Tak! Mogą osłabiać ich naturalny system immunologiczny.

Dwumiesięczny niemowlak w Polsce jest zaszczepiony przeciw: gruźlicy, WZW typu A i B, dostaje Infanrix Hexa, czyli szczepionkę przeciw błonicy, tężcowi, krztuścowi, polio i Haemophilus influenzae. Jest jeszcze możliwość doszczepienia go przeciw grypie jelitowej... To czyste szaleństwo. Układ odpornościowy takiego malca dojrzewa stopniowo. Kiedy obciążymy go tak dużą ilością chemi, nie dajemy mu szansy na prawidłowy rozwój. 

Nie odradzam szczepień przeciw gruźlicy, polio czy żółtaczkom. Wybierajmy natomiast szczepionki, które nie są sześcioskładnikowe, tylko mają najwyżej trzy składniki. Dlaczego? Układ immunologiczny chroni nasz organizm przed alergiami. Poddany presji zbyt dużej liczby szczepień w pewnym momencie przestaje działać. Spada odporność, więc dziecko staje się bardziej podatne na wszelkie uczulenia. Na dodatek kilka lat temu wycofano w Polsce tzw. próby tuberkulinowe (koszt 15 zł), czyli testy stwierdzające, czy dane dziecko jest jeszcze odporne na gruźlicę. Przy braku tego testu wszystkie dzieci w przedziale 6-7 lat są obligatoryjnie doszczepiane. Efektem może być niepotrzebna rewolucja w organizmie i długotrwały spadek ogólnej odporności, który powoduje każda szczepionka! Odradzam szczepienie przeciw różyczce. Lepiej, aby dziewczynka przeszła tę chorobę w dzieciństwie, niż została zaszczepiona (ważność szczepionek wygasa po latach) i zachorowała np. w ciąży. Zachowajmy dystans i umiar...