Nasze szczęście miało skazę. Zdawałam sobie z tego sprawę, ale wierzyłam, że skoro pokonaliśmy tyle trudności, żeby być razem, to nic ani nikt nas rozdzieli. Nie ma prawa. Taka miłość jak nasza zdarza się raz na całe życie. Nie będę za nią przepraszać. Jesteśmy sobie przeznaczeni. To było moje usprawiedliwienie i rozgrzeszenie zarazem. W nagrodę po piętnastu latach małżeństwa wciąż czułam się spełniona i kochana.

Jednak była też kara i pokuta. Odrzucenie przez rodzinę, zerwanie wszelkich kontaktów. Poczucie winy, żal. Gorzkie słowa wciąż dźwięczące mi w głowie mimo upływu lat: wynoś się i nigdy nie wracaj. 

Powtarzałam sobie, że to przeszłość, której nie zmienimy. Byliśmy z Karolem jak dwie połówki jabłka. Doskonale potrafił odczytywać moje nastroje, rozumieliśmy się bez słów. Wiedział, że kryzysy dopadają mnie w czasie świąt lub w moje urodziny, gdy telefon uparcie milczał. Setki razy wyobrażałam sobie tę scenę: rzucamy się sobie w ramiona, przepraszamy za wszystko, puszczamy w niepamięć to, co złe, i odtąd znów jesteśmy rodziną…

To było jak lawina

Brzmiało pięknie. Jak to mrzonki. Ale w życiu pewnych rzeczy naprawić się nie da. Trzeba zapomnieć i żyć dalej.

Na czym polegał mój grzech? Karol rozwiódł się z moją siostrą. Dla mnie. Oliwy do ognia dolewał fakt, że byłam już wtedy w ciąży z naszym synem. Aneta starała się wcześniej o dziecko. Bezskutecznie. Wiedziałam, że to będzie dla niej cios, ale sprawy zaszły za daleko. 

Poza tym zakochaliśmy się w sobie z Karolem. Szaleńczo. Już na weselu siostry nie mogłam oderwać od niego wzroku, a on uśmiechał się do mnie tak kusząco, tak tęsknie… 

Krótko po ich ślubie spotkaliśmy się na wspólnym obiedzie u moich rodziców. Wyszłam do łazienki, rzucając Karolowi przeciągłe spojrzenie. Uwodziłam go, wiedząc, że to złe, ale pragnęłam go tak bardzo, że wyłączał mi się zdrowy rozsądek. Może gdyby miłość dopadła mnie w późniejszym wieku… No ale Karol nie był już młodziakiem, a też się nie oparł. Studiowałam wówczas na trzecim roku, a on był poważnym przedsiębiorcą po trzydziestce. 

Zobacz także:

I wtedy w drodze do łazienki poczułam na karku ciepłą dłoń. Przeszył mnie dreszcz.

– Masz gęsią skórkę… – jego usta dotknęły mojej szyi.

Nie mogłam i nie chciałam dłużej ze sobą walczyć. Zaszyliśmy się w garderobie i całowaliśmy namiętnie pomiędzy stojakiem na parasole a wiszącymi płaszczami. Trwało to raptem chwilę, ale już wtedy wiedziałam, że na tym się nie skończy.

Nasz romans szybko nabrał tempa, bo to też wszelkie próby powstrzymania go były jak próby zatrzymania lawiny albo powodzi. Na moc natury, gdy się obudzi, nic nie poradzisz. Co nie znaczy, że byłam całkiem bezwstydna. Miałam wyrzuty sumienia i unikałam siostry. Nie potrafiłam spojrzeć jej w oczy ani normalnie z nią rozmawiać. 

Sekrety się skończyły wraz z moją ciążą. Konsekwencje naszego romansu miały się odcisnąć piętnem na całej rodzinie.

– To koniec… – mamrotałam przerażona i zapłakana, tuląc się do Karola.

– To początek – uspokajał mnie Karol, głaszcząc po włosach. – Ale otworzyliśmy piekło – dodał, wzdychając ciężko.

Potem, trzymając się za ręce, stanęliśmy w salonie naprzeciwko mojej rodziny. Oskarżeni i sędziowie. 

Aneta patrzyła na nas szeroko otwartymi oczami. Chyba nie od razu uwierzyła, gdy Karol oznajmił krótko, że się kochamy i chce rozwodu. Kiedy dotarło do niej, że ten koszmar to jawa, podeszła do mnie i uderzyła mnie w twarz. 

– Zostaw. Ona jest w ciąży.

W Anetę jakby jakiś demon wstąpił. Zwróciła całą złość na niego. Rzuciła się na Karola, bluzgając strasznymi przekleństwami. Nie miałam pojęcia, że w ogóle zna takie słowa. Życzyła nam wszystkiego co najgorsze, ze śmiercią włącznie, ale uznałam, że ma do tego prawo. Niech ukarze nas słowami, niech mnie znowu spoliczkuje, jeśli dzięki temu jej ulży. A potem… potem niech nas rozgrzeszy…?

Byłam bardzo młoda i naiwna, ale naprawdę myślałam, że nam się upiecze, że najpierw rozegrają się dantejskie sceny, następnie rodzina będzie się dłużej lub krócej boczyć, ale w końcu nam wybaczą, a może nawet dadzą mnie i Karolowi swoje błogosławieństwo. 

Ojciec złapał Anetę za ramiona, odciągnął od Karola i wyprowadził z pokoju. Spojrzenie, jakim mnie pożegnał, mroziło do szpiku kości. Zaczęło do mnie docierać, że chyba zrobiłam coś niewybaczalnego. 

Podeszła do nas mama – tak blisko, że czubki naszych butów się stykały. Broda mi drżała, z oczu płynęły łzy. 

– Mamo, ja nie chciałam, ja… po prostu się stało… my…

– Ani słowa więcej. Nie chcę tego słuchać. Nie jesteś już moją córką. Nie chcę cię tu więcej widzieć. Ciebie też – rzuciła w stronę Karola.

Nawet nie drgnął i nic nie odpowiedział. Ja też milczałam, nie wiedząc, co robić, jak się zachować, jak przepraszać…

Wynocha! – tak donośnego wrzasku z ust mamy nie słyszałam nigdy wcześniej.

Wybiegliśmy. Uciekliśmy.

A potem na przekór mojej rodzinie i mimo przekleństw mojej siostry postanowiliśmy być szczęśliwi. I byliśmy. Wszystko układało się między nami wspaniale, a ja z każdym kolejnym rokiem utwierdzałam się w przekonaniu, że warto było zapłacić tak wysoką cenę. Mieliśmy udany związek, piękny dom, wygodne życie, no i oczywiście syna. Był naszą dumą i dowodem na to, że za naszą „zakazaną” miłość naprawdę nie musimy przepraszać. Gdybyśmy się nie pokochali, nie byłoby go na świecie, a ja życia sobie bez niego nie wyobrażałam.

Czasem tylko, gdy dorastał i pytał o dziadków, robiło mi się smutno. Zbywałam go, bo nie potrafiłam wyznać prawdy. Może kiedyś, gdy będzie starszy i zrozumie, zamiast potępić. 

Jednak wszystko ma swoją cenę. Czasem taką, o której nie mieliśmy pojęcia…

Czerwona koperta rzucała się w oczy

Pewnego dnia, wracając z pracy do domu, po drodze wyjęłam listy ze skrzynki. Weszłam do kuchni i rzuciłam korespondencję na blat. Zerknęłam szybko i już miałam odejść, gdy coś przykuło moją uwagę. Czerwona koperta bez adresu. Podniosłam ją ostrożnie i obejrzałam z obu stron. Ktoś wyraźnie chciał, żebym jej nie przeoczyła. Rozerwałam kopertę i wyjęłam jej zawartość. To, co zobaczyłam, wprawiło mnie w osłupienie. 

Przez resztę dnia nie potrafiłam się na niczym skupić. Nie przełknęłam nawet kęsa z obiadu. Nalałam sobie tylko lampkę wina i usiadłam na kanapie. Czekałam. W domu panował półmrok. Nasz syn wyszedł do kolegi, więc było cicho jak makiem zasiał. Tętno mi przyspieszyło, gdy usłyszałam chrzęst klucza w zamku. Zanim Karol wszedł do przedpokoju i zdjął kurtkę, zdążyłam wychylić kieliszek jednym haustem i nalać sobie kolejny. 

– Czemu siedzisz po ciemku? – spytał, zapalając światło.

Bałam się na niego spojrzeć. Stukałam nerwowo paznokciami o kieliszek, zastanawiając się, od czego zacząć. Powodowana nagłym impulsem wstałam, wyjęłam z szuflady czerwoną kopertę i cisnęłam nią w męża. Upadła, a ze środka wyspały się zdjęcia. 

Karol i Aneta. Razem. Blisko. Objęci. Pogrążeni w rozmowie. To nie były stare fotki. Początkowo nawet nie poznałam na nich własnej siostry, w końcu nie widziałam jej od piętnastu lat.

– Możesz mi to wytłumaczyć?

Karol stał przede mną, równie oniemiały jak ja, gdy po raz pierwszy zobaczyłam te zdjęcia. Podniósł jedno i spytał cicho:

– Skąd to masz?

– Nieistotne. 

Patrzyłam na niego, wzrokiem żądając wyjaśnień, zaprzeczenia, przeprosin, czegokolwiek. Tymczasem on opadł ciężko na fotel, zagryzł wargi i milczał. 

– Co to ma znaczyć?! – wrzasnęłam i rzuciłam w niego kieliszkiem.

Miał szczęście, że nie trafiłam, bo nawet się nie uchylił. Szkło roztrzaskało się o ścianę za nim. Dalej nic nie mówił.

– Jak mogłeś mi to zrobić? Dla ciebie wyrzekłam się własnej rodziny, a ty za moimi plecami spotykasz się z Anetą? Od kiedy mnie oszukujesz? A może przez te wszystkie lata działałeś na dwa fronty, co? Czego jeszcze nie wiem? Gadaj, do cholery!

Westchnął ciężko.

– Zrozum… Ona była moją żoną

– Ale teraz ja nią jestem! I to znacznie dłużej niż ona! I urodziłam twoje dziecko!

Na twarzy Karola odmalował się dziwny grymas, ni to bólu, ni wściekłości, ni rozczarowania.

– Proszę cię… Nie mogłem jej tak po prostu zostawić, potrzebowała mnie. Byłem jej to winien. Dzwoniła, pisała, odchodziła od zmysłów… Naprawdę nie mogłem jej całkiem opuścić, nie radziła sobie…

Karol wreszcie na mnie spojrzał, a ja w jego oczach dostrzegłam prośbę o wyrozumiałość

Chyba oszalał! Miałam ochotę go zabić. Jeśli moja siostra choć w części czuła wtedy to co ja teraz, to… Nie, nie będę o tym myślała. Nic ich nie tłumaczy! Ja miałam do niego większe prawa. Był moim mężem, ojcem mojego dziecka, był moim mężczyzną. A może… może nie tylko moim? 

– Zdradziłeś mnie? – zapytałam.

– To my oboje zdradziliśmy ją – odpowiedział Karol, ignorując moje pytanie. 

– Złamaliśmy jej życie. To my mamy się czego wstydzić, nie ona. Proszę cię, Reniu… – podszedł do mnie, usiadł obok i dotknął mojego ramienia.

Cofnęłam się gwałtownie.

– I co, przeszłość was usprawiedliwia? Dlatego musiałeś mnie oszukiwać? Dlatego… – nagle przyszła mi do głowy przerażająca myśl. – Nie ożeniłbyś się ze mną, gdybym nie zaszła w ciążę? Nie zostawiłbyś jej, prawda?

Uderzył pięścią w stół. 

– Czy ty możesz przestać myśleć tylko o sobie? Spójrz dalej niż czubek własnego nosa! Dalej niż to twoje śmieszne szczęście!

– Nie waż się tak do mnie mówić! Śmieszne?! Rzuciłam dla ciebie wszystko!

– Ja też!

– Chcesz powiedzieć, że żałujesz? Że złapałam cię na dziecko? Że to wszystko moja wina? Może jeszcze powiesz, że Kuba nigdy nie powinien się urodzić?! 

– Nic takiego nie powiem! Nie świruj, Renata. Ja tylko twierdzę, że powinniśmy ponosić konsekwencje naszych działań i decyzji, a nie udawać, że nic się stało. I wiem, że moja wina jest większa niż twoja. Byłem starszy, miałem żonę, która mi ufała i świata poza mną nie widziała, powinienem być mądrzejszy, odporniejszy, bardziej odpowiedzialny, ale… przestałem myśleć logicznie…

Słuchałam go i nie wierzyłam własnym uszom. Czy on właśnie mówił, że moje szczęśliwe życie było fikcją, złudzeniem? 

– Aneta była moją żoną. Nic tego nie zmieni. Zraniłem ją. Oboje ją zraniliśmy, ale ja poczuwam się do winy. Ma prawo do mojej życzliwości i uwagi, chociaż tyle. 

– Czyli mnie zdradziłeś, tak?

– A ty znowu swoje. Tylko to cię obchodzi? A o siostrę nie zapytasz? Jak się jej wiedzie, jak się czuje? Nie ciekawi cię to?

– Już ty pewnie o nią zadbałeś! Więc ja nie muszę!

Karol wstał z kanapy i wyszedł z salonu, zostawiając mnie samą. Zaniosłam się histerycznym szlochem.

Wiadomości wciąż przychodziły

Tamtej nocy nie mogłam spać. Świt zastał mnie w kuchni, owiniętą szlafrokiem, z piekącymi i opuchniętymi od łez i niewyspania oczami. Zapaliłam kolejnego papierosa. Leżący na blacie telefon zawibrował rytmicznie. Spojrzałam na wyświetlacz.

„Widziałaś zdjęcia?” – odczytałam treść esemesa. 

Drżącymi dłońmi zaczęłam wklepywać wiadomość: „Kim jesteś?”.

Wysłałam. Telefon znów zawibrował.

„On nigdy nie będzie twój. Nie tak naprawdę”.

Zrobiło mi się niedobrze. Nie miałam wątpliwości, że autorką tych esemesów jest Aneta. 

Od tamtej chwili dostawałam ich dziesiątki dziennie. Nawet jeśli blokowałam numer, za chwilę dostawałam wiadomość z innego. 

W skrzynce jeszcze kilkakrotnie znalazłam koperty ze zdjęciami. W jednej z nich była ślubna fotografia Karola i Anety, a na odwrocie adnotacja: „Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy ślubu dla nas wszystkich”. 

W końcu miałam tego dosyć. Od tamtej kłótni prawie nie rozmawiałam z Karolem. Czekałam, aż mnie przeprosi, pierwszy wyciągnie rękę na zgodę, ale nie zanosiło się na to. Dlatego poszłam do jego gabinetu i rzuciłam mu na biurko koperty ze zdjęciami.

– Twoja kochanka mnie wykończy. Każ jej przestać.

Karol spojrzał na zdjęcia, potem na mnie. Nie umiałam odszyfrować ani jego miny, ani jego myśli. Bałam się, że już mnie nie kocha, że może nigdy nie kochał tak jak Anety, że jestem jego grzechem i karą, że jest ze mną z musu i gdyby nie Kuba, już dawno by mnie zostawił. Jeszcze niedawno takie obawy uznałabym za absurdalne, ale wszystko się zmieniło, a moje szczęście i pewność siebie rozsypały się jak domek z kart. 

Skończmy to – szepnęłam. 

Miałam swoją dumę. Nie chce mnie, to droga wolna.

– Ubieraj się, wyjeżdżamy – Karol zdecydowanym ruchem zamknął laptopa i chwycił powieszoną na oparciu krzesła marynarkę.

Nie miałam pojęcia, dokąd jedziemy. W milczeniu obserwowałam zmieniający się za oknem krajobraz. Wreszcie dotarliśmy do parku rozciągającego się po obu stronach drogi. Na wzgórzu za bramą majaczył gmach budynku z czerwonej cegły

– Chodź – rzucił Karol w moją stronę, gdy wysiedliśmy z auta.

Poszłam za nim bez słowa. Korytarzem niósł się charakterystyczny zapach środków dezynfekujących. Poczułam się nieswojo. Karol natomiast szedł pewnym krokiem, jakby znał to miejsce bardzo dobrze. 

Po pokonaniu labiryntu schodów i korytarzy zatrzymał się przed jedną z sal i lekko pchnął drzwi. Skrzypnęły cicho i się uchyliły. Postąpiłam z wahaniem kilka kroków. 

Siostra kiwała się chorobliwie na boki

Przy zakratowanym oknie stało łóżko. Na nim plecami do mnie siedziała kobieta. Ciemne włosy miała związane w kucyk. Nieznacznie kołysała się na boki. 
Przełknęłam głośno ślinę. Podeszłam wolno do łóżka i wtedy zobaczyłam jej twarz. Bez wyrazu, bez śladu emocji.

– Aneta…?

Spojrzała na mnie. Serce waliło mi jak młotem. Patrzyłam w łagodne oczy mojej starszej siostry i nagle przypomniało mi się całe nasze dzieciństwo. Byłyśmy sobie kiedyś takie bliskie… 

Uwielbiałam ją, podziwiałam, chciałam być taka jak ona. Czy dlatego zabrałam jej męża? Bo gdzieś w głębi serca zawsze jej zazdrościłam

Upadłam na kolana i chwyciłam dłonie siostry. Nie wyrwała ich, ale nie odwzajemniła uścisku. 

– Przepraszam, bardzo cię przepraszam za wszystko, siostrzyczko. Byłam podła, źle zrobiłam, ale już tego nie cofnę, mogę tylko przepraszać…

Aneta zaczęła drżeć na całym ciele. I milczała. Nie wydała z siebie nawet najcichszego dźwięku. 

– Dzień dobry – odezwał się obcy głos.

Spojrzałam w stronę drzwi. Stał w nich wysoki mężczyzna. Skinął głową, dając mi do zrozumienia, bym wyszła z sali. 

– Co jej jest? – spytałam.

– Ciężki przypadek depresji – odparł lekarz. – Pani Aneta ma u nas obszerną historię choroby. Cud, że jeszcze żyje, biorąc pod uwagę, ile razy próbowała się zabić. Poprawia jej się po wizytach pana Karola. Ale z panią nie wiem, jak będzie. Czy pani wizyta jej pomoże czy raczej zaszkodzi? Zobaczymy.

– Dostawałam od niej ostatnio listy i SMS-y – powiedziałam bardziej do siebie niż do niego. Byłam zszokowana.

– To niemożliwe. Nie w jej stanie – uciął doktor i poszedł do następnej z sal.

Wróciłam do siostry. Bujała się teraz gwałtowniej na boki, jakby chcąc się w ten sposób uspokoić. Karol delikatnie głaskał ją po plecach

Podeszłam do niej i kucnęłam, spoglądając prosto w zamglone łzami oczy.

Wybacz mi, proszę, bo ja sama nie potrafię – powiedziałam.

– Wybaczam – odezwała się nagle ochrypłym głosem, jakby zardzewiałym od nieużywania. 

Patrzyła gdzieś za okno. Nie na mnie. Ale powiedziała to, powiedziała. 

– A teraz idź już stąd.

Obejrzałam się za siebie. Mama. Niewiele myśląc, wstałam, podeszłam do niej i mocno ją objęłam. Zesztywniała, ale nie odepchnęła mnie. Wciągnęłam jej zapach głęboko w płuca i tuliłam się do niej coraz mocniej. 

Gdy się rozluźniła i też mnie objęła, rozbeczałam się jak mała dziewczynka. Obie płakałyśmy.

– Chyba najwyższa pora na rozmowę – powiedział Karol.

Trzymał Anetę za rękę. Usiedliśmy wokół niej. Nie rozmawialiśmy wtedy długo, ale po raz pierwszy od piętnastu lat tak naprawdę i szczerze.

– Nic już nie będzie takie samo – podsumowała mama. – Choćby dlatego, że Aneta jest bardzo chora.

Spuściłam głowę.

– Możemy jednak spróbować stać się na powrót rodziną – dodała.

Do domu wracaliśmy w milczeniu. Zapadł już zmrok, a światła przydrożnych latarni wirowały mi przed oczami. Emocje sprawiały, że zrobiło mi się słabo.

Oparłam skroń o zimną szybę auta. O nic już nie pytałam. 

Od tamtego dnia przestałam znajdować w skrzynce podejrzane przesyłki. Nie dostawałam też wiadomości z nieznanych numerów. Nie wiedziałam, czy to Aneta była autorką tych listów. Lekarz twierdził, że to niemożliwe. Więc kto? Mama? Karol? Kto chciał, bym wreszcie zmierzyła się z tym, co zrobiłam? 

Ktokolwiek to zrobił, osiągnął cel. Upiory przeszłości przesiąkały przez mury mojego domu, wchodziły w każdy kąt i wypełniały wszystkie zakamarki. Czułam je w powietrzu. Wpełzały pod powieki, gdy tylko kładłam się spać. Dawna rana nigdy się nie zabliźniła, choć udawałam, że nie zostało po niej nawet zadrapanie. 

Już wiem, że bolesna przeszłość nigdy nie uwolni nas ze swojego uścisku, ale możemy ją oswoić. Po raz kolejny zaczynamy nasze życie na nowo. Tym razem bez udawania. I może dzięki temu znowu będziemy rodziną.