stanie pokrzyżować nawet koronawirus.

Ślub w czasach zarazy

Jeszcze do niedawna Agata pracowała w agencji PR, dziś zajmuje się produkcją sesji zdjęciowych. Stanisław jest lekarzem w trakcie specjalizacji z pediatrii, pracującym w Klinice Pulmonologii i Alergologii Wieku Dziecięcego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. To właśnie specyfika jego zawodu, niezwykle niebezpiecznego w obecnej sytuacji pandemii koronawirusa, zmusiła parę do podjęcia radykalnych decyzji dotyczących ich związku. Agatę i Stanisława Bogusławskich pytamy dlaczego zdecydowali się na ślub, jak wyglądała jego organizacja w czasie epidemii i czy możliwe jest huczne e-wesele?

Dlaczego podjęliście decyzję o sformalizowaniu swojego związku właśnie w czasie epidemii?

Przed epidemią nie traktowaliśmy ślubu jako czegoś, co cementuje nasz związek. Pół roku wcześniej podjęliśmy decyzję, że chcemy mieć dziecko i to jest dla nas dużo większe zobowiązanie niż zawarcie małżeństwa. Epidemia jednak zmieniła nasze myślenie. Po pierwsze, Staś jako lekarz jest bardziej narażony na zarażanie wirusem niż inni ludzie, co potwierdzają statystyki. W Polsce odsetek zakażonych SARS-CoV-2 pracowników ochrony zdrowia to 15-20%. W razie ciężkiej choroby męża, ja mogłabym uzyskiwać informację o jego stanie zdrowia, a w razie śmierci ojcostwo nie będzie mogło być podważone.  Po drugie chcieliśmy zabezpieczyć naszą rodzinę przed ewentualnymi utrudnienia związanymi z coraz bardziej rygorystycznymi przepisami, np. dotyczącymi przemieszczania się.

Jak na Wasze pytania o możliwość sformalizowania związku reagowały urzędy, z którymi się kontaktowaliście?

Na początku zadzwoniliśmy do kilku Urzędów Stanu Cywilnego. W każdym z nich usłyszeliśmy, że oprócz ceremonii wcześniej zaplanowanych nie odbywają się śluby. Wtedy Staś postanowił napisać na Facebooku post o naszej sytuacji.

"Drodzy Znajomi

Razem z moją narzeczoną Agatą spodziewamy się dziecka. Jednocześnie nasz związek nie jest sformalizowany. Nie planowaliśmy ślubu w najbliższym czasie, jednak sytuacja epidemii zmieniła nasze podejście. Ja jako lekarz pracujący z dziećmi z różnymi infekcjami jestem narażony na zakażenie SARS-CoV-2 bardziej niż reszta społeczeństwa. Dlatego podjęliśmy decyzję o ślubie - żeby nasza rodzina była prawnie zabezpieczona w razie mojej ciężkiej choroby. Okazało się jednak, że żaden urząd stanu cywilnego, z którym się kontaktowałem w chwili obecnej ślubów nie udziela - takie są podobno odgórne regulacje, mimo że rozporządzenie o epidemii wprost tego nie zabrania. Wyznacza za to dopuszczalne ramy działania urzędów publicznych. Uruchomiliśmy rodzinne kontakty ale nawet to nie pomogło.
Oczywiście nie mówimy o weselu, tylko ślubie w minimalnym koniecznym gronie: przy obecności pary młodej i wymaganych prawnie świadków, oczywiście z zachowaniem wszystkich zasad bezpieczeństwa. Bylibyśmy gotowi też na ślub przeprowadzony częściowo zdalnie jeśli prawo dopuszcza takie rozwiązanie.

Ta sytuacja wydaje mi się głęboko niesprawiedliwa. Przez moją pracę narażam swoje zdrowie dla innych, a państwo nie jest gotowe zabezpieczyć bezpieczeństwa prawnego mojej rodzinie. Nie oczekuję żadnych fajerwerków tylko formalnego uznania naszego związku, nawet jeśli miałoby się to odbyć bez ceremonii. Co więcej nawet w normalnych warunkach istnieją możliwości udzielania ślubu chorym w szpitalach, czy więźniom w zakładach karnych. Oczywiście rozumiem, że czas epidemii to nie jest czas na śluby ale myślę, że nasza sytuacja jest w tej chwili szczególna."

W parę godzin kilkoro znajomych uruchomiło swoje kontakty i okazało się, że są w Warszawie i okolicach kierownicy USC, którzy wyrażą zgodę na ceremonię. Byliśmy pod wrażeniem liczby serdecznych reakcji i gotowości pomocy naszych znajomych. Później wszystko potoczyło się bardzo szybko, aspekty formalne załatwiliśmy błyskawicznie, a relacje z urzędnikami były pełne empatii i uśmiechu.

Zobacz także:

Jak na Waszą decyzję zareagowała rodzina?

Obie rodziny bardzo ucieszyły się z tej decyzji. Oczywiście wszyscy żałowali, że nie mogli uczestniczyć w ceremonii. Od kiedy jesteśmy razem, spotykamy się z ogromnym wsparciem i akceptacją z ich strony.

W jaki sposób udało się Wam zawrzeć ślub?

Ha, ha. Bardzo tradycyjnie, choć niezwykle kameralnie, w obecności jedynie świadków i Pani Kierownik USC. Jedynym nietypowym elementem ceremonii była transmisja live dla rodziny i przyjaciół. Okazało się, że uczestniczyło w niej niespełna 300 osób. Niektórzy siedzieli nawet przed komputerami w eleganckich kreacjach.

Jakie emocje towarzyszyły wam od momentu podjęcia decyzji do czasu jej finalizacji?

Początkowo martwiliśmy się, że mimo starań nie uda nam się doprowadzić do ślubu. Jednak szybko okazało się, że mamy mnóstwo przychylnych osób po swojej stronie, poczuliśmy ulgę i radość, która towarzyszy nam do teraz.

Jak wspominacie dzień Waszego ślubu? Czy w przyszłości planujecie uroczystość z większym rozmachem?

Jak mówiliśmy, nie planowaliśmy nigdy tradycyjnego, polskiego wesela. Nie czujemy rozmachu, presji i eksponowania siebie z nim związanych. Jednocześnie bardzo ważna dla nas jest ochrona środowiska i życie w sposób zrównoważony. Dlatego, mimo że zupełnie tego nie planowaliśmy i brakowało nam najbliższych, bardzo odpowiadał nam prywatny charakter uroczystości. Nie zaplanowalibyśmy tego lepiej. Ślubom i weselom towarzyszy często przepych i konsumpcjonizm. Chcemy żeby nasza rodzina żyła inaczej, w czasach pandemii i kryzysu klimatycznego to relacje międzyludzkie, a nie to, co można kupić jest największą wartością. Dostaliśmy mnóstwo szczerych i niewymuszonych okolicznościami pozytywnych emocji od ludzi, którzy nas oglądali online. Naszemu ślubowi nie towarzyszył stres, który odczuwają pary przygotowujące ceremonię miesiącami. Mogliśmy skupić się na istocie, czyli bliskości, radości i miłości. Trochę jak wspomnienia babć i dziadków ze ślubów w czasie wojny.

Na pewno chcielibyśmy kiedyś w większym gronie celebrować nasz związek, ale na razie się nad tym nie zastanawiamy. To nie jest czas na planowanie wesela. Pewnie będzie to raczej kolacja dla rodziny, już z naszym synkiem, a później impreza w ogrodzie, w rodzinnym domu dla najbliższych znajomych.

Jak uważacie, co stanowi największy problem w polskim prawie w czasie kryzysu?

Z pewnością kłopotem jest niespójność przepisów. Wiele regulacji jest niejasnych i trudnych do uzasadnienia. Jednocześnie decyzje o zamknięciu szkół, centrów handlowych i granic były słuszne. Z pewnością zmniejszyły transmisję wirusa. Niezrozumiałe jest natomiast odkładanie decyzji o obowiązkowym noszeniu maseczek. Wydaje nam się, że przepisy powstawały chaotycznie, są częściowo sprzeczne z istniejącym już prawem. Jasne jest, że sytuacja szczególnie na początku epidemii była trudna i trzeba było podejmować szybkie działania. Jednak w wielu innych krajach Europy udało się wdrożyć przepisy, które mimo że były równie restrykcyjne dawały poczucie, że władze panują nad kryzysem. Można tutaj za przykład postawić Czechy, Finlandię a z dużych krajów Niemcy. Wprowadzając szybko radykalny lockdown w Polsce, co było postępowaniem ze wszech miar słusznym, zyskaliśmy na czasie. Jednak władza i politycy tego czasu nie wykorzystują na przygotowanie lepszego prawa i samego państwa do narastających trudności, skupiając się na przepychankach i walce o władze. To z perspektywy obywatela wygląda bardzo źle.

Jak obecnie wygląda sytuacja lekarza wykonującego dalej swoją pracę? Czy czujecie się bezpieczni?

W szpitalu Stasia sytuacja nie jest zła. Szybko udało się wprowadzić opracowane oddolnie procedury, zreorganizować SOR. Dyrekcja także zareagowała na czas. Oczywiście wciąż jest niepokój o dostępność środków ochrony osobistej, ale na szczęście w szpitalu męża w tej chwili ich nie brakuje. W dużym stopniu także, dzięki zaangażowaniu i wsparciu licznych darczyńców. To niesamowite jak Polacy wsparli pracowników ochrony zdrowia. Staś pracuje w szpitalu pediatrycznym, a w tej grupie COVID-19 przebiega w ogromnej większości przypadków łagodnie. Ponadto regulacje dotyczące społecznego dystansowania i zamknięcie szkół i przedszkoli zahamowało także szerzenie innych infekcji, które są najczęstszą wśród dzieci przyczyną hospitalizacji.

Czy poczyniliście jakieś kroki, by wzmocnić poczucie Waszego bezpieczeństwa?

Mamy w domu maseczki, płyn do dezynfekcji, myjemy ręce wiele razy dziennie. Wychodzimy jedynie wtedy, kiedy to absolutnie konieczne. Robimy zakupy co ok. 1-2 tygodnie, z nikim się nie widujemy, ja nie wychodzę wcale, Staś jedynie do pracy. Po powrocie bierze prysznic, a ubrania trafiają od razu do pralki. Szpitalny outfit męża zostaje w pracy w szatni. Oboje czujemy wielką odpowiedzialność, nie tylko za naszą rodzinę, ale też społeczną, w związku z tym dopasowaliśmy wszystkie aspekty życia tak by minimalizować zagrożenia i tym samym hamować transmisję wirusa. To przede wszystkim od nas, zwykłych ludzi zależy, jak będzie rozwijała się epidemia. W sytuacji, której się znaleźliśmy, naprawdę każdy ma wpływ na przyszłość. Nasi dziadkowie walczyli na wojnie, my musimy jedynie siedzieć w domu oraz zachować higienę i rozsądek. Mimo, pewnych utrudnień, nie jest to wielkie wyzwanie.