„Zarzucają nam, że sprzedajemy nasze ciało. A ono należy do mnie i mogę z nim zrobić, co chcę”


Katarzyna Mizera, kobieta.pl: Pierwszy raz usłyszałam o Tobie z podcastu Newonce „Dwie dupy o dupie”. Zarówno prowadzące, Julia i Ola, jak i autorka książki „Bez wstydu” Karolina Rogalska powiedziała, że jesteś ważnym głosem w dyskusji o pracy seksualnej w Polsce. Podoba Ci się ten rozgłos?

Sylvia Baudelaire: To, że jestem rozpoznawalna lokalnie spłynęło na mnie mniej więcej od połowy tego roku. Tworzę też muzykę i widzę skok też w tym obszarze. Ludzie zaczęli mnie częściej bookować i zapraszać do różnych projektów i eventów. Więc trochę się już do tego przyzwyczajam.

Zaczęło być głośniej o Tobie w kontekście muzyki czy wykonywanej pracy?

Zaczęłam wydawać muzykę mniej więcej w tym samym czasie, gdy zaczęłam pracę seksualną, mniej więcej w 2019 r. Wtedy nagrałam swój pierwszy mixtape i zaczęłam pracę w Gdańsku. Pochodzę z Białegostoku. Wyjechałam, bo moje życie było w totalnej rozsypce. Miałam długi, nie miałam żadnej pracy, zrobiłam swój coming out przed rodziną jako osoba transpłciowa. To był ciężki moment dla mnie. 

Jak na Twój coming out zareagowała rodzina?

Moja mama traktowała to jak jakąś fazę, nie brała tego na poważnie. Dotarło do niej, gdy pewnego dnia przyłapała mnie, gdy wchodziłam do auta fotografa, który proponował mi zrobienie sesji zdjęciowej. Założyła z góry, że to mój sponsor. Nie był nim, choć zaproponował mi seks. Powiedziałam mu, że nie uprawiam seksu za darmo, poza tym miał żonę. Siedzieliśmy w aucie godzinę, a on opowiadał mi, jak to nie układa mu się z nią nie układa - sztampa. Następnego dnia o 5 rano mama obudziła mnie, krzycząc, żebym się wyprowadziła. Ja to wzięłam bardzo do siebie, spakowałam się i pojechałam do przyjaciółki do Gdańska. 

Mama żałowała tych słów? Jak wygląda teraz Twoja relacja z rodzicami?

Zobacz także:

Rozmawiałyśmy o tym wielokrotnie. Przyznała, że działała w emocjach. Teraz mamy bardzo dobrą relację, wspiera mnie i sama przyznaje, że inaczej patrzy na niektóre sprawy, niż kiedyś. Czyta moje wywiady, publikacje. Widzi i słyszy perspektywę innych osób. Staje się to dla niej bardziej przyziemne, bo jak ludzie słyszą o pracy seksualnej, to myślą o jakimś micie, a to jest temat, który jest tak bardzo normalny. Odzieramy go z tej tajemniczości.

Mówisz cały czas o mamie – a Twój ojciec?

Nie wiem, czy mój tata wie, czym się zajmuję, przyznam szczerze. Gdy mama powiedziała mu o tym, kim się czuję, skwitował tylko: „tego jeszcze brakowało…”.  Może zauważa, ale pewnie wiele rzeczy wypiera, wstydzi się gadać. Odkąd mieszkam w Warszawie, nigdy nie zapytał mnie z czego się utrzymuję. Ale my nie mieliśmy dobrych relacji – nie był dobrym ojcem, używał wobec mnie przemocy. Jako dziecko porównywałam go raczej do współlokatora, a nie ojca. Nigdy nie było najmniejszej próby zrozumienia. 

Pochodzisz z Białegostoku – miejsca, które dostało łatkę najbardziej nietolerancyjnego miasta w Polsce.

W Białymstoku jest bardzo dużo osób pracujących seksualnie. Jest też bardzo dużo osób ze społeczności LGBTQ. 

A czułaś się tam bezpiecznie?

Z Białymstokiem miałam raczej tylko taki problem, że było w nim strasznie nudno. W Warszawie mogę wybierać, czy idę na burleskę, vouging czy drag show – tu żyję w kolorowej bajce. W Białymstoku był jeden klub, w którym były tęczowe czwartki i to był max queerowości. Wiedziałam, że nie będę mogła też w tym mieście funkcjonować jako transpłciowa kobieta. Zdarzały się okrzyki, spojrzenia. Raz w autobusie podszedł do mnie jeden „dresik”, przestraszyłam się, a on tylko powiedział: „Ej, słuchaj, ktoś ci tam robi zdjęcia – ja uważam, że to nie w porządku”. 

Fot. Zuza Siwek

Kiedy temat seksu oraz seksu za pieniądze zaczął cię interesować?

Bardzo wcześnie zaczęłam się interesować pracą seksualną – dużo o tym czytałam. Już jako dzieciak nie rozumiałam, co te osoby robią złego i czym zasługują sobie na nazywanie ich „szmatami, kurwami, dziwkami”. Gdy do kin wszedł film „Galerianki”, dostałam obsesji na jego punkcie. Znałam wszystkie kwestie na pamięć. Marzyłam by być taką Mileną Trecz. To były dla mnie takie polskie „Wredne dziewczyny”. Dziś uważam, że takie filmy nie pomagają i nie zwracają uwagi na ten problem, tylko działają wręcz odwrotnie – zachęcająco, tak jak podziałało to na mnie.  To samo można powiedzieć o „Dziewczynach z Dubaju”.

Z czego mogła wynikać ta Twoja fascynacja?

Byłam bardzo samotną osobą, z potrzebą bliskości. Gdy czułam się źle, doły leczyłam randkami. Na początku uprawiałam seks za darmo i to bardzo źle wpłynęło na moje samopoczucie i samoocenę. Jedne z pierwszych takich spotkań odbyły się, gdy miałam 15 lat, z dwa razy starszym facetem. Miałam wtedy obsesję na punkcie „Lolity” i romansu ze starszym facetem – gloryfikowałam i romantyzowałam to uczucie. Wtedy czułam się taka dojrzała, a teraz jak pomyślę o tym człowieku, który nie miał z tym najmniejszego problemu, to myślę, że to było straszne. Nie wygląda to tak, jak brzmi w piosenkach Lany Del Rey. Choć ja się dużo bawię moją pracę, odgrywam role z klientami, fantazjuję w kampowym stylu.

Jak to się wszystko zaczęło?

To było jakoś rok przed moją tranzycją. Pracowałam w teatrach objazdowych dla dzieci i mimo że dobrze zarabiałam, nie wystarczało to na pokrycie moich długów. Postanowiłam, że spróbuję i umówię się na płatny seks. To było straszne doświadczenie – moi pierwsi klienci zupełnie mi się nie podobali. Ale nie liczyłam na księcia z „Pretty woman” – nawet jeśli to możliwe, to prędzej spotka to cis-kobietę.

Jaki jest profil Twoich klientów?

To zazwyczaj mniej doświadczeni hetero lub biseksualni mężczyźni, którzy chcą spróbować czegoś nowego lub żonaci mężczyźni, którzy nie mogą spełnić swoich fantazji z żoną. Wiem, że nie traktują mnie jak normalną osobę, a raczej jak jakąś fantazję, zwykle zaczerpniętą z filmów porno. Są często niewyedukowani i zadają masę pytań na temat mojej tożsamości i seksualności. Myślę, że podnieca ich to, że mogą się przespać z kobietą, która ma większego penisa od nich. Oni często po spotkaniu czują potrzebę wytłumaczenia się, że to pierwszy raz i nie podniecają ich mężczyźni. Pytam ich kogo we mnie widzą, bo skoro się ze mną przespali, to znaczy, że wolą kobiety - z cipką czy z penisem.

Jesteś trochę edukatorką seksualną.

Wolałabym tego nie robić, ale mam nadzieję, że jak może dowiedzą się u źródła, to może komuś kiedyś też tak to wytłumaczą. 

Na czym polega Twoja praca?

Ja zaczęłam od escortowania, czyli spotykania się z klientami na żywo. Gdy miałam trochę gorszy finansowy okres, znajoma namówiła mnie na sekstelefon. To mnie uratowało. Zaczęłam też oferować pokazy na kamerce plus sprzedaję pakiety filmów, które można kupić na wyłączność. 

Fot. Zuza Siwek

To jest praca, w której widzisz się w przyszłości?

Ja jestem totalnie wypalona pracą seksualną. Traktuję ją jak każdą inną pracę, która pozwala mi na płacenie rachunków. To był zawsze plan B. Gdybym mogła się utrzymać z muzyki, rzuciłabym pracę seksualną w jednej chwili.

Co najbardziej denerwuje cię w postrzeganiu twojej pracy przez społeczeństwo?

Często jesteśmy wykluczani przez radykalne feministki. Dla mnie to nie jest feminizm, jeśli wyklucza kobiety. Zarzucają nam, że jesteśmy takimi happy whore, które zarabiają dużo pieniędzy i gloryfikują ten zawód. A my ciągle powtarzamy, że to ciężkie zajęcie, nie dla każdego, że bywa niebezpieczne i trzeba sobie z tego zdawać sprawę. 

Ludzie czują potrzebę umoralniania?

Tak, zarzucają nam, że sprzedajemy nasze ciało. A ono należy do mnie i mogę z nim zrobić, co chcę. Niektóre osoby po prostu zwyczajnie lubią seks. Każdy z nas używa swojego ciała do pracy. Wszyscy się sprzedajemy, bo żyjemy w kapitalizmie. A żołnierz, który za żołd sprzedaje swoje ciało, a czasem nawet życie? I żeby było jasne, nie uważam, że ta praca jest empowering. Nikt tak nie mówi. To praca jak każda inna, a ustalmy, żadna praca nie jest empowering. Boję się, że jak zacznę zarabiać z muzyki, to stanę się jej więźniem, bo nie będę już tego robić tylko z pasji. Mam nadzieję, że się to jednak nie wydarzy, bo muzykę kocham bardziej niż seks.  

Twoja muzyka, teksty są inspirowane stylem życia, który prowadzisz.

Tak, zależało mi na tym bardzo zwłaszcza na moim debiutanckim albumie „Dziewczynka tatusia”. To był mój nick na jednym z portali erotycznych, gdzie często umawiałam się z klientami. Głównie są tam teksty jak pracuję -  to próba normalizowania pracy seksualnej w mojej muzyce (np. „Barbie”, „Suka jak ja”). Zależało mi zawsze, by ludzie z mojej branży czuli tę reprezentację w świecie muzycznym, bo póki co w mainstreamie mamy kobiety, które piętnują pracę seksualną, mimo że uważają się za ikony, które przeprowadzają jakąś rewolucję seksualną w Polsce jak np. Doda czy Oliwka Brazil. To są kobiety, które z jednej strony emanują seksualnością, a z drugiej nie tolerują osób pracujących seksualnie. Doda powiedziała, że nie akceptuje sexworkingu i mówiła wiele niemiłych rzeczy o pracownikach seksualnych, „Dziewczyny z Dubaju” miały tylko nas pogrążyć. Dla mnie to hipokryzja. Sama miała przecież rozbierane sesje w magazynach. Tłumaczyła, że to sztuka, bo jest artystką, ale te zdjęcia wyglądają identycznie jak lasek, które ogłaszają się na portalach erotycznych. A moim zdaniem boi się przyznać, że też zarabiała seksem i swoim ciałem. Nie oszukujmy się, faceci, którzy kupowali te czasopisma, raczej nie myśleli o jej sztuce. Uważam, że w tym, co robię muzycznie, tworzę jakąś herstorię, queerstorie. Marzę o rewolucji w przemyśle muzycznym. Mam dość jak nas marginalizują.

Myślisz, że w Polsce jest miejsce dla Ciebie i Twojej muzyki. Czy Polska jest krajem, w którym kiedyś coś się zmieni? Myślałaś o wyjeździe za granicę?

Czuję, że za granicą jest dużo takich artystek jak ja. Myślę, że moje teksty i muzyka mają siłę przebicia. Widzę, że coś się zmienia. Jeszcze w tamtym roku miałam 100 słuchaczy. Teraz to 2 tys. i ta liczba ciągle rośnie. Spotykam ludzi, którzy znają i śpiewają moje utwory. To dopiero mój początek, ale na pewno mam szansę, by osiągnąć sukces. Moim marzeniem jest móc się utrzymywać z muzyki i żyć sobie spokojnie.

Czy zdarzały Ci się jakieś niebezpieczne sytuacje?

Nie lubię o tej kwestii mówić, bo ludzie karmią się tymi historiami. Lubią słuchać o naszych tragediach, robić z nas ofiary. Ja miałam może trzy sytuacje, które były nieprzyjemne: w stylu klient, którego musiałam wypraszać, bo był pod wpływem substancji. Poza tym zależy im na dyskrecji i przychodzą często przerażeni czy nikt ich nie nagrywa. Teraz głośno było o kolejnej sytuacji z Fabijańskim i Rafalalą (woli, żeby nazywać ją dziś Ritą). Denerwuje mnie, że psuje nam renomę nagrywając klientów. Wczoraj np. miałam klienta, który nie chciał wejść do pokoju, bo bał się, że mogę mieć gdzieś ukrytą kamerę. Ja oferuję 100% dyskrecji, bo mi zależy na mojej reputacji. Chcę żeby ludzie czuli się u mnie bezpiecznie. Myślę, że Rita zachowuje się tak, bo społeczeństwo ją skrzywdziło i dlatego jest tak pełna nienawiści. Choć to jej nie usprawiedliwia. Ja nie akceptuję tego, co ona robi. Bardziej dziwi mnie, że faceci są takimi idiotami i nadal do niej chodzą.