Miasto nie było duże. Kilkadziesiąt ulic, trzy parki, targowisko. Plus kamery.

To właśnie ja byłem jednym z „wielkich braci”, którzy siedzieli w niewielkim pomieszczeniu i szumnie byli nazywani operatorami kamer monitoringu miejskiego.

Dlaczego szumnie? Bo nie ma co ukrywać, że praca była nudna jak flaki z olejem. Przychodziliśmy na zmiany, które ustalał ktoś wyższy rangą. Najgorsze były te dzienne. Człowiek przez osiem godzin gapił się jak durny w monitory i właściwie nie miał co robić. A to przejechał autobus, przeszła matka z dzieckiem, ludzie przemykali do pracy i z powrotem. Czasem zdarzała się jakaś drobna stłuczka, ale nie było to nic na tyle alarmującego, żeby wzywać odpowiednie służby.

Krótko mówiąc – nuda ekstremalna. Dlatego wolałem nocne zmiany. Tu chociaż od czasu do czasu mogłem się wykazać, czyli – widząc na przykład, że z imprezy wraca banda podchmielonych wyrostków i zaczyna się awanturować – wezwać policję. Szczyt bohaterstwa, naprawdę.

Tkwiłem tak całymi godzinami, marząc, żeby w końcu zdarzyło się coś ekstra. Jak to mówią? Uważaj na marzenia, bo mogą się spełnić?

Którejś nocy prawie już przysypiałem nad kolejną filiżanką kawy, gdy zobaczyłem na jednym z monitorów dziewczynę. Zerknąłem na zegar w rogu – parę minut po pierwszej. 

– Co ona tam robi o tej porze? – zapytałem na głos, zanim pomyślałem.

Zobacz także:

– Co tam gadasz? – odpowiedział mi Romek siedzący obok i też bardzo już śpiący.

– A, nic. O tej dziewczynie mówię – pokazałem na monitor.

Zrobiliśmy zbliżenie i naszym oczom ukazała się może dwudziestoletnia dziewczyna. Była ubrana w cienką sukienkę i sandałki. Piękne, kręcone włosy sięgały jej prawie do pasa. Siedziała na ławce i po prostu patrzyła przed siebie.

– Ładna dziewczyna, sama w parku…

– No właśnie się zastanawiam, dlaczego w środku nocy siedzi tu zupełnie sama – odpowiedziałem.

– Jak nic, czeka na takich kogutów jak my! – zarechotał. 

Nie chciało mi się ciągnąć tej rozmowy, wręcz żałowałem, że w ogóle pokazałem mu dziewczynę. Ale kiedy zerknąłem na monitor, zobaczyłem, że właśnie znika z kadru. Było wpół do drugiej w nocy.

Przez moment byłem jak sparaliżowany

Wspomnienie tej dziewczyny nie dawało mi spokoju. Kim była? Co robiła w parku w środku nocy? Czekała na kogoś? A może po prostu wyszła na spacer? Chciałem się o tym przekonać, dlatego poprosiłem szefa, żeby dawał mi tylko nocne zmiany

Kolejnej nocy siedziałem więc przy monitorach i gapiłem się z utęsknieniem na ten, który pokazywał park. Ale nic z tego. Następnej nocy też nie. Pomyślałem, że może to był przypadek. Moją uwagę zajęły dwie interwencje policji – jedno zakłócenie porządku, czyli po prostu chlanie na ławce paru kolesiów oraz lekka awantura domowa, czyli dość gwałtowna wymiana zdań między małżonkami.

Po dwóch dziennych zmianach znów dostałem tę nocną. O dziewczynie już właściwie nie myślałem i po prostu tkwiłem bezmyślnie przed monitorami.
nagle na jednym z nich zauważyłem ją.

„Jesteś wreszcie!” – pomyślałem podekscytowany. 

No i świetnie, ale co teraz? Dziewczyna przeszła alejką, po czym usiadła na tej samej ławce co poprzednio. Mijały minuty i nie działo się kompletnie nic. Mogłem sobie tylko wyobrazić, jak ciepły nocny wiatr owiewa jej skórę, a w tle słychać cykanie świerszczy.

Patrzyłem jak zahipnotyzowany. I nagle w rogu ekranu zobaczyłem ciemną sylwetkę. Niby nic, ot, kolejny nocny przechodzień. Ale przechodzień powinien przejść i zniknąć. A ten tkwił, ewidentnie gapiąc się na postać na ławce. „Może to na niego właśnie czeka co noc” – pomyślałem.

Ona go jednak nie dostrzegała. Facet – bo gdy tylko się ruszył, zauważyłem, że to męska sylwetka – był zaś coraz bliżej. Od jednego krzaczka, do drzewka, i tak dalej. Kiedy stanął tuż za nią, zdrętwiałem, obserwując obraz. Co teraz?

To trwało ułamek sekundy. Koleś zarzucił dziewczynie coś na szyję i zaczął zaciskać. Przez sekundę byłem jak sparaliżowany. Ale potem zadziałałem błyskawicznie. Przycisnąłem czerwony guzik na konsoli – łączył nas z numerem alarmowym. 

– Tu 202 435 – wykrzyczałem do mikrofonu swój numer identyfikacyjny. – Próba morderstwa, błagam, szybko!

– Co się dzieje – zapytała spokojnie dyspozytorka.

– Kobieto, nie wiem! Jakiś facet dusi dziewczynę! – wrzeszczałem.

– Okej, spokojnie, przyjmuję. Gdzie dokładnie? – zapytała.

– Jezu, nie wiem, kamera 122 – spojrzałem na monitor.

– Sprawdzam – odpowiedziała.

Spojrzałem jeszcze raz. Dziewczyna machała rękami, próbowała ściągnąć sobie z szyi to, co ten bydlak jej tam nałożył. Pasek? Linkę? Widziałem, że zaczyna bronić się coraz słabiej

„Jezu, co robić?!” – myślałem gorączkowo. I wtedy do mnie dotarło. Przecież to najbliższy park, ten naprzeciwko naszej dyżurki!

Nie zastanawiając się ani przez chwilę, pobiegłem do drzwi. W tle słyszałem zapewnienia kobiety z dyspozytorni numeru alarmowego, że sprawdza umiejscowienie kamery i zaraz kogoś tam wyśle.

„Jasne, wyślesz, ale już będzie po wszystkim” – zdążyłem jeszcze pomyśleć. A zanim przyjedzie policja, ja będę na miejscu. Drżącą dłonią przytknąłem kartę do czytnika. Zewnętrzne drzwi zapiszczały, ale nie chciały się otworzyć.

Potem do mnie dotarło, że to jeszcze nie koniec zmiany i prawdopodobnie dlatego czytnik nie chce mnie wypuścić. Niedoczekanie twoje! 
Nie bacząc na konsekwencje kopnąłem przycisk alarmowy. Rozległo się przeraźliwe wycie, ale drzwi się otworzyły. Biegnąc przez ulicę, słyszałem za sobą jazgot alarmu. 

„Olać to, najwyżej mnie wywalą” – przemknęło mi przez myśl. Teraz najważniejsze było bezpieczeństwo tej dziewczyny

Wziąłem ją w ramiona i kołysałem jak dziecko

Biegłem jak szalony, byłem coraz bliżej. Widziałem, jak dziewczyna omdlewa, a napastnik zaczyna ciągnąć ją w krzaki.

– Stój! – wrzasnąłem. – Zostaw ją!

Słysząc mój głos, zatrzymał się. Chyba nie spodziewał się, że ktokolwiek się zjawi. W końcu puścił ofiarę i zaczął biec. Chciałem go gonić, ale widziałem dziewczynę rzuconą na trawę. Podbiegłem do niej, próbowałem sprawdzić, czy oddycha.

Nie znam się na pierwszej pomocy, ale kiedy przystawiłem twarz do jej ust, poczułem delikatny podmuch powietrza. Potem uścisk dłoni. Żyła! Po chwili otworzyła szeroko oczy. Była przerażona.

– Już dobrze, już… – szeptałem. – Jesteś bezpieczna.

Wziąłem ją w ramiona i kołysałem jak dziecko, cały czas zapewniając, że nic jej już nie grozi. W tle słyszałem wycie policyjnej syreny mieszające się z jęczeniem naszego alarmu. 

Po pięciu minutach w parku zaroiło się od mundurowych i facetów z pogotowia. Kazali mi się odsunąć, badali dziewczynę. Jak się okazało, była w szoku i miała tylko zasinienia na szyi. Na szczęście nic więcej. Gdy już mogłem do niej podejść, spojrzała na mnie zdziwiona.

– Pan mi pomógł? – zapytała, lekko chrypiąc.

– Tak, zobaczyłam przez kamerę, co się dzieje i musiałem, po prostu musiałem… – sam nie wiedziałem, jak jej o tym opowiedzieć.

– Dziękuję. Ja tutaj często…

– Wiem, widziałem – odparłem, zanim zdążyłem pomyśleć.

– Widział pan?

– To nie tak, że panią podglądam, po prostu jestem operatorem tutejszego monitoringu i… – zawiesiłem głos.

– No cóż – próbowała się uśmiechnąć. – To podglądactwo wyszło mi na dobre.

– Ma panią kto odprowadzić do domu? – wtrącił się oficer policji. 

– Tego faceta już szukamy, daleko odbiec nie mógł. Ale i tak lepiej, żeby nie była pani teraz sama…

– Ja ją odprowadzę – zapewniłem.

– A pana praca? – zapytał policjant. – Nie powinien pan wracać?

– Zaraz zadzwonię do szefa i wszystko wyjaśnię. Nie to jest teraz najważniejsze – zapewniłem.

Dziewczyna nie protestowała. Może była zbyt zszokowana i zmęczona. Grunt, że mi ufała. Chwyciłem ją pod rękę i zaprowadziłem do domu. Poprosiła tylko, żebym zgasił światło i zatrzasnął za sobą drzwi.  Odszedłem w mrok. Wciąż nie wiedziałem, dlaczego przychodzi do parku w środku nocy ani kim jest. Ale czułem, że to nie koniec znajomości. I miałem rację. Kiedy po dwóch dniach przymusowego urlopu spowodowanego bezprawnym użyciem alarmu siedziałem przy monitorach, na jednym z nich ją zauważyłem. Patrzyła prosto w kamerę. Zrobiłem zbliżenie. Uśmiechała się, a w dłoniach trzymała kartkę. Przybliżyłem obraz. Zobaczyłem dziewięć cyfr i napis: „Zadzwoń”.