Patrizia Reggiani i Maurizio Gucci poznali się jako 22-latkowie na uniwersytecie w Mediolanie. Ona od zawsze uważała, że jest jej przeznaczone życie na szczycie. Córka kelnerki, rozpieszczana przez bogatego ojczyma, miała wilczy apetyt na pieniądze. Zamierzała też zdobyć wysoką pozycję towarzyską. On był nieśmiały i zakompleksiony.  Ojciec przestrzegał go, że większość kobiet pragnie wyłącznie pieniędzy i zrobi wszystko, żeby złapać mężczyznę z ich rodu, który wtedy był potęgą w świecie mody. Ale Maurizio nie słuchał ojca, bo go nienawidził. Gucci senior był bezwzględnym despotą i to przez niego syn miał niskie poczucie własnej wartości. Gdy piękna, najbardziej popularna na uczelni dziewczyna okazała mu sympatię, natychmiast się w niej  zakochał. W 1973 r. wzięli ślub. Maurizio został za to wyrzucony z domu i wydziedziczony. Patrizia nie tak wyobrażała sobie luksus bycia panią Gucci. Natychmiast przystąpiła do działania i krok po kroku wkradła się w łaski teścia. Maurizio w tym czasie skończył studia prawnicze, nabrał pewności siebie i okazał się potrzebny w firmie. Doszło do pojednania z ojcem. Ona wreszcie mogła zająć się wydawaniem pieniędzy. Nawet wśród finansowej elity Mediolanu uchodziła za osobę wyjątkowo rozrzutną. Nazywano ją Tutenchamonem, bo zawsze chodziła obwieszona złotem. Nosiła wyłącznie najdroższe ubrania i nigdy nie wsiadła do auta innego niż limuzyna. „Wolę płakać w rolls-roysie niż być szczęśliwa na rowerze”, mawiała.

ZOBACZ: Lady Gaga zagra w filmie o morderstwie wnuka Gucciego. Reżyseruje Ridley Scott

W latach 80. Maurizio zarządzał firmą Gucci, a nim samym rządziła żona. Kontrolowała każdy jego ruch i coraz bardziej przypominała mu apodyktycznego ojca. W 1985 roku poleciał w delegację i wylądował   w ramionach młodszej od siebie o 10 lat kochanki, dekoratorki wnętrz Paoli Franchi. Nigdy już nie wrócił do domu. Zostawił Patrizii apartamenty w Nowym Jorku i Mediolanie oraz kilogramy drogiej biżuterii. Wypłacał też alimenty: pół miliona dolarów rocznie. Choć wówczas miały wartość większą niż dziś, przy potrzebach Patrizii ledwo wystarczały na waciki. Uznała tę kwotę za poniżenie. W programie telewizyjnym użalała się: „Zostawił mnie z pięciuset tysiącami!”. Na uwagę dziennikarki, że to wcale nie jest mało, odparowała: „Może dla pani, bo pani nigdy nie miała takich pieniędzy. Ale jeśli ktoś posiada majątek wart kilkaset milionów…”.

Patrizia ze swoją papugą o imieniu Bo spaceruje też po ulicach Mediolanu. „Jestem niekonwencjonalna”, tłumaczy.

Maurizio nie najlepiej zarządzał rodzinnym biznesem, w końcu sprzedał udziały w firmie bankowi inwestycyjnemu z Bahrajnu – za 170 milionów dolarów. Patrizia poprosiła go o skromny milion. Nie dość że odmówił, to jeszcze ogłosił, że zamierza ożenić się z Paolą.

27 marca 1995 roku o 8.30 rano został zastrzelony na schodach swojego biura w Mediolanie. Wdowa nie traciła czasu: już kilka godzin później wtargnęła do apartamentu Maurizia i wyrzuciła stamtąd jego kochankę. Na pogrzebie wyglądała perfekcyjnie: staranny makijaż, czarny kostium w prążki i kremowa bluzka. Tuż przed ceremonią powiedziała dziennikarzom: „Na poziomie ogólnoludzkim jest mi przykro. Ale jeśli chodzi moje prywatne uczucia, są one odmienne”. Śledczy przez dwa lata nie mogli znaleźć sprawcy. Podejrzewali włoską mafię, arabskich inwestorów, a także najbliższą rodzinę. Założyciel marki Guccio Gucci miał trzech synów i czterech wnuków, wszyscy toczyli między sobą nieustanne wojny. Popularną metodą na przejęcie władzy w firmie było pisanie pozwów oraz donosów do skarbówki na stryjków, kuzynów i braci. Kilku z nich miało procesy i poszło siedzieć za oszustwa podatkowe, mogli więc pragnąć odwetu. Rodzinie założono podsłuchy. I wtedy okazało się, że zemsta jest kobietą.

Patrizia za nic nie chciała dopuścić do ślubu Maurizia z Paolą, bo mogłaby stracić alimenty, a córki dostałyby mniejszy spadek. Poprosiła o pomoc swoją przyjaciółkę, wróżkę Giuseppinę Auriemmę, zwaną Piną, a ta wynajęła trzech mężczyzn. Patrizia całej czwórce wypłaciła równowartość 400 tysięcy dolarów. Później powiedziała: „Zobaczyć go martwego: to było warte każdego lira. Ale ani jednego lira więcej”. I właśnie z powodu owego „więcej” doszło do nieporozumień, wykonawcy zlecenia domagali się premii. Gdy Patrizia odmówiła, postanowili pozbyć się jej. Wobec groźby kolejnego zabójstwa śledczy nie mogli już dłużej czekać, w styczniu 1997 roku Patrizię zatrzymano. Przyjęła policjantów z uśmiechem, w furię wpadła dopiero wtedy, gdy zabrano jej telefon komórkowy. Do końca procesu wszystkiemu zaprzeczała. Mówiła, że to sprawka Piny, która wyciągała z niej sekrety, a potem szantażowała i żądała pieniędzy. Prasa nazwała ją „czarną wdową” – nie ze względu na kolor ubrań w żałobie, tylko wyjątkowo jadowitego pająka. Czwórka organizatorów zabójstwa zgodnie obciążała Patrizię, a jednym z koronnych dowodów była wypłata 400 tysięcy dolarów z jej konta w Monako. W swoim kalendarzu przy dniu śmierci Maurizia napisała: „Paradiso” (Raj), a tydzień wcześniej: „Nie ma zbrodni, której nie można kupić”. Prokurator zażądał dla niej kary śmierci. Taki wyrok usłyszał tylko mężczyzna, który strzelał, Patrizię skazano na 26 lat. Wróżka, nazwana „czarną wiedźmą”, dostała 25.

Córki Patrizii cały czas przekonywały media, że to Pina jest wszystkiemu winna i zmanipulowała ich matkę. Alessandra mówiła w wywiadzie: „Tuż po zabójstwie zaciągnęłam mamę do łazienki, w miejsce, gdzie nikt nie mógł nas usłyszeć. Spojrzałam jej w oczy i zapewniłam: obiecuję że to, co powiesz, na zawsze zostanie tylko między nami. Czy miałaś coś wspólnego ze śmiercią taty? Ona spokojnie odpowiedziała: przysięgam ci, Alessandro, że to nie ja”. Po dwóch latach Patrizia złożyła prośbę o warunkowe zwolnienie. I zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Wszystkie osoby, które dotykały akt sprawy, zapadły na tajemnicze schorzenia: zapalenie spojówek, mdłości, uporczywy kaszel, bąble na skórze. Uznano, że to znak od Maurizia, który nie chce, by ją wypuszczono z więzienia. Wytłumaczenie okazało się prozaiczne: w piwnicy, gdzie od kilku lat trzymano dokumenty, panowała wilgoć, więc winne były mikroby. Ale opinia publiczna wiedziała swoje, zwłaszcza że sąd odrzucił prośbę skazanej. Jakby przestraszył się klątwy Maurizia…

Zobacz także:

Maurizio zarządzał domem mody Gucci przez  10 lat. Robił to tak nieudolnie, że rodzina straciła wpływ na firmę.

Patrizia, nadal zapewniająca o swojej niewinności, była oburzona, że w więzieniu musiała nosić zwykłe ubrania i nie mogła się malować. Ale stwierdziła, że koleżanki z celi były bardzo uprzejme, bo pomagały jej ścielić łóżko. Sama nie potrafiła, przecież zawsze miała od tego służbę. Po 10 latach zaproponowano jej złagodzenie kary: w dzień mogłaby wychodzić, wracałaby do więzienia tylko na noc. Warunek: musiała znaleźć zatrudnienie. Oświadczyła zdumionym sędziom: „Nigdy w życiu nie pracowałam i nie widzę najmniejszego powodu, żeby teraz zaczynać”.

Za dobre sprawowanie wyszła na wolność po 16 latach, w październiku ubiegłego roku. Od razu zadeklarowała: „Teraz czuję się Gucci bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Chciałabym tam pracować”. Obecny właściciel marki François-Henri Pinault, mąż aktorki Salmy Hayek, nie pospieszył z propozycjami. Zgłosiła się za to firma biżuteryjna Bozart i zatrudniła ją jako projektantkę. W wywiadzie udzielonym w czerwcu tego roku dziennikowi „La Repubblica” Patrizia powiedziała: „Pragnę rozwijać swoją kreatywność, testować różne produkty. Mam duże doświadczenie, przecież przez lata robiłam zakupy na całym świecie. Wiem, czego chcą wymagający klienci”. Zapytana o śmierć Maurizia oznajmiła: „Wielu ludziom mówiłam,  że życzę mu śmierci. Ale nie wyobrażałam sobie, że to się może zdarzyć naprawdę. Winna jest Pina, ona wynajęła opryszków”. Potrafi wszystko wytłumaczyć, również swoją decyzję, że wolała zostać w więzieniu niż pracować. „To nie tak, tylko pomyślałam, że dziwnie wyglądałby mój dzień: po pracy najpierw wracam do domu, a potem idę na noc do więzienia. Teraz jest lepiej: wychodzę do pracy i wracam do domu”. Zapytana, czy chce wreszcie o wszystkim zapomnieć, odparła: „Nie mam niczego do zapominania”.

Pogrzeb Maurizia. Ich dwie  córki, 18-letnia wtedy Alessandra  i 14-letnia Allegra cały czas płakały, ona zachowała kamienną twarz.