Kiedy się poznaliśmy, ja byłam w drugiej klasie liceum, a Janek kończył technikum. Pochodziliśmy z innych środowisk i chociaż mieszkaliśmy niedaleko, na sąsiednich osiedlach, to nie mieliśmy okazji się poznać. Tak naprawdę gdyby nie przypadek, pewnie w życiu byśmy się nie zeszli. Ale moja przyjaciółka poznała faceta i kiedy on ją zaprosił na imprezę, zapytała, czy może mnie wziąć ze sobą. Prawdę mówiąc, nie bardzo chciałam iść, bo przecież nikogo tam nie znałam.

– No właśnie, ja też nikogo nie znam! Dlatego chcę, żebyś poszła. – namawiała mnie Ewka. – Będzie mi raźniej.

– Ale ty idziesz z tym swoim, jak mu tam, Zbyszkiem, a ja co mam tam robić? Wy się zajmiecie sobą, a ja…

– No co ty! Myślisz, że cię tam zaciągnę i zostawię? Zbyszek pewnie będzie więcej gadał ze swoimi kolegami niż ze mną.

No i dałam się namówić. Było fajnie – impreza w starej wilii, w olbrzymim pokoju. To właśnie tam poznałam Janka. I od razu między nami zaiskrzyło.

Miałam cel: wyprowadzić go z tego bagna

Zaczęliśmy się spotykać, ale rodzicom nie powiedziałam, że mam chłopaka. Po pierwsze, był starszy, już pełnoletni. Wiem, że baliby się o mnie. A poza tym pochodził z nieciekawej rodziny. Jego ojciec pił, matka nie dawała sobie rady z dzieciakami. Janek był najstarszy i to on ogarniał całe towarzystwo, choć prawdę mówiąc, wolał szwendać się z kolegami, niż uczyć czy zajmować domem. Nie planował robić matury i dopiero gdy zaczął się ze mną spotykać, powoli zmieniał swoje plany.

Widziałam, że nieco odstajemy od siebie, ale naprawdę się zakochałam. Poza tym Janek był naprawdę dobrym facetem, tyle że miał nie najlepszy start. Zero wsparcia w rodzinie, no i towarzystwo mocno podejrzane… Osiedle, na którym mieszkał, było już w granicach innej dzielnicy, takiej o złej reputacji, na którą w pełni zasługiwało. Kradzieże, rozboje, włamania były tam na porządku dziennym. Dlatego jak się umawialiśmy, to zawsze Janek przyjeżdżał do mnie i szliśmy gdzieś na miasto. Do niego nie zaglądaliśmy.

Zobacz także:

Wiedziałam, że Janek ma za sobą parę nieciekawych epizodów. Wyznał mi kiedyś, że zdarzyło mu się iść na włam z chłopakami, że stał na czujce. Nie potępiałam go za to – w końcu jaki miał przykład? Ale postawiłam sobie za cel, żeby wyprowadzić go z tego bagna, jakim był jego świat. Niestety, ta przeszłość się za nim ciągnęła. No i pewnego dnia stało się nieszczęście.

Pięć lat to podobno niewiele

Janek miał do mnie przyjechać i mieliśmy iść do kina. Spotykaliśmy się już ponad pół roku i coraz częściej rozmawialiśmy o tym, że trzeba powiedzieć o nas rodzicom. Właśnie tamtego dnia, po kinie, chcieliśmy przedyskutować, jak i kiedy to zrobić. Ale mój chłopak się nie pojawił. Dopiero w poniedziałek dowiedziałam się od jego kumpla (który przyjechał specjalnie do mnie pod szkołę), że Janek został aresztowany. Złapali go podczas włamania do jubilera. Podobno chciał ukraść dla mnie pierścionek. No i kilka innych rzeczy, żeby mieć pieniądze na start. Myślał o maturze, o studiach, tylko że chciał jakoś zapewnić kasę swojej rodzinie. No i wymyślił sposób…

Byłam przerażona. Nie wiedziałam, co robić. Ten kumpel powiedział mi, że jak czegoś więcej się dowie, to się ze mną skontaktuje. Dotrzymał słowa i tak dotarła do mnie wieść, że Janek dostał pięć lat. Niby niedużo… Miał szczęście, bo wcześniej niekarany i dobry uczeń. I podobno sąd zgodził się, żeby zrobił maturę w więzieniu.

Odwiedziłam go. Strasznie się bałam i denerwowałam, nigdy nie byłam w takim miejscu. Nikt z moich znajomych nigdy nie popełnił żadnego przestępstwa! Janek też był przerażony. A przede wszystkim strasznie się wstydził. Jak on mnie przepraszał!

– Spieprzyłem wszystko – mówił. – Nie mogę wymagać, żebyś czekała na mnie. Ale nie chcę, żebyś była na mnie zła.

– Nie mów tak – wzruszyłam ramionami. – Głupek byłeś, to fakt. Co ci do łba strzeliło? Przecież mieliśmy plany…

– Przepraszam – powiedział tylko.

Jednak mimo wszystko poszłam na kolejne widzenie. I jeszcze na kolejne. Podczas jednego ze spotkań Janek powiedział mi, że maturę już zdał, że teraz myśli o studiach. I że ma zamiar wystąpić o wcześniejsze zwolnienie.

Wiem, że starał się ze względu na mnie. Nie obiecywałam mu, że na niego poczekam, bo przecież sama nie wiedziałam, jak to będzie. Po roku ja też zdałam maturę, złożyłam papiery na studia i czekałam na wyniki egzaminów… Trudno mi powiedzieć, czy w tamtym czasie kochałam Janka. Byliśmy przecież ze sobą niewiele ponad pół roku, a potem widywaliśmy się raz na kilka miesięcy. To za mało, żeby powiedzieć, co do siebie czuliśmy. On na pewno za mną tęsknił. W końcu w więzieniu nie ma zbyt wielu zajęć, nikogo nie poznał.

A ja? Przyznam, że w tym czasie, kiedy Janek odsiadywał wyrok, spotykałam się kilka razy z różnymi chłopakami. Z jednym nawet zaczynało mi się układać; myślałam, że coś z tego będzie, podobał mi się. Chciałam być uczciwa w stosunku do Janka i postanowiłam, że mu o tym powiem. Co prawda bałam się, jak zareaguje, ale uważałam, że nie mam prawa go oszukiwać. Jednak kiedy go zobaczyłam, znowu poczułam te sławetne motyle w brzuchu i pomyślałam, że jeszcze poczekam z wyznaniem. A z tamtym chłopakiem rozstałam się po trzech miesiącach. To nie było to.

Przyszłość okazała się łaskawa

Byłam na trzecim roku studiów, kiedy Janek został zwolniony za dobre sprawowanie i rokowania na przyszłość. Miał mieć oczywiście stałą opiekę kuratora, ale był wolny! Za kratkami rozpoczął studia na kierunku fizjoterapii i postanowił kontynuować je na wolności.

Zmienił się. Niewiele opowiadał o tym, co przeżył, ale widziałam, jak wielkie piętno to na nim odcisnęło. Po wyjściu z więzienia odciął się praktycznie całkiem od poprzedniego życia. Już po miesiącu wynajął kawalerkę, z dala od swojej dzielnicy. Unikał spotkań z dawnymi kolegami – zresztą z tego, co mówił, wynikało, że większość przez ten czas też znalazła się za kratkami. Rodziców odwiedzał, lecz nie chciał z nimi mieszkać.

Pół roku po tym, jak wyszedł, przedstawiłam go moim rodzicom. Oczywiście Janek musiał przejść przez krzyżowy ogień pytań. Powiedział zgodnie z prawdą, że studiuje, że jest po technikum i ma zawód elektryka, że wynajmuje kawalerkę. I – co już niezupełnie było faktem – że jego rodzice mieszkają daleko i rzadko się z nimi widuje. Spodobał się mojej mamie, tata też go polubił.

Ślub zaplanowaliśmy na miesiąc po obronie Janka. Z jego rodziny pojawili się tylko mama i najmłodszy brat. Ojciec był w ostatniej fazie alkoholizmu, nie nadawał się do niczego; zmarł kilka miesięcy po naszym ślubie. Mama Janka zgodziła się podtrzymać jego wersję, że mieszka daleko. Była taka szczęśliwa, że przynajmniej jedno z jej dzieci wyszło na ludzi, że Janek zerwał ze starym życiem i że skończył studia… Płakała przez prawie całe wesele.

Od tamtego czasu minęło ponad 30 lat. Mamy dwoje dzieci, córkę i syna, oboje są pełnoletni. Córka za rok wychodzi za mąż, już zaczęliśmy przygotowania. Dzieci nie znają przeszłości ojca. I właściwie nie znają jego rodziny. Moja teściowa zmarła, jak były jeszcze małe, a z jego siostrą i bratem nie utrzymujemy kontaktu. Z tego, co wiem, siostra Janka jest za granicą, a brat… siedzi. Jest jeszcze ten najmłodszy, co był na ślubie. On też wyszedł na ludzi, ale mieszka na Pomorzu. Kilka razy się widzieliśmy, i tyle.

Ten sekret znamy tylko my z mężem

Moi rodzice nigdy nie poznali prawdy o przeszłości Janka. A zatem tak naprawdę ten sekret znamy tylko my dwoje. I oczywiście tak powinno pozostać, chociaż czasem trudno jest ukryć prawdę. Na przykład ostatnio, kiedy mój mąż zaczął kompletować dokumenty potrzebne do emerytury. Nie bardzo się znamy na tej papierkowej robocie, a córka, która jest księgową, chciała nam pomóc. No przecież nie mogliśmy dać jej wszystkich dokumentów!

Inna scenka: syn się zdziwił ostatnio, bo oglądaliśmy razem jakiś film, w którym duża część akcji dzieje się w więzieniu. Film był amerykański i Filip się zastanawiał, jak to wygląda w naszych realiach. No i Janek mu co nieco poopowiadał. Tłumaczył się potem, że zna to z książek i internetu.

Na co dzień nie myślimy o tym, co było. Ale jednak fakt, że mamy taką tajemnicę, trochę mi ciąży. Nikomu nie mogę o niej powiedzieć, a czasem chciałabym zrzucić z siebie ten stres.