Zapadł zmierzch. Cień ulicznych latarni wpadał do pokoju przez wielkie okiennice, kładł się na dywanie, majaczył na meblach. Celowo nie włączyłam żadnej lampki. Niewielka świeczka na stoliczku oświetlała dokładnie tyle przestrzeni, żebym czuła się komfortowo. Otulona pledem pogrążałam się w ciszy i własnych myślach. Nagle rozległo się pukanie.

Dziewczyna mówiła piękną polszczyzną. Jej słownictwo było niemal literackie. Tylko śpiewny akcent zdradzał, skąd pochodzi.

– Tak naprawdę mam mazowieckie korzenie – zaśmiała się. – Rodzice urodzili się tutaj, we Lwowie, jednak nigdy nie pozwolili mi zapomnieć o prawdziwej ojczyźnie. W domu mówiło się po polsku. Czytaliśmy dużo książek. Czasem odwiedzali nas krewni… – zamyśliła się. – Ostatnio kilka razy byłam w Warszawie. W zasadzie zastanawiam się, czy nie wrócić do Polski. Stryjeczna babka zapisała mi w spadku mieszkanie.

Rodzina czeka na moją decyzję

– Dlatego do mnie przyszłaś? – była młoda, więc postanowiłam pominąć konwenanse i mówić jej na ty.

– Tak.

– Chcesz, abym spojrzała w przyszłość i pomogła ci podjąć decyzję?

– Raczej, żeby rozwikłała pani tajemnicę  – zawahała się i spojrzała mi w oczy.

Zobacz także:

– Słucham.

– Mój tata…

– On nie chce, żebyś wyjeżdżała?

– Tata nie żyje.

Basia, bo tak miała na imię dziewczyna, opowiedziała o nagłej śmierci ojca.

– To był zawał. Tata wyszedł do pracy i już nie wrócił – mówiła. – Minął rok, ale dla mojej mamy jakby czas się zatrzymał. Do dziś nie pogodziła się z tragedią. Codziennie chodzi na cmentarz. Wiem, że nie zostawi tu taty samego.

– Jesteś jedynaczką?

– Nie, mam brata. Andrzej jest starszy ode mnie o trzy lata.

– Jeśli wyjedziesz ze Lwowa, brat zajmie się mamą? – dopytywałam.

– Tego też nie wiem – jej twarz posmutniała. 

Sytuacja jest więc dość skomplikowana. Chcesz, żebym rozłożyła dla ciebie karty?

– Najpierw muszę pani coś opowiedzieć… Widzi pani, ja mam wrażenie, że tatuś próbuje się ze mną skontaktować.

– W jaki sposób?

– Przychodzi do mnie, gdy jestem sama. Najczęściej we śnie – wyznała Basia. – Ale najdziwniejsze jest to, że mówi wierszem. Recytuje strofę poezji i znika.

– Rozpoznajesz te wiersze?

– Tak. Tata uczył mnie ich na pamięć. To polska poezja: Słowacki, Mickiewicz, Norwid.

Możesz mi powiedzieć, kiedy tata pojawił się pierwszy raz? – poprosiłam.

– To było po rozmowie z ciocią Halinką. Ona mieszka w Warszawie. Dzwoniła, żeby mnie namówić na powrót do Polski. Minął miesiąc od śmierci taty. Propozycja padła tak niespodziewanie.

Nie byłam gotowa. Myślałam o tym przed snem i…

– I właśnie wtedy pojawił się twój tata? – zgadywałam. 

– Tak, usiadł na brzegu łóżka i wyrecytował sonet Mickiewicza. Kawałek.

– Możesz go powtórzyć?

Basia przymknęła oczy.

– „Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu, Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi, Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi, Omijam koralowe ostrowy burzanu…”.

W jej głosie było coś mistycznego i przejmującego. Poczułam wzruszenie. Sama mieszkam na obczyźnie i od jakiegoś czasu ckniło mi się za domem. Mickiewicz przywołał wspomnienia. Czyżby więc chodziło tylko o nostalgię? A może o fascynację jednym z trzech wieszczy?

– Czy ty i tata lubiliście w szczególny sposób Mickiewicza? Albo akurat jego „Sonety Krymskie”?

– Tata w ogóle uwielbiał poezję romantyczną. I patriotyczną. Po prostu polską. Wykładał filologię na Lwowskim Uniwersytecie Narodowym. Wie pani… Dawniej to była uczelnia imienia Jana Kazimierza. My czuliśmy się Polakami, kultywowaliśmy tradycję…

– Jaki był następny wiersz, który recytował ci tata? – zapytałam.

– „Rozpalimy na szczytach gór ogromne ognie, będzie głód, pożoga i mór – ty pomyśl o mnie”.

– To już chyba nie jest Mickiewicz, prawda? Ten klucz więc odpada – zastanawiałam się na głos.

– Faktycznie, to akurat Broniewski. Mój tata zawsze chciał, żeby Andrzej lepiej poznał jego wiersze. Czytał mu Broniewskiego do snu.

– A czy ty zastanawiałaś się nad interpretacją tej poezji? 

Analizowałam to na wszelkie sposoby. Spędziłam godziny w bibliotece, przejrzałam dziesiątki antologii, opracowań, notatek. Nie wiem, czemu wybrał właśnie te utwory. Broniewski w zasadzie nic mi nie mówi. Ten wiersz nie jest nawet patriotyczny, raczej z kategorii miłosnych. A inne… Można je interpretować dwojako: mam zostać lub wyjechać. Wierzę bowiem, że właśnie o to chodzi. Tata chce mi dać wskazówkę. Trzy miesiące temu byłam pewna, że powinnam posłuchać cioci i przyjąć spadek, bo tata powiedział: „Anioły stoją na rodzinnych polach I chcąc powitać lecą w nasze strony, Ludzie schyleni w nędzy i w niedolach. Cierniowemi się kłaniają korony, Idą i szyki witają podróżne, I o miecz proszą tak jak o jałmużnę”.

Głos wyraźnie jej się łamał. Nie wiedziałam, czy sprawiło to wspomnienie widzianego we śnie ojca, czy może liryczne strofy Słowackiego.

– Czy nie dziwi cię, że tata cytuje tylko fragmenty wierszy?

– Tak. To frapujące. Wiersze rwą się. Niektóre zaczynają się w połowie. Może chodzi o sens konkretnych słów, a nie o wydźwięk całego utworu. Sama już nie wiem. W dniu moich urodzin miałam wizję. Nie spałam. Siedziałam po ciemku w pokoju i płakałam. Wtedy ujrzałam zarys postaci. Tata stał w drzwiach. Z przedpokoju sączyło się słabe światło. Ledwo go mogłam dostrzec. Zacytował Norwida: „Cień – zmieni się, gdy ku mnie skiniesz ręką, Bo – on nie kłamie! Nic – od ciebie nie chcę, śliczna panienko, Usuwam ramię…” – Basia rozpłakała się. – Odtąd się nie pojawił.

– Nie śnił ci się już?

– Nie, od kilku tygodni próbuję go przywołać. Na jawie i we śnie. Ale tatuś odszedł. Tak jak w wierszu. Usunął ramię. A ja wciąż go potrzebuję. Jego opieki… Rady.

– Teraz rozumiem, po co przyszłaś. Chcesz się skontaktować z tatą?

– Tak.

Siedziałyśmy z Basią po dwóch stronach okrągłego stolika. Płomień świeczki rzucał drżący cień na jej dziewczęca sylwetkę. 

Poprosiłam, aby przymknęła oczy i skupiła się na ogniu

– Pomyśl o ojcu. Wróć do czasów dzieciństwa, do wspólnie spędzonych chwil. Niech płomień przywoła pod powiekami znajome kształty. Na początku będą niewyraźne. Spróbuj je wyostrzyć. Możesz to zrobić – przemawiałam do niej spokojnym, ale zdecydowanym głosem; moja świadomość wkraczała w niedostępne dla innych rejony. – Kiedy tylko ujrzysz tatę, daj mi znać uściskiem dłoni. Nie mów nic, póki on się do ciebie nie odezwie.

Przez kilka minut nic się nie działo. 

Potem poczułam chłód i wibrujące w powietrzu niewidzialne cząsteczki. Płomień świeczki przechylił się, a Basia mocno ścisnęła moją rękę.  Trwającą całą wieczność ciszę przerwał melodyjny głos dziewczyny: 

– „Ach, w sercu moim są niebiańskie dźwięki, Lecz nim ust dojdą, łamią się na dwoje; Ludzie usłyszą tylko twarde szczęki, Ja dniem i nocą słyszę serce moje”.

Po tych słowach znów nastała cisza. Nie przerywałam jej. Wiedziałam, że duch nie odszedł. Wciąż wyczuwałam znajome wibracje. Obserwowałam płomień. Na chwilę przygasł, lecz po chwili strzelił w górę. Widziałam jego odbicie na skupionej twarzy Basi. Potem usłyszałam jej zdławiony głos: 

– „Jak cień tym dłuższy, gdy padnie z daleka, Tym szerzej koło żałobne roztoczy, Tak moja postać, im dalej ucieka, Tym grubszym kirem twą pamięć pomroczy…”.

Czułam, że tymi słowami ojciec ostatecznie żegna się z Basią. Nie będzie więcej poezji. Dotarło to do mnie razem z czającym się na skraju podświadomości przekazem.

– Musisz czytać między wierszami! – powtórzyłam to na głos.

Basia otworzyła oczy. Po jej policzkach płynęły łzy.

– Coś pani z tego zrozumiała?

– Chyba tak. Miałaś rację. Tata usiłował przekazać ci wiadomość. Nie zrobił tego jednak wprost. Ostatni raz chciał zabawić się z tobą we wspólne recytowanie poezji. Słowa polskich poetów miały otworzyć ci serce i przygotować do dalszego życia. Klucz leży w wierszach. Nie w ich treści jednak. Przypomnij sobie raz jeszcze po kolei wszystkie strofy i ich pierwsze zdania…

Basia w skupieniu recytowała wiersze. Łykając łzy, notowała coś na skrawku wyjętego z torebki papieru. W końcu podsunęła mi ją pod nos. WRACAJ. Pierwsze litery fragmentów wierszy pomogły jej podjąć decyzję. Obydwie poczułyśmy ulgę.