Stambuł nie jest już stolicą administracyjną od 1923 r., pozostaje jednak największą metropolią Turcji, stolicą kulturalną i najważniejszym ośrodkiem naukowym. Liczba mieszkańców szacowana jest na ok. 15 mln. To tu siedziby mają największe gazety, stacje telewizyjne i radiowe; tu znajdują się najlepsze teatry i centra rozrywki i największe w kraju lotnisko.

Na nic zdałyby się jednak uroki zielonych wzgórz, szmaragdowych wód Bosforu i tysiąca meczetów, gdyby nie atmosfera, genius loci, który nie pozostawia nikogo obojętnym: można to miasto kochać lub nienawidzić. Wielu moich znajomych stambulczyków kocha je i nienawidzi jednocześnie. Kochają je za specyficzny koloryt i nieodparte piękno, a zaczynają nienawidzić w godzinach szczytu, kiedy kilka milionów mieszkańców jednocześnie przemieszcza się do pracy lub do domu w gigantycznych korkach.

Ja należę do grupy wielbicieli Stambułu, którzy chłoną to miasto wszystkimi zmysłami i tęsknią do niego, by ponownie przespacerować się znajomymi uliczkami, odwiedzić ulubione miejsca i sprawdzić, co się zmieniło od ostatniej wizyty.