Telefon wibrował jak wściekły przez całą kolację. Gosia zerknęła na mnie raz i drugi, ale ponieważ nie reagowałem, ona też dała spokój.

– Dobra, zobacz wreszcie, kto się tak dobija – rzuciła, kiedy dopiłem herbatę.

Wziąłem komórkę z parapetu, tam zawsze odkładaliśmy telefony na czas posiłku, i zerknąłem na wyświetlacz.

– To Mirek. Dzwonił osiem razy. Lepiej od razu oddzwonię.

Chwilę później przyjaciel wypłakiwał mi się w słuchawkę, że jego żona chce rozwodu. Błagał, żebym się z nim spotkał. Powiedziałem, że pogadam z Gosią.

– Możesz jechać – uśmiechnęła się. 

– Jakby coś się działo, zadzwonię. No, leć.

Zobacz także:

Anioł, nie kobieta!

Zostawiłem więc żonę i naszych bliźniaków, żeby podtrzymać na duchu zrozpaczonego kumpla. Tyle że kiedy spotkałem go w zatłoczonym barze, nie wyglądał już na pogrążonego w rozpaczy.

– Hej, Daniel! Tutaj! – zamachał do mnie z końca sali. 

Siedział przy stoliku, przed nim stał kufel piwa, a naprzeciwko dwa kieliszki z czerwonym winem. Dowiedziałem się, że właśnie poznał dwie świetne dziewczyny, które zgodziły się, żeby postawił im drinki i przedstawił swojego kumpla.

– Są w nastroju do zabawy – szepnął konspiracyjnie. – Rozumiesz? Marlena oddała mi wolność, to korzystam!

Był wstawiony i nie chciałem z nim dyskutować. Kiedy przyszły dziewczyny, przedstawiłem się, ale zachowałem dystans. To Mirek czarował jedną z nich i równocześnie pokazywał mi wzrokiem tą drugą. Udawałem, że nie widzę tych żałosnych sygnałów. W końcu skorzystałem z okazji, że Gosia wysłała mi SMS-a z pytaniem, czy wszystko w porządku, i powiedziałem, że muszę wracać do domu.

– Dobra, ale jutro też gdzieś razem wyskoczymy – rzucił Mirek na pożegnanie. – Jest taki klub…

– Zdzwonimy się – zbyłem go i pobiegłem na nocny autobus.

Następnego dnia Mirek bombardował mnie wiadomościami od samego rana. Koniecznie chciał iść ze mną i jeszcze paroma kolegami na „małe piwko albo meczyk”. Tym razem jednak Gosia się sprzeciwiła. Miała już w planach kino z przyjaciółką i to ja miałem zostać z chłopcami. Mirek był tym bardzo rozczarowany.

Dziewczyny mnie nie interesowały, ale tęskniłem za towarzystwem kumpli

W tygodniu wymienialiśmy SMS-y. Mirek pisał, że Marlena z nim „pogrywa” i że wrzuciła na Facebooka zdjęcia z jakimś przystojniakiem. A potem zaczął się żalić, jak to mu ciężko, bo żona – wkrótce już eks – wyniosła się do matki i rozmawia z nim tylko przez siostrę. Niby był na nią wściekły, ale tak naprawdę słyszałem w jego słowach głównie tęsknotę. Byli małżeństwem przez osiem lat, a parą przez trzynaście. Wiedziałem, że kiedyś był w niej zakochany do nieprzytomności. 

– Stary, wpadłem na taki pomysł – nawijał, nie dając sobie przerwać – że zbierzemy ekipę i wyjedziemy na weekend bez żon i dziewczyn. Taki męski wypad sobie zrobimy! Weźmiemy karty, cały bagażnik whisky, Kacper załatwi kubańskie cygara i przez trzy dni będziemy królami życia! 

Pomysł z cygarami i graniem do białego rana nawet mnie zainteresował. Od narodzin chłopców nie miałem czasu dla siebie. Mirek wszystko przemyślał. Pracował w branży turystycznej, więc miał zniżki na hotele i zarezerwował nam dwupokojowy apartament w centrum Sopotu. Ale nie chodziło mu o to, żebyśmy mieli blisko do plaży, tylko do…

– …klubów, bracie! Będziemy chodzili do najlepszych nocnych klubów i rwali laski jak za dawnych czasów! No, nie wzdychaj tak, nie każę ci od razu iść z jakąś do łóżka – parsknął śmiechem. – Ale możesz trochę poflirtować, nie? Pokazać, że jeszcze całkiem nie skapcaniałeś i dalej masz to coś, na co one zawsze leciały!

Dziewczyny mnie nie interesowały, ale tęskniłem za towarzystwem kumpli. Powiedziałem żonie o pomyśle Mirka, stwierdziła, że powinienem jechać. Moja złota kobieta chyba sądziła, że kolega nadal jest przybity po otrzymaniu wieści o rozwodzie. Ja miałem co do tego wątpliwości. Kiedy ruszyliśmy spod bloku Suchara, już w komplecie, Mirek zaczął opowiadać, jakie to fantastyczne laseczki będziemy wyrywać w Sopocie.

– Ej, stary, moja Ewa jest w ciąży, więc raczej nie mam głowy do uganiania się za laskami – ostudził jego zapały Suchar.

– Ja też niespecjalnie – mruknął Kacper. – Jakby się Domisia dowiedziała, to bym chyba na dworcu musiał nocować.

– A ja marzę, żeby się porządnie wyspać – dorzuciłem. – Nie ma mowy, żebym jutro wstał przed południem. W domu chłopaki zrywają nas przed siódmą.

Mirek sapnął, że wszyscy jesteśmy nudni i że on jako jedyny singiel zamierza się bawić. Dodał nawet, że jak tylko poderwie jakąś chętną pannę, to mamy mu zwolnić apartament na dwie godziny. Odpowiedzieliśmy, że nie ma sprawy, w końcu to on załatwił miejscówkę.

Ledwie przyjechaliśmy, Mirek uparł się, żeby ruszyć w miasto. Było po północy, kiedy wstałem od stołu, i wpadłem na Grześka. Właśnie wychodził z telefonem przy uchu. Kiedy wrócił, był mocno zdenerwowany. Okazało się, że jego nastoletnia córka, która mieszkała z jego byłą żoną, po kłótni z matką nie wróciła na noc do domu. On i jego eks podzielili się kontaktami przyjaciół młodej do obdzwonienia i tak Grzesiek resztę nocy miał spędzić szukając córki.

Poszukałem więc Kacpra. Był najprzystojniejszy z nas i właśnie opędzał się od zgrabnej blondynki, która wyraźnie była nim zainteresowana. Pospieszyłem mu na ratunek, który przyjął z wdzięcznością.

– Rany, za chwilę zacząłbym być niemiły – mruknął.

– Ładna była – zauważyłem.

– I co z tego? Stary, po roku starań Domisia wreszcie zgodziła się ze mną zamieszkać. Myślisz, że schrzaniłbym to dla jakiejś obcej lali? – prychnął.– Mówiąc szczerze, wolałbym już iść do hotelu. Co ty na to?

Byłem za. Nie chciałem więcej wydawać. Gosia i ja potrzebowaliśmy każdej złotówki. W lobby zobaczyliśmy Grześka, który wreszcie zlokalizował córkę, ale wyglądał na wykończonego kłótnią z nią. Też chciał wracać. Kiedy przyszliśmy do apartamentu, Suchar już tam siedział i oglądał telewizję. Grzesio wciąż był wzburzony, opowiadał o breweriach córki i o tym, że dla jej dobra nie powinien był się rozwodzić z żoną. Kacper wysłał swojej dziewczynie zdjęcie, jak we czterech grzecznie siedzimy na kanapie. A ja co chwila sprawdzałem telefon, czy Gosia nie pisze, że coś nie tak.

– Wiecie co? – zagaił Suchar po kolejnej szklaneczce. – Wcale nie chce mi się iść do łóżka bez mojej Ewy. Chętnie bym wrócił jutro…  Zostawiłem dziewczynę w ciąży na trzy dni, bez sensu!

– Ja powinienem jechać do Kaśki i porozmawiać z Amelią – mruknął Grzesiek. – Obie mnie potrzebują.

A ja chciałem się tylko wyspać. Przeprosiłem chłopaków i poszedłem walnąć się na łóżko. Ciągnęliśmy zapałki o to, kto powie Mirkowi. Padło na mnie. Aż zakląłem.

Jesteśmy przyjaciółmi, powinniśmy go wspierać, choćby nie wiem co

Długo nie pospałem, bo obudził mnie hałas i pokrzykiwania Mirka, że co to za dom starców i jak mogliśmy go zostawić samego. Całe szczęście, że nie przyprowadził żadnej kobiety. Kazałem mu się zamknąć i położyć, bo to moja jedyna okazja, żeby przespać bitych osiem godzin.

Kiedy wstałem, wszyscy poza Mirkiem byli już na nogach. On spał jak zabity. Postanowiliśmy przejść się nad morze.

– Chyba się zestarzałem – westchnął Grzesiek.

– Ty? – zdziwił się Suchar. – Masz trzydzieści osiem lat, a co ja mam powiedzieć? Za miesiąc obchodzę czterdziestkę!

– I też bardziej kręci cię spacer nad morzem niż młode laski w klubie? – parsknął Grzesio i wszyscy się roześmialiśmy.

Weszliśmy na molo plotkując jak gimnazjalistki o tym, że nasz kumpel znowu jest singlem i zastanawiając się, jaka będzie jego następna dziewczyna. Kupiliśmy sobie po coli i spacerowaliśmy gapiąc się w morze. W międzyczasie Suchar odebrał telefon od narzeczonej, Grzesiek zadzwonił do matki swojej córki, a ja przez dwadzieścia minut zastanawiałem się razem z Gosią, czy zaczerwienienie na rączce Wojtusia to alergia czy może choroba.

– Chłopaki, nie wytrzymam tu do jutra – oznajmił Grzesiek, kiedy skończył rozmawiać z byłą żoną. – Kaśka jest w rozsypce, a Amelia potrzebuje poważnej rozmowy. Wracam dzisiaj pociągiem, sorry.

– Jadę z tobą! – natychmiast zgłosił się Suchar. – Ewa rano wymiotowała, a to już siódmy miesiąc. To może być wirus, muszę ją zawieźć do lekarza.

Kiedy zobaczyłem wahanie na twarzy Kacpra, zrozumiałem, że on też chętnie by wrócił do swojej ukochanej Dominiki. Najwyraźniej nie pasował mu kolejny wieczór spędzony na opędzaniu się od kobiet. Gdy oni sprawdzali rozkład pociągów, ja myślałem o tej wysypce na rączce syna. Alergia? Ale na co? Przecież chłopcy wciąż jedli to samo, a Gosia nie używała nowych proszków ani kosmetyków. Więc może to pierwsze oznaki odry albo różyczki? Zaraz, jaka jeszcze choroba objawia się na początku zaczerwienieniem i „kaszką”? Tak to opisała żona. Otworzyłem internet w telefonie i zacząłem szukać informacji. Nagle smartfon zaczął wibrować i na ekranie pojawiło się zdjęcie Mirka.

– Co jest z wami, do cholery? – zaatakował od razu. – Gdzie się szwendacie beze mnie? 

– Jesteśmy na molo – wyjaśniłem.

– Co?! – roześmiał się. – Na molo to chodzą staruszki i wycieczki szkolne! My zaraz idziemy do restauracji, zrobiłem nam rezerwację. Tam przychodzą najładniejsze turystki na obiad!

Westchnąłem, bo wiedziałem, że ta propozycja w nikim poza nim nie budzi entuzjazmu. Ale do chłopaków powiedziałem, że jesteśmy mu coś winni. Zaprosił nas na ten męski wypad, żebyśmy pomogli mu uporać się z rozwodem, którego nie chciał. Z miłością jego życia. Byliśmy przyjaciółmi, powinniśmy byli go wspierać, nawet jeśli wymagało to siedzenia i patrzenia, jak uwodzi dziewczyny.

– Ale ja i tak wracam wieczorem – uparł się Suchar. – Jedna imprezowa noc w zupełności mi wystarczy.

Pomyślałem, że gdyby tylko Mirek obiecał, że nie będzie mnie budził w środku nocy, to ja mógłbym z nim zostać i wyspać się za wszystkie czasy. Ale na żadne balety nie miałem ochoty łazić.

– Musimy mu powiedzieć – sapnął Grzesiek, doganiając nas, bo znowu rozmawiał z byłą żoną. – Kaśka się boi, bo Amelia ma dziwne oczy. Muszę wracać od razu. Kto powie Mirkowi, że nici z dzisiejszej imprezy?

Nikt nie chciał, więc ciągnęliśmy zapałki. Padło na mnie. Aż zakląłem. Kiedy zobaczyliśmy Mirka w restauracji, był sam, chociaż przy stoliku obok siedziały dwie ładne trzydziestoparolatki. Umówiliśmy się, że powiem mu od razu, zanim się nakręci, czego to nie będziemy robić dziś wieczorem.

– Mirosław, jest sprawa… – zacząłem, ale on pokazał mi tylko, że rozmawia przez telefon.

Usiedliśmy więc przy stoliku, a on z kolei wstał i wyszedł na taras. Zamówiliśmy jedzenie, czując, że czeka nas ciężka przeprawa z kumplem.
Ale kiedy wrócił z tarasu, wyglądał jak odmieniony.

– Słuchajcie, mam sprawę… Głupio mi, ale… muszę dzisiaj wyjechać. 

Wszyscy czterej wbiliśmy w niego zaskoczone spojrzenia. 

– Marlena zadzwoniła, że tęskni za mną i chce, żebym wrócił. Boję się, że jak tu zostanę do jutra, to znowu zmieni zdanie…

I tak właśnie skończył się nasz kawalerski wyjazd. Nikt nikogo nie poderwał, nikt nie zaszalał, obyło się bez epickich imprez i skandali. Każdy z nas wrócił do swojej żony, dziewczyny albo rodziny jak grzeczny mąż i ojciec.

– Nie żałujesz, że nie zostaliście dłużej? – zapytała Gosia, smarując rączkę Wojtusia maścią.

– Nie – odpowiedziałem. – Choć bardzo podobało mi się to, że mogłem się wyspać.

– Dam ci pospać w niedzielę. Zabiorę rano chłopaków do mamy – obiecała.

Boże, jak ja ją kocham! Czy istnieje na świecie kobieta wspanialsza od mojej żony? Wątpię!