Tancerka burleski odważnie o swoim ciele

Betty Q to pierwsza polska performerka burleski, tańca niezwykle barwnego i spektakularnego, założycielka Teatru Burleski "Madame Q". Nazywana jest "królową polskiej burleski". Na deskach jej teatru wystawiane są niezwykle widowiskowe spektakle, takie jak "Pożar w Burdelu" który przyciągnął setki widzów.

Betty Q nie jest typową tancerką, która za wszelką cenę stara się dorównać innym swoim wyglądem. Oczekiwania społeczeństwa co do wyglądu kobiet pracujących w tym zawodzie są wysokie, jednak Betty Q podchodzi do tego tematu bardzo racjonalnie. Ostatnio zamieściła na swoim profilu na Fecebooku wpis w duchu body positivity, który uczy kobiet akceptacji i normalnego podejścia do swojego ciała.

"Mam zwykłe ciało. Mierzę 152 cm. Ważę 54 kg. Noszę ubrania w okolicach rozmiaru 38. A jednak moje ciało jest odbierane w mediach i przez internetowo-medialną widownię jako grube. Słowa gruba staram się używać tak samo jak słowa zielony. Bez pejoratywnej kulturowej otoczki. Godzę się na określanie mnie nim, choć to może sprawiać, że grubsze ode mnie dziewczyny zostaną już zupełnie z medialnego kadru „wyfotoszopowane”. A może sprawi, że pokazywanie zwykłego ciała przestanie być "odważne" (jak w stand upie Amy Shumer). Mam nadzieje, że to drugie."

Betty Q nie boi się przyznać do swoich niedoskonałości, takich jak rozstępy, chociaż od tancerek widz często oczekuje ciała doskonałego.

"Nie mam super dużego biustu. Wg brafiterek, z moim 65G, jestem w mainstreemie. Ale i tak mam na stałe na skórze ślady od ramiączek stanika, przebarwienia na żebrach od źle dobranych staników wiele lat temu. Mam rozstępy na piersiach i coraz to nowe rubinki." - pisze dalej Betty Q

Tancerka swoim odważnym wyzwaniem dodała otuchy tysiącu kobietom, które na co dzień przejmują się swoimi rozstępami, przebarwieniami, cellulitem i innymi niedoskonałośiami na ciele.

"Na scenie nie używam korektora, tylko brokatu w spreju. Jaram się moim ciałem, chociaż jest zupełnie zwyczajne i przeciętne. Bo każda z nas ma te rozstępy, przebarwienia, rubinki i inne naczynka. Statystycznie dziewczyn z moja figurą i skórą jest więcej niż tych "bez skazy" (jeśli takie w ogóle istnieją). Więc z moim zwykłym, wybrokatowionym ciałem nie powinnam być żadnym ewenementem, ani konrowersją. A jednak jestem. "Grubym, celulitowym pasztetem", "żydówą o sylwetce prosięcia.

Rozbieram się na scenie. Dla obcych ludzi. Za pieniądze. Również po to by moje pokazywanie "statystycznego" ciała przestało być "odważne". 

Mi słowo ciałopozytywność kojarzy się z pozytywnym wynikiem, jak w teście na obecność np ciąży, czy wirusa. Stąd idzie dla mnie rozumiemie tego słowa jako obecności i świadomości. Obecności ciała (każdego) w przestrzeni publicznej i świadomość, że jest ona istotna. To, że nie unikam ciała, jest ono dla mnie na równi ważne z umysłem. Chcę być mądra i piękna. Inteligentna i próżna. Ciało i umysło obecna. 

Takie szczere słowa, w dobie, kiedy wiele kobiet dąży do idealnego wyglądu są bezcenne i mocno podpisujemy się pod słowami Betty Q.

Zobacz także: