Tysiące syków, bzykań, cykań, pohukiwań łączy się w jedną, intensywną, głośną, wibrującą i niepokojącą melodię. To pierwotne brzmienie dżungli Taman Negara. Im dłużej go słucham i lepiej rozpoznaję pojedyncze tony, tym mocniej upewniam się, że lista jego twórców jest nieskończona.

Jestem z grupą 10 podróżników i turystycznych wyjadaczy, razem mamy na sumieniu niejedną niebezpieczną wyprawę i niejeden przerażający turnus, ale nawet z tym bagażem doświadczeń pierwsze, co przychodzi teraz do głowy, to wziąć nogi za pas. Przed ucieczką powstrzymuje mnie obecność przewodnika, który podobno zna Taman Negara jak nikt inny.

Groźne dla nas dźwięki są dla niego drogowskazami w położonym w samym sercu Półwyspu Malajskiego, odciętym z trzech stron wodą, najstarszym i najbardziej dzikim z tropikalnych lasów deszczowych Azji, a może i świata. Zaś noc to najlepsza pora, żeby poznać jego tajemniczych mieszkańców.