Niekwestionowaną wizytówką Palau są Wyspy Skaliste, a zwłaszczarezerwat przyrody Siedemdziesiąt Wysp - jeden z największych terenówlęgowych żółwi zielonych na świecie. Nocą, w czasie pełni księżyca, naplaże wychodzą tam setki samic, by dać początek nowemu żółwiemu życiu.Z okien samolotu wyspy te przypominają wielkie zielone grzybywyrastające z morza. Doprawdy trudno od nich oderwać wzrok. Jednak tonie malownicze wysepki, a ich podwodne otoczenie jest tym, co śni siępo nocach.

Na archipelagu bez trudu można znaleźć wieleświetnych miejsc do nurkowania. Z jednej strony Ulong Channell, GermanChannel czy Peleliu Corner, odwiedzane przez majestatyczne manty,orlenie, marliny i ławice rekinów, z drugiej pełne unikalnych formacjiskalnych jaskinie Chandelier Cove i Turtle Cove. Mnie jednak zawszenajbardziej fascynuje słynny niebieski zaułek Blue Corner i sąsiadującaz nim jaskinia Blue Hole. Za każdym razem, gdy wskakuję do wody, sercewali mi jak młot. Nigdy nie wiem, co tym razem spotka mnie pod wodą.

Gdyszczęście dopisze, obydwa miejsca podziwiać można w czasie jednegonurkowania. Nie jest to jednak sprawa łatwa, bo warunki tu zmieniająsię jak w kalejdoskopie. Sztuka polega na takim zaplanowaniu czasunurkowania, by po wyjściu z jaskini trafić na silny prąd niosący wodę wstronę Blue Corner. Potrafią to wyłącznie najlepsi lokalni przewodnicy.

Do jaskini dobrze jest wybrać się wczesnym rankiem w małejgrupie - wtedy inni nurkowie nie będą zaburzali unikalnej gry światełna ścianach. Gdy powoli spuszczam powietrze z kamizelki i wpływam downętrza Blue Hole przez jedno z trzech wejść na koronie rafy, zawszeczekam na moment, gdy rozświetlona woda zaczyna przechodzić wtajemniczy mrok. W wielkiej komorze znajduje się tylko małe okienko zboku i wyjście na głębokości 40 metrów. Gdy promienie słoneczneprzebijają się przez wszystkie otwory, wnętrze przypomina katedrę, zwejściem do sekretnej groty żółwi na dnie. Można tam zobaczyć szczątkipancerzy żółwi, które wpłynęły do środka i nie potrafiąc znaleźćwyjścia, zostały już na zawsze.

Dno groty znajduje się blisko60 metrów pod wodą - zbyt głęboko, by można tam było wpłynąć ze zwykłymsprzętem, a jeśli chce się jeszcze spotkać z rekinami na Blue Corner,to nawet na krótką wycieczkę nie ma szans.

Przez okienkowypuszczam się na otwartą wodę. Pionowa ściana opada w głąb oceanu.Wzdłuż niej, niczym na defiladzie, pływają różne gatunki rekinów.Kilkusetmetrową odległość dzielącą nas od błękitnego zaułka przysprzyjających prądach można pokonać w kilkanaście minut, mijając podrodze koralowe gorgonie, niczym wielkie wachlarze powbijane w rafę.Gdy na koniec dopływam do najciekawszej części rafy - podwodnego cyplaschodzącego w głębiny - zawsze sprawdzam zapas powietrza. Tu nie możnasobie pozwolić na niefrasobliwość - silny prąd w każdej chwili możemnie porwać i rzucić o skały. Nieocenione okazują się specjalne hakirafowe, dzięki którym można szybować w miejscu jak latawiec.

Podwodnewidoki oszałamiają. Niczym jesienne liście na wietrze migocą wielkieławice kolorowych rybek. Razem pływają zarówno drapieżniki, jak i ichpotencjalne ofiary. Nikt nikomu nie robi krzywdy. Cóż za oaza spokoju!Pod jednym z załomów skalnych śpi wielki morski żółw. Gdy podpływambliżej, łypie na mnie okiem - nikt wszak nie lubi, jak wyrywa się go zesnu. Zostawiam więc zaspanego gada w spokoju. W pobliżu mnie krążykilkadziesiąt rekinów szarych. Zbliżają się tak blisko, że w ich oczachwidzimy odbicia własnych twarzy. Trzeba pokonać strach. Panicznaucieczka ku powierzchni mogłaby się skończyć urazem ciśnieniowym płuclub chorobą dekompresyjną, a i rekiny mogą zareagować nerwowo.

Powolisię wynurzamy. Niestety, na takie nurkowanie w butlach jest zawsze zbytmała ilość powietrza. Zmieniające się co chwila fantastyczne widokimożna by tu podziwiać godzinami.