Może za bardzo chcesz być taka jak oni? Chcąc być zaakceptowana, lubiana i rozumiana, nieświadomie przyjmujesz postawy i zachowania charakterystyczne dla tej płci? Może od zawsze uważałaś, że z kobietami trudniej jest ci się dogadać, bo nie odpowiadają ci tematy zwykle poruszane w ich gronie ani rodzaj emocjonalnej rywalizacji między nimi? Albo miałaś starszego brata i zamiast koleżanek zawsze w twoim domu pełno było chłopa, z którymi dorastałaś? Cokolwiek to sprawiło, zdaje się, że mentalnie bardziej nosisz spodnie niż sukienki i faceci wokół ciebie natychmiast to wyczuwają. Nie bój się, to wcale nie oznacza, że urodziłaś się babochłopem, któremu zaczną rosnąć wąsy, a głos zmieni się w nosowy bas jak u Wojciecha Manna. Po prostu jesteś typem kobiety, który dla mężczyzn okazuje się szczególnie atrakcyjny, bo z jednej strony rozumiesz i akceptujesz ich świat, a z drugiej stanowisz dla nich coś w rodzaju portalu na drugą stronę, do zamkniętego królestwa płci przeciwnej.

Założę się, że w wielu sytuacjach twoi koledzy traktują cię jak interpretatorkę zachowań ich koleżanek, które wydają im się nieracjonalne. Stąd też ich skłonność do wylewnych zwierzeń przed tobą, zwłaszcza na temat innych kobiet. Pewnie też nieraz próbowali się posłużyć tobą jako agentką specjalną, dzięki której będą w stanie zbliżyć się do obiektu swoich westchnień. Na przykład ostentacyjnie udawali, że się w tobie podkochują, żeby zwrócić uwagę tej drugiej. Klasyka. „Been there, done that” – jak mawiają Amerykanie. Jak to zmienić? Nie znam cię i nie wiem, jak wyglądasz, jak się nosisz, czy zamiast przecinka używasz słowa na „k” i czy spluwasz między zębami na chodnik po każdym zaciągnięciu się gitanesem bez filtra, ale zakładam, że również w twoim zewnętrznym emploi jest coś, co sprawia, że mężczyźni nie traktują cię jako obiektu pozakoleżeńskiego zainteresowania.

Skoro tyle razy służyłaś dobrymi radami swoim kolegom, to teraz czas na rewanż. Najbardziej zaufanego poproś o męską radę. Z dużym prawdopodobieństwem usłyszysz, że powinnaś pogrzebać w garderobie i zamiast zielonkawego polaru z logo firmy, który dostałaś na imprezie integracyjnej, włożyć obcisły sweterek podkreślający to i owo. Do tego dobrze by było, gdybyś zamieniła swoje naturalne paznokcie na żelowe protezy w jakimś seksownym kolorze, okopciła oko zmysłowym cieniem i wrzuciła kokieteryjną pomadę na usta. No i pokazała nogi, dużo nóg. Pozostaje jednak pytanie, czy naprawdę chcesz się wyzbywać siebie, swojej wyjątkowości, inności, niekomercyjnego uroku na rzecz bycia sztucznie uśmiechniętą, trzepoczącą rzęsami cizią jakich wiele tylko po to, żeby faceci przez chwilę popatrzyli na ciebie nie jak na człowieka, ale bezosobowy obiekt, z którym chcieliby pójść do łóżka? Wątpię.