Aida Kosojan-Przybysz w styczniu skończyła 52 lata. Choć studiowała finanse, zajęła się wizjonerstwem i śpiewaniem. Z pochodzenia jest Ormianką, od ponad 30 lat mieszka w Polsce.

Damian Gajda: Dzisiaj często słyszy się, że świat ze względu na pandemię zwolnił. Pracujemy z domu, mamy więcej czasu dla siebie. Ale Ciebie to chyba nie dotyczy, bo pandemia obudziła też w ludziach lęki, wątpliwości i pytania o to, co będzie.

Aida Kosojan-Przybysz: Czy dostaję więcej pytań o przy­szłość? Nie. One są zawsze, niezależ­nie od tego, co dzieje się wokoło. Do mnie o pomoc zwracają się ludzie, którym towarzyszy wewnętrzny nie­pokój, stres spowodowany różnymi, życiowymi sytuacjami: problemami w pracy, związku, trudnościami związanymi z wychowaniem dzieci, zdrowiem... Świat wcale nie zwolnił, to my pędziliśmy, stawiając sobie coraz wyższe, a tak naprawdę przy­ziemne cele do zdobycia, a on po pro­stu nadał naszemu życiu inne tempo. Teraz raczej myślimy o rodzinie, przyjaciołach, ich potrzebach, zapo­mnianych zwyczajach. Ponownie odkryliśmy, jak bardzo potrzebujemy bliskości. Zanurzamy się w sobie, często odnajdując tam kogoś, kim byliśmy, zapomniane dziecko. Mam wrażenie, że doszliśmy do jakiegoś muru, który nieświadomie sami sobie zbudowaliśmy. Czy znaleźliśmy się w sytuacji granicznej. I musimy się zastanowić, co dalej. Jakie środki powziąć, by pokonać trudności, z którymi się zmagamy. To jest też czas pytań o sens tego, co do tej pory było dla nas ważne. Przez rozwijanie swoich pasji szukamy równowagi w świecie, zasypującym nas coraz gorszymi wiadomościami. Pasje mogą nadać sens, postawić na nogi, a nawet wskazać nową drogę, którą możemy podążać. Ten czas, który jest czasem zawieszenia, niewykluczone, że okaże się czasem otwarcia.

Przeczuwałaś, że nowa rzeczywistość tak bardzo nas zmieni?

Dokładnie rok temu w jednym z magazynów opublikowałam artykuł, w którym przedstawiłam prognozę na 2020 rok. Nazwałam go rokiem „maski" i rozliczeń. Ale nie przypuszczałam, że ta „maska" będzie tak dosłowna i powiązana z zagrożeniem na ogólnoświatową skalę, które pochłonie tyle ofiar. Odebrałam ją bardziej symbolicznie, jako chęć ukrycia słabości, próbę ochrony siebie, przejrzenia na oczy, zweryfikowania otaczającego nas świata i ludzi. I w sumie tak się stało. Mimo to szalejący wirus mnie zaskoczył. W czasie pandemii dużo tych masek spadło - nagle okazało się, ze ktoś, kto był wspaniałym przyjacielem, nie wspiera nas w trudnym momencie. Albo odwrotnie - ci, a których nie liczyliśmy, są nagle, zupełnie naturalnie blisko nas.

Zauważyłaś ostatnio, że ludzie, choć często sceptyczni wobec przepowiedni, w obliczu życiowych tragedii, szukają wsparcia, wiary, która pozwoli oswoić im cierpienie?

Człowiek, który przez życie idzie z podniesioną głową i nagle się przewraca, szuka pomocy wszędzie. Wśród najbliższych, u Boga, psychologa, a czasem trafia do mnie. Wierzy, że ktoś poda mu rękę, da nadzieję, której tak bardzo potrzebuje. Cierpienia nie można oswoić, ale można odnaleźć drogę w labiryncie. Jest częścią rozwoju człowieka. Ważne, by nie trwało zbyt długo, bo wtedy może nas zniszczyć. Jeśli ktoś ma trudny moment, czasami wystarczy, że usłyszy: „Dasz radę", i ta pozytywna wibracja działa naprawdę motywującą potrafi czynić cuda.

Zobacz także:

Codziennie, przez kilka godzin, ludzie opowiadają Ci o swoich problemach. Umiesz się od nich uwolnić, kiedy kończysz pracę?

Nie można o tym zapomnieć. Jestem człowiekiem. Zdarza się, że po powrocie do domu orientuję się, że komuś nie odpisałam na ważną wiadomość. Wtedy staram się jak najszybciej to nadrobić i... dalej jestem w pracy. Często zdarza mi się zapomnieć o odpoczynku. Wtedy moja fizyczność daje o sobie znać, a ciało odchorowuje energetyczny wydatek.

Mówisz, że Twoja praca to bardziej wizjonerstwo niż wróżbiarstwo. 

Jestem wizjonerką, nie wróżką. Zawsze to podkreślam. Nie ma tu miejsca na słowo „bardziej". Widzę drogowskazy, a dróg jest wiele. To od nas zależy, którą wybierzemy. Często zmieniamy je decyzjami. Podczas spotkania z daną osobą widzę, co się dzieje wokół niej: radości, problemy, ludzi. Wskazuję drogę, ostrzegam. Jednak to, co ten człowiek zrobi później, zależy od niego. Ja tylko widzę, odczuwam, przekazuję. Przyszłość jest ruchoma. Czasami ktoś się spóźni na samolot i unika katastrofy. Nie każde przykre zdarzenie ma negatywne skutki. Bywa też tak, że dostrzegamy to po czasie, zdarza się, że długim. Nie ma jednakowych rad, tak jak nie ma jednakowych wizji. Z niektórymi zaglądam w przeszłość, by odnaleźć rozwiązanie dzisiejszego problemu, z innymi wzmacniam teraźniejszość. Najgorzej bać się tego, co może się wydarzyć. Życie trzeba traktować jak przygodę, coś wspaniałego, inspirującego.

Wiara dodaje siły, pozwala zmieniać świat? 

I odnieść zwycięstwo. Kiedy miałam 13 lat, zobaczyłam, że mama, która była w ciąży, dostanie udaru i umrze. To była dla mnie dramatyczna wizja, nie umiałam sobie z nią poradzić. Codziennie chodziłam po schodach do mieszkania - dziewięć pięter w górę i w dół - modląc się o jej zdrowie. Pewnego dnia odwiedziła nas babcia, przyniosła tyle tulipanów, ile mama miała lat, też czuła zagrożenie. Tuż przed porodem mama dostała udaru. Wtedy babcia zapaliła świeczkę, tak wysoką jak mama, i położyła się krzyżem na podłodze, czekając, aż świeca spali się do końca. Moc jej wiary w to, że modlitwa pomoże, sprawiła, że mama przeżyła. Na nasze wybory wpływają uczucia, emocje. Jeśli coś gotujesz, ale nie kochasz tego, co robisz, jedzenie nigdy nie będzie smaczne. Dlatego ja podpowiadam ludziom, co mogą zrobić, by wpłynąć na swoje życie, ale dodaję: „Masz wybór, postąpisz, jak uważasz".

„Najgorzej bać się tego, co może się wydarzyć. Życie trzeba traktować jak przygodę, coś wspaniałego, inspirującego”.
Aida Kosojan-Przybysz

Czyli nie masz gotowego przepisu na szczęście? 

Recepta, którą dostałam od babci: „Patrz pod nogi, kiedy biegniesz po szczęście". Dlaczego? Bo droga, która do niego prowadzi bywa wyboista, trudna, a życie wymaga uważności. Ludzie często pytają; „Po co mam się starać, skoro i tak ma mi się nie udać?". Ale przecież by się udało, trzeba sobie w pewnym sensie „zapracować".

Podpowiadasz jak?

Raczej staram się wyzwolić osobach ich własną moc, dać im siłę. Jeżeli opisuję zdarzenie z czyjejś przeszłości, o którym nie mogłam wiedzieć, w tym momencie buduje się między nami nić zaufania. Gdy później powiem: „Uda ci się", „Dasz sobie radę" albo „Uważaj, bądź ostrożny", ta osoba traktuje to jako przekaz i budzi swoją moc.

Pamiętasz moment, kiedy po raz pierwszy poczułaś energię?

Miałam cztery lata. Zaczęło się od zabawnych sytuacji. Tata szukał drabiny, która zawsze stała w tym samym miejscu. Babcia Margo powtarzała mu, że pewnie ktoś ją ukradł. Wróciłam do domu z przedszkola w momencie, gdy o tym rozmawiali, i nie znając zupełnie sytuacji, rzuciłam od niechcenia: „Nikt nie ukradł, babcia pożyczyła ją cioci Klarze". Babcia Margo popatrzyła na mnie, ona jeszcze przed moim narodzeniem wiedziała, że mam dar widzenia. Tata nie znosił cioci Klary i babcia nie chciała, by wiedział, że drabina jest u niej. I tak ujawniłam jej tajny plan. Babcia Anna tak samo jak babcia Margo widziała przyszłość. Dorastałam w domu pełnym mistyki, zasypiałam wśród szeptów modlących się babć, to po nich odziedziczyłam dar. Kiedy babcia Anna przyjmowała w domu ludzi, często jej towarzyszyłam. Pytała mnie o zdanie, a to bardzo mi wtedy imponowało.

A jak radzisz sobie z tym, że znasz przyszłość swoich bliskich: męża, córek?

W tym przypadku w grę wchodzi energia miłości. Babcia Anna mówiła: „Nie pytajcie mnie o przyszłość, chyba że to samo przyjdzie". Dzieci są o wiele bardziej wyczulone na przepływ energii, widzą więcej niż dorośli. Pamiętam, jak dziecko jednej z moich klientek, tuż przed wyjazdem do babci, mówiło, że woli zostać w domu. Ona, nie słuchając jego próśb, wsadziła syna do samochodu i wysłała z mężem do teściowej. Oboje zginęli w wypadku. Nie umiała sobie z tym poradzić, obwiniała się, mówiąc, że to ona skazała ich na śmierć... Często człowiek przyjmuje, że to, co się dzieje, to jego błąd. A ja powtarzam, że życie każdego z nas to suma różnych zmiennych. Być może takie było przeznaczenie męża i dziecka tej kobiety.

Próbujesz sterować życiem rodziny?

Nie mogę tego robić, chociaż czasami zdarza mi się myśleć, że przecież „jako mama na pewno wiem lepiej". Jednak szybko się od tego uwalniam.

Przepowiedziałaś na pewno swoim bliskim jakieś wydarzenia z życia.

Kilka  lat temu moja ulubiona ciotka miała problem onkologiczny. Popatrzyłam jej w oczy i powiedziałam: „Nie umrzesz, wszystko będzie dobrze, zoperuje cię wąsaty doktor". Kiedy ciocia miała już wyznaczony termin zabiegu, z przerażeniem odkryła, że lekarz prowadzący nie ma wąsów. Próbowała za wszelką cenę coś z tym zrobić, przełożyć. Ku jej zdziwieniu w dniu operacji lekarz pojawił się w szpitalu z... delikatnym wąsem.

A dzieci?

Gdy moja córka Alicja była jeszcze dzieckiem, pojechaliśmy całą rodziną i z przyjaciółmi nad jezioro. Ali, moja siostra, wzięła ponton i razem z Alicją wypłynęły na środek. Stojąc na pomoście, nagle miałam wizję, że ponton się przewraca. Machałam do nich i krzyczałam, by wracały natychmiast. Opowiedziałam mężowi, co widziałam. Jednak on z uśmiechem przytulił mnie i powiedział, bym nie panikowała. W tym momencie do pontonu podpłynął syn znajomych i wywrócił go. Zrobił to dla żartu, zupełnie nie zdając sobie sprawy z konsekwencji. Alicja zniknęła pod wodą. Ali, która umiała tylko nurkować, zanurzała się w głębiny i po chwili wypłynęły obie. Chłopak, widząc to, odwrócił ponton i dziewczynom udało się do niego wejść. Pamiętam do dziś te ułamki sekund.

To prawda, że nie udało Ci się uchronić siostry przed wypadkiem?

Groźny wypadek samochodowy z udziałem Ali chodził za mną w wizjach od kilku miesięcy. Udało mi się ją odwieść od pomysłu wyjazdu samochodem kempingowym do Hiszpanii na sesję. Nie pojechała, a ekipa miała wypadek, na szczęście niegroźny. Bo nie było tam Ali. Nie zmieścili się pod jakimś wiaduktem i skosili dach samochodu z miejscem do spania. Gdyby Ali pojechała z nimi, mogłaby przecież tam spać. Następnie kazałam jej jechać na sylwestra pociągiem, gdy większość osób pojechała samochodami. Ali miała mnie już dosyć, a ja nie mogłam przestać. Wypadek jednak się zdarzył. Szczęściem w nieszczęściu było to, że w Warszawie, niedaleko ulicy Wołoskiej, blisko szpitala. Ali w wypadku złamała kręgosłup. Byłam przy niej w ciągu kilku minut. 

„Trzeba słuchać wewnętrznego głosu, intuicji, Nikt ci nie powie, kogo masz kochać. Nawet jeśli cały świat dookoła ma inne zdanie, a ty to czujesz, nie rezygnuj z uczucia”.
Aida Kosojan-Przybysz

Jak Twoja wiedza o ludziach przekłada się na relacje z nimi?

Nie ma z nimi nic wspólnego. Swoją pracę zostawiam w pracy. Prywatnie jestem Aidą, przyjaciółka, bratnią duszą, koleżanką. Przecież moje życie to nie same wizje. Wychodzimy do kina, teatru, na wystawy. Spotykamy się z przyjaciółmi, gotujemy, tańczymy, śpiewamy, wyjeżdżamy i żyjemy, celebrując wolne chwile. I jestem zawsze blisko, gdy mnie potrzebują. 

Wizjonerstwo pomaga w miłości?

Bardzo. Niedawno z mężem, Adamem, świętowaliśmy 30. rocznicę ślubu. Poznaliśmy się, kiedy ja miałam 19, on 23 lata. Miłość to energia, jest jak ognisko, do którego nieustannie należy dokładać drewna, by ogień nie zgasł. Stabilnym gruntem związku, poza fizycznością, jest przyjaźń, partnerstwo. Jak jest mi źle, mąż to pierwsza osoba, która o tym wie. Czasami we mnie wszystko się gotuje, bo w trudnych sytuacjach reaguję emocjonalnie, on potrafi przyjąć wszystko ze spokojem. Kiedyś odwiedził mnie bardzo przystojny mężczyzna. Na drugim spotkaniu zapowiedział się z żoną. Bardzo przeżywał, że nie jest akceptowana w jego towarzystwie. Ona, grubsza, niezbyt atrakcyjna, a mimo to miała w sobie coś, czym umiała urzec. Była jak bukiet kwiatów — każda jej opowieść rozkwitała, zachwycała. Gdy pokazali mi zdjęcie rodzinne, zauważyłam, że wybrał ją sobie na podobieństwo swojej mamy. Wtedy wszystko było jasne. Trzeba słuchać wewnętrznego głosu, intuicji. Nikt ci nie powie, kogo masz kochać. Nawet jeśli cały świat dookoła ma inne zdanie, a ty to czujesz, nie rezygnuj z uczucia.

Jak widzisz kolejny rok? Mówisz, że to rok miecza?

To będzie rok walki o siebie, o marzenia, o swoją przestrzeń i wolność. Będziemy tak naprawdę walczyli o wszystko. Mieczem będzie człowiek, jego słowa, sztuka, media. Miecz to też siła, dzięki której odetniemy się od zbędnego bagażu. niepozwalającego nam się rozpędzić. To rok, w którym powinniśmy być tu i teraz i docenić teraźniejszość.