Nic tylko pech.  Już myślałam, że to jakieś licho macza w tym palce

No i stało się. Bo ja to ostatnio miałam takiego pecha, że głowa mała.  Miałam właśnie iść do Eli Hanuszkowej, mojej przyjaciółki, bo właśnie do mnie dzwoniła, że ma dla mnie te sadzonki, o które ją już dawno prosiłam. I już wyszłam z domu, jak mi się przypomniało, że nie wzięłam parasolki, a przecież miało padać. Więc ile sił w nogach wróciłam się do domu, usiadłam na zydelku, na którym zawsze siadam, jak buty zakładam i raz, dwa, trzy, policzyłam do dziesięciu i  święty obrazek dotknęłam, żeby pecha na siebie nie ścignąć. Widocznie jakieś licho na to patrzyło, bo wcale nie było lepiej. Zanim doszłam do Eli, co zaledwie ulicę dalej mieszka, minęła mnie śmieciarka. I jak nagle mnie błotem nie ochlapie!  To ja nawet za młodych lat, kiedyśmy z moim świętej pamięci Henryczkiem na wykopki jeździli, to nie byłam taka brudna. No skaranie boskie. Więc wróciłam do domu i cała zapłakana dzwonię do Elżuni i mówię, co się stało. Zanim się domyłam i osuszyłam, to już  była pora na obiad. 

Zobacz: 

Nic nie ukryjesz przed bystrym okiem

A tu w lodówce pusto, bo wracając od Eli Hanuszkowej miałam zajść do sklepu. Pietrzykowa to mi zawsze jakiś ładny kawałek mięsa odłoży, szczególnie jak ma mój Maciuś z tą swoją dziewczyną przyjechać. Wiadomo,  nosi mojego wnuka pod sercem, to nich się dobrze odżywia.  Bo ja to o wnuka dbam, a jakżeby inaczej. Na szybko jajecznicę zrobiłam, bo na omleta to czasu nie miałam.  Zjadłam, bo głodna byłam jak diabli i dzwonię do Elci, że zaraz będę. O, tylko że teraz to taka głupia nie jestem, o nie. Pójdę dookoła, pomyślałam sobie, bo tam droga elegancka i dobrze zrobiona, co ją wójt ostatnio z wielką pompą otwierał. Ubrana byłam odświętnie, bo nie dość, że na podwieczorek proszony już szłam to i jeszcze główną drogą. Wiadomo, że ludzie będą gadać. Więc idę, wystrojona i pachnąca, jak wesele, a tu stara Cyganka z naprzeciwka i mówi do mnie: Pani, a co ty taka niemrawa? Coś widzę, że pech nad tobą ciąży.  No i już nie wytrzymałam i powiedzieć musiałam to, co powiedziałam.

Zobacz także: 

Stara Cyganka zdradza swój sposób na szczęście

Zamarłam na chwilę, bo myślę sobie, co ta stara Cyganka ze mnie jak z otwartej książki czyta. Jeszcze dowie się jakichś sekretów i na swój użytek wykorzysta. Nie powiem, strach mnie obleciał i oczami wyobraźni widziałam, jak uroki rzuca na mojego wnuka, co się dopiero w lecie urodzi. Bo wiadomo, że to chłopak będzie, bo ta moja synowa niedoszła to wyładniała, od kiedy w ciąży jest. Zaraz sobie myślę, że co mi szkodzi, jak mądra kobieta, to i coś na mojego pecha uradzi. A to się człowiek stara jak może i odpukuje w niemalowane, a ten pech to się trzyma jak rzep psiego ogona. Więc mówię jej: ja już wszystkie sposoby stosuję. Przepluwam przez lewe ramię jak trzeba, sól po kątach sypię, pani kochana, ja już nie wiem, co mam robić. A ona do mnie wtedy mówi tym głosem swoim ochrypłym: pani, to nie na te uroki odczyniasz. Jak szczęścia chcesz, to musisz w portfelu starą monetę nosić, ale nie zagraniczną. Strzec cię będzie przed nieszczęściem, a jeszcze pieniądze przyciągnie. Prawda to, od kiedy taką starą monetę noszę, z PRL jeszcze, co czasy młodości mojej pamięta, to szczęście się do mnie uśmiechnęło.