Małgorzata Malinowska, kobieta.pl: Co mogło zawinić w przypadku śmierci mamy, która była w 22. tygodniu ciąży. Czy możemy mówić tutaj o błędzie lekarza, a może strachu, który towarzyszy lekarzom po zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej?

Kamila Ferenc, prawniczka Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny: Wydaje mi się, że w tej historii możemy mówić o tym drugim przypadku. Trzydziestolatka z Pszczyny mogłaby żyć, gdyby udzielono jej pomocy na czas i gdyby postąpiono z nią właściwie, a niewłaściwe postępowanie polegało na zaniechaniu. Zaniechaniu powodowanym strachem, oportunizmem, niepewnością, ale też było wynikiem pewnego rodzaju ogólnego podejścia do kobiet dzisiaj. Jest to związane z kryminalizacją aborcji, jej stygmatyzacją, wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, który sprawia, że kobieta zanika. Jej potrzeby, dobrostan, zdrowie, to, co się z nią stanie – wszyscy myślą o tym w ostatniej kolejności. Mam na myśli tutaj system opieki medycznej. W pierwszej kolejności wszyscy skupiają się na ciąży, żeby ją uratować, żeby płód sam obumarł i żeby nie trzeba było przerywać ciąży. Wiadomo, że nie urodzi się zdrowe czy żywe dziecko, a jednoczenie podtrzymujemy jakąś fikcję, że chronimy „życie nienarodzone”, a zupełnie zapominamy o tym, że przedłużanie żywotności ciąży bardzo często zagraża zdrowiu i życiu kobiety. To może spowodować zakażenie, krwotok wewnętrzny, sepsę. W tym wypadku wstrząs septyczny zabił kobietę. Gdyby oczyszczono jej jamę macicy, przerwano ciążę w sytuacji bezwodzia, gdy płód nie miał już szans urodzić się żywy, bo nie miał wód płodowych, a jednocześnie czekano, aż on sam obumrze. Lekarze wiedzieli o tym i nie podjęli decyzji o aborcji. To wynika z tego, że boją się odpowiedzialności karnej. Bo dzisiaj istnieje przekonanie, że odpowiedzialność karna dla lekarzy jest za to, że zrobią aborcję, a nie za to, że nie udzielą pomocy kobiecie. Wiedzą, że zaraz wstawią się za nimi rządzący, Ordo luris, wszystkie pikiety antyaborcyjne. Jeżeli pomogą kobiecie i przerwą ciążę, to być może zostaną za to ukarani i zostaną nazwani mordercami. Takie właśnie myślenie funkcjonuje dzisiaj. Natomiast lekarz nie powinien się tym kierować.

Czy możemy mówić o tym, że zeszłoroczny wyrok Trybunału Konstytucyjnego zbiera już swoje żniwo?

K.F.: Tak, zwłaszcza, że to nie była pierwsza historia. Tylko w innych historiach, my, czyli Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny byłyśmy w stanie pomóc na czas. Do nas trafiały już pacjentki, którym lekarze mówili: „Musimy czekać, aż płód obumrze, bo aborcji się nie robi, bo jest trudna sytuacja, bo wyrok…”, mimo że wiedzieli, że pacjentka może nawet nie przeżyć porodu, np. z powodu zatorowości płucnej. W takim przekonaniu lekarze żyją i przede wszystkim utwierdzają w tym pacjentki, że tak musi być. Pacjentki ufają lekarzom, zdają się na nich i czekają.

My dowiadujemy się o takich przypadkach, że lekarze nie robią nic, tylko zwlekają i czekają, a każdy dzień zwłoki jest ryzykiem dla kobiety, ale też ogromnym obciążeniem psychicznym. Wówczas wskazujemy pacjentkom inne szpitale w Polsce. Tam mają przerywaną ciążę i mogą bardzo szybko wrócić do zdrowia, zregenerować siły, rozpocząć terapię i zacząć się opiekować swoimi dziećmi, które czekają na nie w domu. Natomiast to się niestety nie udało w przypadku Pani z Pszczyny, ponieważ nie wiedziałyśmy o tej historii, aż do momentu publikacji informacji przez prawniczkę jej rodziny.

Co Pani radzi kobietom, które są w sytuacji podbramkowej i nie mogą liczyć na pomoc ze strony lekarzy, do których się zgłaszają?

K.F.: Mamy bazę szpitali, lekarzy ginekologów i lekarzy psychiatrii, którzy konsultują, wystawiają odpowiednie zaświadczenia, przyjmują i działają bardzo szybko. My nie udostępniamy tej bazy, ponieważ nie chcemy narażać tych lekarzy na pikiety antyaborcyjne. Każdej pacjentce przekazujemy odpowiednie informacje, instruujemy, gdzie pojechać, wybieramy szpital najbliżej jej miejsca zamieszkania, podpowiadamy, jak umówić się na taką wizytę, jakie dokumenty przygotować.

Chcę zaapelować do kobiet. Jeżeli którakolwiek kobieta w ciąży będzie czuła, że jej życie lub zdrowie jest zagrożone, podajemy na naszej stronie i Facebooku numery do nas (+48 663 107 939, +48 501 694 202), na które można dzwonić o każdej porze dnia i nocy. My w takich sytuacjach będziemy działać bardzo szybko. Nie pozwolimy na to, aby jeszcze jakakolwiek kobieta z takiego powodu umarła. Zachęcamy też, żeby pisać do nas z podobnymi historiami. Jeżeli któraś przeżyła coś podobnego lub jej bliska osoba zmarła w ten sposób, musimy to nagłośnić. Musimy stworzyć czarną księgę takich historii, które będą dowodem na to, że państwo zabija własne obywatelki poprzez stworzenie tak restrykcyjnego prawa, poprzez zastraszanie lekarzy, tworzenie nacisku i presji wokół lekarzy i wokół aborcji, że tracą na tym kobiety.

Zobacz także:

Podsumujmy zatem, w jakich przypadkach kobieta w Polsce może legalnie dokonać aborcji, a kiedy grozi jej za to kara.

K.F.: Kobieta może przerwać ciążę z każdego powodu i nie będzie nigdy za to karana, tylko musi korzystać z metod poza polskim systemem. Mówimy tutaj o wyjeździe za granicę w celu przerwania ciąży czy zamówieniu tabletek do domu. Natomiast jeżeli kobieta chce mieć aborcję w polskim szpitalu, to może mieć ją wyłącznie wtedy, kiedy ciąża jest wynikiem czynu zabronionego, na przykład gwałtu. Kiedy jej życie lub zdrowie jest zagrożone. Uwaga, chodzi tu o zagrożenie zarówno bezpośrednie jak i pośrednie, czyli kobieta nie musi mieć krwotoku tu i teraz. Wystarczy, że to ryzyko jest bardzo duże i może wystąpić w najbliższej przyszłości. Wtedy na podstawie tej przesłanki wciąż obowiązującej, lekarze muszą minimalizować to ryzyko. Kolejnym wskazaniem do aborcji jest zagrożenie zdrowia psychicznego pacjentki. Jej stan się pogarsza, wpada w coraz większą depresję, bo na przykład jest w ciąży z ciężkimi wadami płodu, wie, że płód nie ma czaszki lub nie przeżyje porodu. Nie jest sama w stanie udźwignąć tego psychicznie. To też jest podstawa do przerwania ciąży w Polsce. Takie aborcje w zeszłym roku odbywały się. Według naszej kalkulacji było ich około 300 , a może nawet więcej. Ciągle aborcja w Polsce jest możliwa, natomiast trzeba mieć odpowiednie informacje.

No właśnie, chyba w tym temacie też jest duża luka.

K.F.: Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny ułatwia dostęp do takich informacji, a także wspiera prawnie i emocjonalnie. Pomagamy wszystkim, którzy zwracają się do nas o pomoc.

Walczymy też o zmianę systemową. Chcemy, żeby każdy lokalny szpital potrafił udzielić takiej pomocy pacjentce, żeby traktował ją z szacunkiem, dawał pełnię informacji, wspierał ją w trudnych sytuacjach i traktował jej dobro jako priorytet.

Co musiałoby się wydarzyć, żeby w sprawie aborcji w Polsce zmieniło się coś na lepsze? Czy jest na to jakaś szansa?

K.F.: Musi się wydarzyć ogromna presja społeczna na polityków, zwłaszcza tych rządzących. Musi się wydarzyć presja wyborcza. Zakaz aborcji może też zabić wyborczynię PiS-u. Ona musi sobie z tego zdawać sprawę. Liberalizacja prawa aborcyjnego nie polega na tym, że nagle katoliczki zostaną zmuszone do aborcji, a ciąże nie będą chronione. Absolutnie nie. Liberalizacja będzie polegała na tym, że jeżeli taka katoliczka w ciąży podejmie decyzję, że aby ratować siebie, swoją psychikę albo swoje zdrowie lub życie, będzie potrzebowała przerwać ciążę, bo na przykład w domu czekają na nią małe dzieci, to będzie mogła to bezpiecznie i bez oceniania zrobić w polskim szpitalu. O to właśnie walczymy. O dostępną, darmową aborcję dla każdej kobiety bez względu na jej poglądy, bez względu na wyznawaną wiarę. Jeżeli wyborcy wszystkich partii politycznych w Polsce zaczną naciskać na swoich przedstawicieli, będą do nich dzwonić, pisać, podpisywać petycję, jeżeli będą dalej liczne zgromadzenia, wtedy mamy szansę wprowadzić prawo, które będzie gwarantowało to bezpieczeństwo dla kobiet. My nie możemy pozwolić osobom sprawującym władzę, uniknąć odpowiedzialności, bo tak naprawdę to ich decyzje polityczne, często bardzo cyniczne, doprowadziły do tej sytuacji.

Teraz trwa teatr pod tytułem: „Robimy kontrole, ale pewnie to zwykły błąd lekarski. My dbamy o kobiety”. Brak na to dowodów. Na razie kobiety albo umierają albo ryzykują życie. Nikt się tym z obozu rządzącego nie przejmuje.

Przeczytaj także: