Second Life (SL) to największy wirtualny świat na naszej planecie. Nie daj się zwieść pozorom – to nie jest gra, tak samo jak grą nie jest twoja praca i dom. Do SL nie wchodzi się, by zdobywać punkty czy walczyć z potworami. Gdy znajdziesz się tam, pozostajesz sobą – możesz inaczej wyglądać, ale nadal ponosisz odpowiedzialność za własne czyny. Jako wysłannik Glamour wyruszam na podbój SL. Będę musiał nauczyć się latać i teleportować (to najpopularniejsze sposoby przemieszczania się w tym szczególnym miejscu) oraz na nowo żyć.

ŚWIAT PIĘKNYCH LUDZI

Zaczynam od odwiedzenia strony www.secondlife.com. Zakładam konto i ściągam program, który po zainstalowaniu na komputerze stanie się moją bramą do nowego świata. Czas na zabawę. Pierwsze zadanie jest niezwykłe – muszę stworzyć własne ciało, zwane tu awatarem. Czuję się tym nieco przytłoczony. Modyfikować można wszystko: wzrost, tuszę, długość podbródka, kształt i kolor oczu, odcień włosów. To właśnie ta słynna wolność SL – możesz wyglądać tak jak ci się zamarzy! Stawiam na klasykę – średni wzrost, ciemne włosy, mocna budowa ciała. Dopiero później przekonam się, że ponieważ każdy może wyglądać tak jak chce, wszyscy są podobni. Wysokie smukłe dziewczyny około 25. roku życia kuszą kształtnymi piersiami i idealnymi pośladkami. Przyglądają im się barczyści faceci o lekko kwadratowych szczękach i mądrych oczach. Nuda? Tak właśnie wygląda realizacja ideału wolnego wyboru w praktyce. Na szczęście mój superwygląd szybko udaje się zmienić. Cyzelowanie detali własnego ciała to zresztą ulubione i bardzo wciągające zajęcie mieszkańców SL.

LINDENY BIJĄ PO KIESZENI

To, co na starcie dostaje każdy wchodzący do SL, trudno nazwać interesującym strojem. Jakiś T-shirt, dżinsy. Na szczęście wirtualna rzeczywistość stwarza nie mniejsze niż real możliwości robienia zakupów. To zasługa systemu ekonomicznego SL, w którym obowiązuje lokalna waluta – lindeny. Niezwykłe jest to, że są one wymienialne. Za jednego dolara amerykańskiego dostaniesz około 180 lindenów. Ten pomysł ma kolosalne znaczenie dla całego wirtualnego świata – można w nim wydawać pieniądze zarobione w prawdziwej pracy oraz zarabiać lindeny, które potem da się wymienić na zwykłe dolary. Ceny zależą, jak na każdym wolnym rynku, od popytu i podaży. A co zawsze dobrze się sprzedaje? To, co zaspokaja naszą wrodzoną próżność – ciuchy i wszelkie „upiększacze” ciała. Zbudowanie ładnego i interesującego awatara zajęło mi dwie godziny i był to pierwszy moment, w którym poczułem niepokój. W końcu tworzyłem wirtualną postać, poświęcając na to mój zupełnie realny czas. A przecież to dopiero początek – nie będę biegał po świecie zamieszkanym przez osiem milionów osób nagi i bez domu!

SIEĆ PRZYSZŁOŚCI

W 1992 roku Neal Stephenson napisał "Zamieć". W tamtych czasach Internet dopiero z wolna nabierał dzisiejszych kształtów. Strony www wyglądały po prostu paskudnie, a wszystko działało upiornie wolno. W tej dzikiej epoce amerykański pisarz science- -fiction wymyślił następcę Internetu - trójwymiarowy świat istniejący tylko w pamięci komputerów, do którego ludzie wchodzili, by rozmawiać, bawić się i załatwiać interesy. Choć 15 lat temu taka wirtualna rzeczywistość nie mogła istnieć, to obraz był tak sugestywny, że przetrwał w wyobraźni ludzi. W 2003 roku amerykańska firma Linden Labs stworzyła to, co wymyślił Stephenson. Dziś w Second Life mieszka ponad osiem milionów osób i coraz częściej mówi się, że być może tak właśnie będzie wyglądał Internet przyszłości.

CIUCHOWE SZALEŃSTWO

Ponieważ w SL językiem urzędowym jest angielski, wystarczy w pole wyszukiwania wrzucić hasła typu clothes, by dostać setki adresów sklepów i domów towarowych. Wybieram jedną z pozycji oznaczonych jako shopping center. Ekran na chwilę staje się czarny, a potem... ląduję w środku ogromnego budynku, otaczają mnie dziesiątki kolorowych sklepów. Zaglądam do pierwszego z brzegu – cała ściana koszulek z bajecznymi nadrukami. Ceny w okolicach 50 lindenów za sztukę. Tuż obok butik z klasycznymi czarnymi i eleganckimi torebkami w granicach... 1500 lindenów. Kolejny sklep wygląda dziwacznie – czemu wszyscy ubrani są tak samo? Podchodzę bliżej. Tu nie handluje się ubraniami, ale... skórami.

CIAŁO NA ZAMÓWIENIE

Awatary, które tworzymy na początku gry, mają dość poważne ograniczenie – wyglądają kanciasto. Wiele osób pozostaje przy tym wizerunku, ale niektórzy decydują się na coś ekstra – nową skórę. Za cenę 5000 lindenów (około 20 dolarów) można kupić doskonałe odwzorowanie ludzkiego ciała. Realistyczne włosy, żywe oczy, cera o prawdziwej fakturze. Chyba za długo tu stoję, bo nagle pojawia się właścicielka sklepu z ciałami. No tak, teraz rozumiem, co znaczy wirtualne piękno. Niesamowita dziewczyna o orientalnej urodzie i ciemnej cerze uśmiecha się do mnie, zarzucając włosami. Dokładnie widzę jej oczy – zielone tęczówki z delikatnymi, pomarańczowymi plamkami. A te ruchy... nic z topornych gestów standardowych awatarów. Zbieram się na odwagę, by zapytać, skąd się wziął tak piękny awatar? Sprzedawczyni ochoczo wyjaśnia, że jej „zewnętrzność”, włącznie z ruchami, które zrobiły na mnie takie wrażenie, została wykonana na zamówienie. Nie miałem śmiałości zapytać, ale myślę, że wyniosło to nie mniej niż 30–40 tys. lindenów. Fortuna!

MOŻE DOM NAD MORZEM?

Zakończywszy (chwilowo) pracę nad awatarem, wyruszam na poszukiwanie lokum. Miło jest pochwalić się własnym domem. Handel nieruchomościami generuje w SL potężny przepływ całkiem realnych pieniędzy. Najłatwiej jest upatrzyć sobie interesujący kawałek ziemi przeznaczonej na sprzedaż (jest dobrze oznaczona) i zgłosić się do pośrednika. Uwaga! Za posiadanie gruntu przyjdzie ci płacić podatek w wysokości kilku czy kilkunastu prawdziwych dolarów miesięcznie. Boleśnie przekonuję się, że raczej nie będzie mnie stać na kawałek ziemi nad samym morzem. Tu ceny rzędu 80 tys. lindenów nie są niczym szczególnym. Ostatecznie decyduję się na kupno ziemi na stoku wzgórza. Nie jest drogi, bo w takim miejscu trudno postawić okazały dom. Koszt samego budynku to już betka – za nieduży, sympatyczny domek o nowoczesnym wyglądzie płacę jedynie 2 tys. lindenów.

"Druga" MODA Z PIERWSZEJ RĘKI

Armani to pierwsza z wielkich marek świata mody, która zaistnieje w świecie Second Life. Projektant otworzy tam swoją fi lię, gdy tylko ruszy jego wirtualny sklep w USA. Swoje siedziby w Second Life otworzył już Adidas i Reebok. Pojawienie się znanej marki w "wirtualu" ogranicza sprzedaż jej podróbek, którymi namiętnie handluje się w SL. Pomocy w wyborze wirtualnych ciuchów szukaj w magazynie Second Style na www.secondstyle.com.

SEKS ZE SKRYPTEM

Czas się zabawić. Oferta klubów jest oszałamiająca. Lokale to dobre miejsce, by spotkać mieszkańców „drugiego świata” i pogadać sobie z nimi. To także doskonała okazja, by zaprezentować ciało i ciuchy. Siedząc przy kuflu wirtualnego piwa (bez smaku), obserwuję rewię klubowej mody – widać, że ci ludzie spędzili masę czasu na buszowaniu po sklepach. Kolorowe punkty na parkiecie to miejsca, w których można tańczyć. Wystarczy do nich podejść z partnerem lub samemu, a awatar zaczyna się wyginać zgodnie z danym stylem tanecznym. Podrygiwanie nudzi mi się po kilku chwilach. Przesiadam się do stolika, by przysłuchać się prowadzonej obok rozmowie. Temat – wirtualny seks. Okazuje się, że w SL można się kochać. W specjalnych sklepach są dostępne (oczywiście nie za darmo) tzw. skrypty, czyli sekwencje ruchów i pozycji odtwarzające gorący i namiętny lub spokojny i powolny seks. By stać się bardziej atrakcyjnym, można dokupić... penisa. Standardowe awatary nie są w niego wyposażone, jednak sklepy oferują potężny wybór symboli męskości. Te droższe potrafi ą się nawet poruszać stosownie do sytuacji. Klubowe rozrywki stały się jeszcze modniejsze od czasu, gdy zakazano w SL działalności kasyn. Okazało się, że w pełni anarchistyczny dotąd świat musiał poddać się rzeczywistemu prawu. Właściciel SL, firma Linden Labs, dostosował się do przepisów USA, gdzie ma siedzibę. Z dnia na dzień obroty w SL spadły o połowę – z dwóch do jednego miliona dolarów (prawdziwych!) dziennie.

Zobacz także:

CZAS NA BILANS

Wdrożenie się w Second Life zajęło mi 20 godzin. Zarwałem dwie noce, żona patrzy na mnie jak na wariata. Choć wydawałem tylko wirtualne pieniądze, firma Linden Labs ściągnęła z mojej karty prawie 400 jak najbardziej realnych złotych. Mam kawałek wirtualnej ziemi, za którą będę musiał płacić co miesiąc 40 zł. A co najgorsze, dopiero zacząłem poznawać ten świat. Nie widziałem jeszcze wirtualnego Amsterdamu ani komputerowego modelu krakowskiego rynku. Nie zwiedziłem obszarów, gdzie odtworzono świat rodem z „Gwiezdnych Wojen”. Mam tyle do zobaczenia, a przecież kiedyś muszę chodzić do prawdziwej pracy... A może przerzucę się na jakiś wirtualny interes?

POLSKIE AWATARY POD LUPĄ

Firma badawcza IQS and Quant Group przeprowadziła pierwsze badania nad polskimi uczestnikami SL, a raczej ich awatarami, bo spotkania focusowe miały miejsce w wirtualnym świecie. "Oni niechętnie mówią o realu, więc to był temat tabu w naszych rozmowach" - stwierdza Michał Berezowski, koordynator badań. Zaproszono do nich osoby obecne w SL co najmniej od roku i spędzające tam 3-4 godziny dziennie. Zdaniem Berezowskiego, główną motywacją, dla której Polacy (jest ich blisko 40 tys.) wchodzą do SL, jest możliwość świadomego stworzenia siebie od nowa oraz potrzeba kontaktu z innymi ludźmi i samorealizacji. "Jedna z uczestniczek badania po raz pierwszy zrobiła tam swoją wystawę fotograficzną" - mówi Berezowski. W jego opinii stara polska gwardia awatarów to wrażliwcy określający SL jako "wspólnotę umysłów".