COLIN ANDREW FIRTH
Urodził się 10 września 1961 r.
Znak Zodiaku: Panna
Męski, wysoki (187 cm wzrostu)
Oczy: brązowe (smutne)
Włosy: kręcone, ciemny brąz (dziś lekko siwiejące)
W wolnych chwilach gra na gitarze.

Wzdycha do niego wiele kobiet. Angielki uznały go za najprzystojnieszego Brytyjczyka. – To bardzo przyjemne, choć przyznaję, że ja tych pań nie rozumiem – mówi sam zainteresowany. Cóż, Colin Firth jest powściągliwy. Nie darmo uosabia na ekranie wzór angielskiego dżentelmena! Pochodzi z niezamożnej, ale tzw. dobrej rodziny: jego dziadkowie byli misjonarzami, m.in. w Indiach i Afryce, ojciec uczył historii, matka – religii. Colin odebrał staranne wychowanie, ale dla siebie chciał innego życia. – Żaden z moich kolegów nie miał ochoty wyrosnąć na „tweedowego sztywniaka” – wspomina czasy dorastania, gdy pragnął zostać gitarzystą. – Marzyliśmy o tym, by uwalić się jak dzikie norki i rzępolić punkowe numery. Przed sztywniactwem uchroniło go aktorstwo, niemniej pozostał rozsądny, dyskretny i opanowany, jak na Brytyjczyka przystało. Na szczęście niepozbawiony romantyzmu.

CHATA Z DREWNIANYCH BALI
Serce ma czułe i gorące. Co prawda, zakochuje się w godzinach pracy, w kobietach z branży, lecz za to – od pierwszego wejrzenia. Pierwszy raz przytrafi ło mu się to, gdy zobaczył Meg Tilly, swoją partnerkę w fi lmie „Valmont”. Była to tzw. trudna miłość. Meg miała już dwoje dzieci i pokręcone życie za sobą: straszliwą biedę na kanadyjskiej prowincji, głód oraz poważny uraz do mężczyzn, w dzieciństwie bowiem była molestowana seksualnie.
Firth podjął to wyzwanie. Wyjechał z nią do USA, a potem – gdy zapragnęła odpocząć od blichtru – zamieszkał w leśnej głuszy, w kanadyjskiej posiadłości u podnóża gór. Tam urodził się William, ich najstarszy syn – dzisiaj 21-letni. Wkrótce parze skończyły się pieniądze, więc Colin, by utrzymać rodzinę, dorywczo pracował jako stolarz. Starał się, ale źle znosił takie życie. Był młody, pragnął pracować w zawodzie. Niestety Meg nie chciała słyszeć o powrocie do cywilizacji. Wyjechał więc do Anglii sam, ale gdy tylko mógł, dzwonił do Kanady, by czytać dzieciom bajki na dobranoc. A kiedy jako aktor nie miał zajęcia, wracał do lasu. Miotał się tak miesiącami, aż Meg podjęła decyzję: „Ty będziesz robił karierę w Anglii, ja zostaję”.
– Rozstanie z synem było dla Colina strasznym przeżyciem – opowiada siostra aktora, Kate. – Ale mój brat musiał wybrać między życiem rodzinnym na odludziu w chacie z drewnianych bali a pracą. A to jest człowiek z miasta. Rodzina bała się wtedy o niego.
– Colin świetnie umie płakać na ekranie, ale nie w życiu... – opowiada Kate.
Pomimo wszystko udało mu się zachować dobre stosunki z Meg. Kiedy ostatnio został nagrodzony Złotym Globem, poświęciła mu na swoim blogu wiele ciepłych słów.

TRAFIŁ WE MNIE GROM
Firth niedługo był sam. Wkrótce związał się – co prawda, na krótko – z Jennifer Ehle, partnerką z „Dumy i uprzedzenia”. Aż wreszcie poznał Ją: Livię Giuggioli. Ta włoska piękność jest z wykształcenia reżyserką, dokumentalistką. Spotkali się w Kolumbii, podczas kręcenia serialu. Ona pracowała w produkcji, on był już gwiazdą.
– To było jakby trafił we mnie grom, miłość od pierwszego wejrzenia. I pożądanie – wspomina aktor.
Pobrali się przed 14 laty w Toskanii.
– Najbardziej szaloną rzeczą, jaką zrobiłem w imię miłości, był ślub – bo bardzo bałem się małżeństwa. Ale też chciałem być po prostu uczciwy – opowiada.
Dziś żyją z Livią na dwa domy: głównie w Londynie, ale też we Włoszech. Ich dzieci, 10-letni Luca i 8-letni Mateo, urodziły się w Rzymie. Firth wsiąkł w kulturę śródziemnomorską. Nauczył się mówić po włosku tak płynnie, że bez problemu porozumiewa się z rodziną żony. Uwielbia włoski harmider i poczucie wspólnoty, które z początku go dziwiło.
– Gdy zdecydowaliśmy się być razem, musiałem przedstawić się ojcu Livii. Nigdy wcześniej nie znałem 26-letniej kobiety, która mieszkałaby z rodzicami! – opowiada. Pokochał ich życie rodzinne.
– Jestem żonaty z Włoszką, która fenomenalnie gotuje, a przy tym robi to w uporządkowany sposób. Ilekroć ja się za to biorę, w kuchni powstaje skandaliczny bałagan. Co prawda, lubię myśleć, że wyniki moich wysiłków są OK, ale sam proces „tworzenia” jest dość przerażający – żartuje.
Firth mówi, że czuje się w małżeństwie spełniony, lecz nie chce zwierzać się ze swojego życia prywatnego gazetom. – Nie jestem otwartą księgą – zastrzega.

EKOLOGICZNY SUPERROWER
Livia zrezygnowała z ambicji zawodowych, zajmuje się głównie wychowywaniem dzieci i wspieraniem męża. Chociaż nie tylko: niedawno otworzyła wraz z bratem ekologiczny sklep w Londynie. Firth jest jednym z jego udziałowców, Livia – dyrektorem kreatywnym. Kupicie u nich produkty zrobione z przetwarzalnych materiałów. Jakie? Na przykład bambusowy rower za prawie 4 tysiące funtów, którego metalowe części pochodzą z recyklingu. Do tego dizajnerski kask w kolorach naturalnych (295 funtów). Czasem bywają też komputery w drewnianej obudowie, a jeśli ich zabraknie, możecie zadowolić się pendrivem w okładzinie z bambusa (25 funtów). A zresztą, same zajrzyjcie na stronę: www.eco-age.com! O dziwo, aktor mówi, że nie czuje się „ekologicznym bohaterem” – jak to określił. Po co mu więc taki sklep? Odpowiada bardzo serio: – Jako konsument ponoszę odpowiedzialność (za niszczenie środowiska; red.). Czuję się jednak fi nansowo na tyle uprzywilejowany, że mogę pomóc, zrobić coś, zaangażować się, zainwestować pieniądze.
Poza tym: czego się nie robi dla rodziny? Nasz Anglik naprawdę musiał poczuć się częścią swej włoskiej familii.

PAMIĘTNIKARZ I MELOMAN
Colin Firth to naprawdę ciekawy facet. Z czasów, gdy jako dziecko mieszkał z rodzicami w Nigerii, została mu wrażliwość na problemy słabszych. Kilka lat temu protestował przeciw deportowaniu z Anglii grupy kongijskich imigrantów, wspierał też organizację walczącą o przetrwanie ludów pierwotnych. To trudne sprawy, które on traktuje bardzo poważnie. Samego siebie – raczej z przymrużeniem oka. Znajomym mówi na przykład tak: „Jeśli chcesz zarobić mnóstwo pieniędzy albo wygrać wybory, przyjdź do mnie po radę, a potem zrób dokładnie na odwrót”. Sławą też nie przejmuje się za bardzo.
– Nie jestem taki znowu sławny. Na wielkich festiwalach filmowych czeka na mnie tłumek fotoreporterów, ale oni też muszą z czegoś żyć – pokpiwa.
Firth sądzi, że największą jego wadą jest brak cierpliwości, a główną cechą – obsesyjna potrzeba precyzji. Największa słabość zaś, prócz synów, to welwetowe marynarki, których ma mnóstwo... O stresie zapomina, pisząc pamiętnik i słuchając muzyki Mozarta.
Tak widzi siebie: „Jestem facetem około pięćdziesiątki. Spokojnym mężem, zakochanym w żonie, i bardzo oddanym ojcem. Sporo pracuję, ale co tam ze mnie za gwiazda?”. I jeszcze jedno: to Europejczyk w każdym calu. Nie marzy, by za wszelką cenę zrobić karierę w Ameryce. – Mam szczęście, bo jako dobrze wykształcony Brytyjczyk dostaję dobre propozycje w Anglii – mówi z godnością.

PAN DARCY I KOBIETY
  „Moja matka, moja żona i Jane Austen” – wypalił, pytany o kobiety swego życia. Austen, autorce dziewiętnastowiecznych angielskich powieści, zawdzięcza karierę. Większość z nas zobaczyła go na ekranie po raz pierwszy w serialu „Duma i uprzedzenie”, nakręconym na podstawie jej książki. Grał w nim Fitzgeralda Darcy’ego – dumnego arystokratę. Był znakomity: na pozór zarozumiały i sztywny, w rzeczywistości czuły i dobry. Jakże on kochał i cierpiał! I świetnie przy tym wyglądał, szczególnie jeżdżąc konno lub paradując w mokrej, opinającej muskuły koszuli. – Ta rola ciągnie się za mną jak łupież... – wybrzydza dzisiaj aktor. Rozumie jednak, że uczyniła z niego gwiazdę. – Po premierze kobiety mdlały na ulicach na widok Colina – wspomina Helen Fielding, autorka „Dziennika Bridget Jones”.

  Fielding to kolejna dama, której Firth wiele zawdzięcza. Pisarka oglądała serial i właśnie Firtha wyobrażała sobie, opisując mężczyznę odpowiedniego dla Bridget. Nazwała go Mark Darcy. I zażądała od twórców filmu, żeby to Colin go grał. Przygody Bridget okazały się światowym hitem i aktor wkrótce mógł przebierać w scenariuszach. A także zgarniać laury za swą pracę: minionej zimy nagrodzono go Złotym Globem i Oscarem.