Oślepia nas słońce, ale mimo to przez okienko samolotu niecierpliwie wypatrujemy Sardynii. Jest! W dole bieleją wstążki plaż, odcinające się od turkusowozielonego morza łagodnie oblewającego wyspę. Mój mąż Marek próbuje przez szybę zrobić zdjęcie. – Jak w raju! – wołamy równocześnie. To nasza pierwsza podróż na Sardynię.

Samolot wolno opada, już widać lotnisko w Olbii. Zerkam do przewodnika: nazwa miasta pochodzi od greckiego słowa olbius i oznacza „szczęśliwe miasto”. Początek wakacji zapowiada się więc wyśmienicie. Stąd jest zaledwie 40 km do Costa Smeralda, czyli Szmaragdowego Wybrzeża – mekki bogaczy z całego świata. Zamierzamy spędzić urlop niedaleko miasteczka Palau na Capo d’Orso (Niedźwiedzim Cyplu). Biuro podróży zapewnia nam przewóz z lotniska do hotelu. Krajobrazy, które podziwiamy z okien busa, zapierają dech w piersiach. Droga wije się brzegiem morza: w dole widzimy plaże, przepiękne wille i rezydencje ukryte wśród palm, ligustrów i gigantycznych krzewów mirtowych. Mając do wyboru pokój i apartament z aneksem kuchennym, wybieramy to drugie. Niedaleko mamy plażę oraz basen i ogród z kwitnącymi oleandrami.

W sąsiedztwie niedźwiedzia

Pierwszy dzień spędzamy na przyjemnościach: na zmianę wygrzewamy się na plaży i pławimy w Morzu Śródziemnym. Dobrze, że w ostatniej chwili spakowałam do walizki maskę, fajkę i płetwy. Pływanie w tak krystalicznej wodzie to czysta rozkosz! Przyglądam się czarnym jeżowcom żyjącym na podwodnych skałach. Marek jest znacznie mniej aktywny – buja się na falach na materacu.

Palau wprost rozkwita w letnim sezonie. Już wiemy, skąd Niedźwiedzi Cypel wziął swoją nazwę: tworząca go klifowa skała po prostu przypomina kształtem to zwierzę. Sercem miasteczka są port i malownicza Via Capo d’Orso – ulica, przy której znajduje się upatrzona restauracja. Najwyższy czas bowiem posmakować wyspiarskiej kuchni. Zamierzamy wspomóc się rozmówkami polsko-włoskimi, bo Sardyńczycy – choć mają swój własny język, mówią, oczywiście, przede wszystkim po włosku.

Kuchnia bez sardynek

W jadłospisie tej restauracji figuruje wiele dań z owoców morza i z ryb, ale... wcale nie są one podstawą tradycyjnej sardyńskiej kuchni! Nawet sardynki, które zawdzięczają nazwę wyspie, nie są tu najważniejsze! Rdzenni mieszkańcy zdecydowanie wolą kozie, wieprzowe czy jagnięce mięso. Niechęć wyspiarzy do morza i jego owoców wynika z burzliwej historii. Starzy Sardyńczycy mają powiedzenie: „Kto przybywa morzem, chce nas ograbić”…

Zanim jednak na stół wjadą wybrane przez nas potrawy, dostajemy antipasti, czyli przystawki. Królują oliwki w zalewie solnej, przyprawione koprem włoskim lub podsmażane na oliwie z czosnkiem, siekaną natką i octem. Do tego dostajemy chleb pszenny z grilla. – Mmm, pycha, a jak pachnie – zachwyca się Marek. Wszystko popijamy winem (vino di cassa). Obfity posiłek kończymy kieliszkiem lokalnego likieru mirtowego (liquore di mirto). Humor psuje nam jedynie wysokość rachunku (prawie 80 euro), ale pocieszamy się, że przez kolejne dni będziemy gotować w apartamencie. Palau to jeden z kurortów Costa Smeralda, uznany za najpiękniejszy na całej Sardynii. Według legendy to tu narodził się wiatr. Wciągamy do płuc ciepłe powietrze. Czuć w nim zapach rozmarynu, lawendy i mirtu...

Jeszcze w latach 50. XX wieku Sardynia była najbiedniejszym rejonem Włoch. Turystyczną perełką stała się dzięki konsorcjum powołanemu przez arabskiego księcia Karima Agi Khana (główną zasadą jego działania były inwestycje w zgodzie z naturą). W poszukiwaniu spokoju przyjeżdżają tu najwięksi tego świata: koronowane głowy, aktorzy, muzycy, sportowcy i politycy z pierwszych stron gazet. Wielu z nich posiada luksusowe jachty, których białe sylwetki podziwiać można w marinie.

Zobacz także:

Kościuszko na wyspie

Czas zobaczyć te „szmaragdowe” luksusy. W recepcji załatwiamy wynajem samochodu. Rano czeka na nas fiat punto. Przedstawiciel wypożyczalni, czarnowłosy Stefano, tryskając energią, pyta, skąd jesteśmy. – Polacco? – upewnia się, czy dobrze zrozumiał, a potem próbuje łamanym angielskim: – You polacco, cziempion, car, Kosiuszko. – Patrzymy na niego jak na wariata: za czasów Tadeusza Kościuszki nie było samochodów! Stefano nie poddaje się jednak i ze swojej teczki wyszarpuje gazetę sprzed kilku miesięcy. Wczytujemy się w artykuł ze zdjęciem młodego człowieka na tle rajdowego auta. Okazuje się, że to Michał Kościuszko, kierowca z Krakowa, który w maju tego roku jeździł w Rajdzie Sardynii. Swoim suzuki swift wywalczył klasyfikację do rajdowych mistrzostw świata juniorów. Choć jeszcze chwilę wcześniej nic nie wiedzieliśmy o sukcesie Kościuszki, to teraz jesteśmy dumni z rodaka.

Ruszamy do kurortu dla bogaczy Porto Cervo (20 km na wschód od Palau). Zmierzamy do centrum tego urokliwego miasteczka. Zaprojektował je wybitny francuski architekt Jacques Couelle (przyjaciel Salvadora Dali i Pabla Picassa). Wizytówką jego stylu w mieście jest hotel Cala di Volpe, który przypomina z zewnątrz starą sardyńską wioskę rybacką. W środku zaś zaskakuje współczesną surrealistyczną architekturą. Budowlę podziwiamy z daleka, nie stać nas nawet na wizytę w barze, a co dopiero na nocleg w tak ekskluzywnym miejscu. Robimy sobie zdjęcia przed stojącymi przy głównym placu eleganckimi budynkami z fasadami w pastelowych kolorach. W popołudniowym słońcu przechadzamy się po wąskich uliczkach, zanurzamy w ich plątaninę. Właśnie skończyła się sjesta: właściciele sklepów powoli je otwierają, na ulice wylegają miejscowi i turyści. Wspinamy się na królujące nad przystanią wzgórze, do kościoła Stella Maris (Gwiazda Morza). W głównym ołtarzu świątyni podziwiamy słynny obraz Mater Dolorosa pędzla El Greca. Ogromne muszle z Polinezji pełnią tu funkcję chrzcielnicy.

Prehistoryczne głazy

Kolejne dni spędzamy na plaży. Opalamy się, nurkujemy. Znużeni monotonią wybieramy się do następnego „szmaragdowego” kurortu. Miasteczko Baia Sardinia (ok. 15 km na wschód od Palau) jest tak samo drogie i luksusowe jak Porto Cervo. Leży nad zatoką Arzachena, słynie z pięknych, rozległych piaszczystych plaż. Kierujemy się do pobliskiego parku wodnego Aquadream. Jest największy na wyspie. Tak potężnych zjeżdżalni nie widziałam nigdzie w Polsce.

Po wodnych rozrywkach chcemy zobaczyć najbardziej charakterystyczne dla Sardynii budowle – megalityczne nuragi. Wybudowane z granitowych bloków (bez użycia zaprawy murarskiej), wyglądem przypominają ścięte stożki. Do dziś uczeni nie wyjaśnili, jakim celom służyły. Rozsiane są po całej wyspie – jest ich ok. 7 tysięcy, a pochodzą z XV wieku p.n.e. Najbliższe znajdują się w okolicy miasteczka Arzachena, mniej więcej 14 km od Baia Sardinia. – Ciekawe, jak ci prehistoryczni osadnicy przenosili te głazy – zastanawia się Marek. – Bez dźwigów, bez nowoczesnych maszyn… To musieli być prawdziwi olbrzymi! – W okolicy Baia Sardinia znajduje się też najsłynniejsza sardyńska dyskoteka Ritual, mieszcząca się w granitowej grocie.

Chętnie spędzilibyśmy wieczór na tańcach, ale o wejściu do Ritual nie ma co marzyć: to dyskoteka VIP-ów i gwiazd, trzeba mieć zaproszenie. Dlatego wybieramy się do centrum Palau potańczyć w dyskotece przy basenie w hotelu Posada. Z wypoczywającymi tam rodakami bawimy się prawie do rana. – Szkoda, że w Polsce tak rzadko chodzimy potańczyć – stwierdza mój mąż, gdy próbujemy złapać oddech przy barze.

Z wizytą u Magdaleny

Po szalonych piruetach i wygibasach postanawiamy zrobić sobie krótki spacer. Miasteczko nawet przed świtem tętni życiem. Przy jednej z uliczek odkrywamy uroczy sklepik z pamiątkami. Moją uwagę przyciągają srebrne przedmioty na agrafkach, wyglądające niczym zaparzaczki do herbaty. Właściciel najpierw nie rozumie, a później skręca się ze śmiechu, gdy pytałam o cenę tych przyrządów do parzenia herbaty. Ocierając łzy, wyjaśnia, że to tradycyjna sardyńska biżuteria. Z okazji świąt kobiety przypinają srebrne guzy do mankietów swoich ozdobnych wdzianek. Tak go rozbawiłam, że zawołał znajomego z sąsiedniego sklepu, by na gorąco opowiedzieć mu całe zdarzenie. Obaj panowie rechoczą donośnie, a mnie jest wstyd z powodu mojej ignorancji. Sklepikarz nie pozwala mi wyjść. Wskazuje gablotkę z kolczykami i prosi, bym coś wybrała. Spodobały mi się drobniutkie kolczyki w kształcie kiści winogron. Gdy chcę płacić, właściciel wyjaśnia, że to dla mnie prezent!

Z Palau warto wybrać się w krótki rejs statkiem na wyspy Arcipelago della Maddalena. Statki odpływają stąd na największą wyspę mniej więcej co kwadrans, a sama przeprawa trwa ok. 20 minut. Płyniemy na Isola Budelli, słynnej ze Spiaggia Rosa, czyli różowej plaży. Nie można, niestety, opalać się na niej ani spacerować, bo znajduje się na terenie objętym ochroną, jak zresztą cały archipelag, który jest parkiem narodowym. Łamiący zakaz mogą spodziewać się wysokich kar. Plażę można obejrzeć jedynie z pokładu statku. Wychylamy się więc niebezpiecznie przez burtę, by chociaż na jednym zdjęciu uwiecznić łososiowy kolor piasku plaży rozsławionej przez film Michelangela Antonioniego „Czerwona pustynia”.

Na ostatnią wycieczkę przed powrotem do Polski wyruszamy wzdłuż północnego wybrzeża w kierunku Santa Teresa di Gallura (ok. 25 km na zachód od Palau). To najdalej na północ wysunięty punkt wyspy. Stąd już widać białe skały Korsyki. Podziwiamy je i jedziemy dalej ok. 30 km do... raju, a właściwie na Costa Paradiso (Rajskie Wybrzeże). Droga nie biegnie nad samym morzem, lecz przez gęstwinę jałowców, mirtów, żółtego żarnowca. Dziki krajobraz urozmaicają ogołocone do samego pnia dęby korkowe. Z ich kory robi się korki do butelek i beczek. Docieramy do urokliwej plaży Spiaggia di Rena Maiore. Kuszą nas przezroczyste wody zatoki, więc przerywamy wyprawę na krótką kąpiel. Z plaży widać malutką wyspę Isola Rossa. – Ależ romantycznie – wzdycham, a mój mąż, zwykle realistycznie podchodzący do życia, przyznaje mi rację. Chcemy zapamiętać ten widok, by przywoływać go w zimowe wieczory. Wiemy, że na Sardynię na pewno wrócimy. Nie widzieliśmy jeszcze południa wyspy, różowych flamingów, niesamowitych jaskiń, surowego piękna, najbardziej dzikiego regionu Barbagii ani słynnych murali (malowideł o tematach politycznych i społecznych) w Orgosolo.

INFORMACJE PRAKTYCZNE

  • PRZEKROCZENIE GRANICY – do wjazdu na tę włoską wyspę na Morzu Śródziemnym wystarczy dowód osobisty
  • WALUTA – euro
  • WYNAJEM SAMOCHODU – ok. 65 euro/doba
  • ATRAKCJE TURYSTYCZNE:
    Park Aquadream Baia Sardinia, Sassari – czynny od 10.00 do 18.00, bilet 18 euro (12 euro ulg.)
    Przeprawa promowa na Arcipelago della Maddalena – statki odchodzą w sezonie od godz. 6.00 do 24.00 co 15–30 minut, bilet 2,30 euro w jednąstronę
    Zwiedzanie stanowisk archeologicznych Arzachena – bilet do jednego obiektu 2,5 euro od czerwca do września od godz. 9.00 do 19.00