Miłość i władza, dwie namiętności, podobnie działają na ludzi.

To prawda. Wystarczy, żeby człowiek przyjął władczą postawę – usiadł z nogami na stole lub oparł na nim dłonie w geście „ja tu rządzę” i już automatycznie wzrasta u niego poziom testosteronu, a spada kortyzolu – hormonu stresu. Władczy ludzie czują się po prostu dobrze. Podobnie jak zakochani.

Można się uzależnić?

Od naturalnych opiatów, występujących w organizmie trudno się uzależnić. Można tylko wciąż i wciąż poszukiwać tej cudownej przyjemności, jakiej dostarczają organizmowi. Podobny mechanizm występuje w przypadku intensywnego treningu – przyzwyczajamy się do stanu przyjemności, występującego np. w czasie biegania.

A mówimy, że od miłości można się uzależnić?

Trudno to stwierdzić. Jest ona uczuciem łączącym dwoje ludzi, a zatem potrzebne jest uzależnienie z obu stron. Ale myślę, że niektórzy ludzie mogą mieć takie tendencje. Za to z pewnością można uzależnić się od władzy.

Dlaczego właśnie od niej?

Zobacz także:

Dużą rolę odgrywa mechanizm samonapędzający się. Ludzie zdobywając władzę, pragną jej mieć jak najwięcej. Czasami ten proces nie ma końca. Władza jest silniejszą namiętnością niż miłość.

Naprawdę?

Świadczą o tym badania, mówiące o długości trwania współczesnych związków. Wszystko wskazuje na to, że wkraczamy w epokę krótkotrwałych związków. Ludzie zakochani są przekonani o tym, że ich miłość będzie trwała wiecznie. Sprzyja temu literatura popularna, która opis miłości kończy schematycznym zwrotem: „I żyli długo i szczęśliwie”. Nie jest to, niestety, prawdą. Zygmunt Bauman w książce „Płynne życie” pisze, że przeciętne małżeństwo w krajach zachodnich trwa około sześciu lat. Tymczasem apetyt na władzę może trwać dziesiątki lat. Widać to na przykładzie dyktatorów, polityków.

Dlaczego emocje w miłości wypalają się szybciej niż w w przypadku władzy?

Dużą rolę odgrywają tu mechanizmy biologiczne. Z jednej strony socjobiologowie podkreślają, że jeżeli zadania reprodukcyjne zostają spełnione, namiętności powoli wygasają. Z drugiej strony namiętność wypala się wskutek, charakterystycznego dla człowieka systemu emocjonalnego. Do miłości namiętnej można, niestety, szybko przywyknąć. Kiedy kochana przez nas osoba nieprzerwanie spełnia nasze potrzeby, pomaga, odgaduje życzenia, dostarcza wzruszeń, a dzieje się tak dość długo, to system emocjonalny człowieka przyzwyczaja się do tego. I obojętnieje. Bodźce powinny się zmieniać.

Bądź miła i namiętna wobec partnera, ale czasami bądź inna, czyli jaka?

Na przykład mniej grzeczna. Bo ludzie stale poszukują innych form odczuwania przyjemności. Ostatnio psychologowie zwrócili uwagę na tzw. aleksytymię, czyli niepełną orientację we własnych emocjach. Mówiąc w skrócie: „coś czuję, ale dokładnie nie wiem co”. Staje się to coraz częściej obowiązującym stylem emocjonalnym XXI wieku.

W czym się ona przejawia?

W nieustannej zabawie, przelotnych kontaktach (po co wchodzić w głębsze relacje, skoro dokoła jest tyle dostępnych przyjemności?). Takie osoby traktują namiętność bardzo instrumentalnie, przy czym ważnym elementem miłości jest zabawa, a nie zaangażowanie. Dlatego przelotne kontakty na imprezach stają się dla takich osób synonimem miłości.

Gdyby współczesny mężczyzna miał wybrać: władza czy miłość, wybrałby władzę?

Podejrzewam, że tak. Mogę zaryzykować twierdzenie, że korzyści z posiadania władzy są o wiele większe niż z miłości. We władzy bardzo pociągające i angażujące jest poczucie omnipotencji – wszechmocy. A także tzw. iluzja kontroli. Kiedy władca sprawuje rząd dusz, nagle okazuje się, że ta władza jest iluzoryczna, bo zawsze znajdą się jacyś ludzie, którzy nie będą się jej poddawali. Dlatego władca musi zaostrzyć swój aparat kontroli. Efektem tego jest dostrzeganie coraz większej liczby podstępów. I wykrywanie ich. Może to trwać w nieskończoność, władca zawsze ma dużo roboty. Z badań wynika, że ludzie u szczytu władzy są mniej skłonni do poddawania się normom prawnym, społecznym oraz obyczajowym. Mogą przejawiać tendencje do rozwiązłości. Uważają, że skoro normy ich nie obowiązują, mogą się domagać uległości seksualnej od osób, którymi kierują. Świadczy o tym choćby afera Monicagate czy sekscesy w willi Berlusconiego.

Mówi się, że władza jest dla kobiet afrodyzjakiem.

Kobiety na pewno lubią mężczyzn mających władzę, ale nawiązują romanse z innymi. Z obserwacji małpiego świata wynika, że samice małp nie zawsze wybierają samców alfa. Tym bardziej że – jak wykazały badania – geny dominujących przewodników stada degenerują się z pokolenia na pokolenie. Dlatego przestają być oni atrakcyjni dla samic z biologicznego punktu widzenia. Biolodzy obserwują, że samice w okresie rui przechadzają się przed samcem alfa, odganiając od siebie jakiegoś niefortunnego zalotnika. Samcowi, rzecz jasna, to się nie podoba, więc zaczyna z przeciwnikiem walkę. Samica korzystając z okazji, odbywa w tym czasie kopulację z ukrytym w krzakach małpim kochankiem.

Prawdopodobnie z małpim artystą. Jaka męska namiętność, oprócz władzy i miłości do innej, może być groźna dla kobiety?

Taka, która nie liczy się z jej potrzebami. Jeżeli mężczyzna spędza całe dnie w garażu na tuningowaniu samochodu, kobieta ma prawo czuć się odrzucona.

W książce „Namiętności”, której jest pan współautorem, można przeczytać, że namiętności codziennie słabną, że nie przeżywamy głębokich emocji...

Tak, bo skutecznie robi to za nas telewizja. Zamiast przeżywać swoje emocje, robimy to z bohaterami seriali. Emocje przeżywane w ten sposób są puste, nie dają nam „kopa” do działania, nie powodują, że układamy sobie jakiegoś programu postępowania. Po obejrzeniu dramatu serialowej Marysi idziemy zrobić sobie kawę. A to prawdziwe namiętności nadają dynamikę naszemu życiu, powodują, że przekraczamy granice, wychodzimy poza własne ramy.

Czy to znaczy, że kobiety wolą obejrzeć telewizyjny romans niż przeżyć burzliwe uczucie w ramionach ognistego bruneta?

To oznacza, że tego bruneta nie zauważą albo nie wyda im się on wystarczająco atrakcyjny. W porównaniu z Rafałem z serialu.