"Nie mam z nimi nic wspólnego" 

"Będziemy tworzyć mity czy mówić prawdę? Mit zawsze wygrywa z prawdą” - takimi słowami zaczyna się biografia Jana Englerta – aktora, reżysera, profesora. Kamila Drecka to chyba pierwsza osoba, której udało się stworzyć pełny obraz Englerta. Skąd to wiemy? Przede wszystkim stąd, że nie mamy do czynienia z tradycyjną biografią. "Bez oklasków" to wywiad-rzeka, w którym Englert otwiera się na tematy, których wcześniej nie poruszał w mediach. To jednak dalej on ma kontrole i decyduje, kiedy powiedzieć "stop". Nie dowiadujemy się dlatego za wiele np. jego matce. Aktor o całej swojej rodzinie mówi bardzo ogólnikowo.

Nie wiem, czy potrafiłbym opowiadać o  swojej matce. Nie chcę się tym dzielić z nikim. Jest chyba jedyną znaną mi osobą, która wyznawane przez siebie zasady realizowała do końca życia. A jeśli zapytałaby mnie pani o rodzinę, musiałbym panią rozczarować – nie mam z nimi nic wspólnego. O tych ludziach nic pani nie opowiem. 

Jan Englert przyszedł na świat 11 maja 1943 r. Dwa lata przed zakończeniem wojny. Dorastać przyszło mu w zburzonej Warszawie. Mówi, że widok powojennych ruin na zawsze zapadł w jego pamięci. Wychowaniem aktora zajmowała się głównie jego matka i dziadkowie. Wracając wspomnieniami do czasów dzieciństwa Englert przyznaje, że jego rodzina składała się na silne kobiety i dziwnych mężczyzn. Z ojcem Andrzejem nigdy nie nawiązali bliższej relacji. W dorosłym życiu widywali się rzadko, a kiedy już dochodziło do spotkań, okazywało się, że nie mają ze sobą o czym rozmawiać. 

Ojciec zjawia się w domu sporadycznie. Jest jak Święty Mikołaj, bo jego pojawieniu się towarzyszą prezenty. J. nic nie rozumie, ale coś przeczuwa. Z okruchów rozmów, spojrzeń, podsłuchanych kłótni wie, że coś się stanie. Ale kiedy rodzice się rozwiedli, nie wie. - pisze o sobie Englert.  

Alkohol na planie, romanse i teatr 

Englert swój aktorki debiut zaliczył jeszcze w dzieciństwie. W 1956 r., jako trzynastolatek dostał rolę w "Kanale" Wajdy. Dzisiaj wspomina, że było to spełnienie marzeń, chociaż kosztowało go  zazdrością  ze strony kolegów z klasy. Później przyszły egzaminy do szkoły teatralnej. Naukę w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej ukończył w 1964 r. Na przełomowe role musiał jednak poczekać jeszcze kilka lat. Mówi, że jego kariera tak naprawdę rozpoczęła się od "Kolumbów" i "Notesu".  

Początki w teatrze wspomina różnie - z jednej strony mówi, że był dla niego domem, a z drugiej miejscem z precyzyjnie skonstruowaną hierarchią. "Te stare teatry były naładowane rywalizacją, zazdrością, romansami, skandalami, tam to wszystko buzowało. Inna sprawa, że teatr był dla nas naprawdę domem, kuchnią, sypialnią, salonem, toaletą i pralnią. Wszystkim".  Aktor nie ukrywa, że sam nie był święty. Szczególnie na planach filmowych i szczególnie w kwestii alkoholu. "Każdy coś ze sobą nosi", pisał w biografii. Zdarzyło mu się nawet wystąpić przed kamerą, kiedy był kompletnie pijany.  

Byłem nieźle wstawiony, miałem spierzchnięte usta. Ale co znaczy silna wola! Moje pojawienie się zostało przyjęte bez komentarzy, ale kiedy tę scenę zobaczyłem na ekranie, to przecież widziałem, że byłem urżnięty.  

 

Beata Ścibakówna i Jan Englert – romans, którego nie było 

Romans Beaty Ścibakówny i Jana Englerta był szeroko komentowany nie tylko w mediach. Ją oskarżano o to, że rozbiła rodzinę, a jego o to, że zostawił żonę i trójkę dzieci dla młodszej o 25 lat kobiety, która dodatkowo była jego studentką. Englert z pierwszą żoną, Barbarą Sołtysik, poznał się w Szkole Teatralnej. Ślub wzięli po kryjomu, w wieku 18 lat. Później przyszły dzieci - Tomasz i bliźniaczki Katarzyna i Małgorzata. To był intensywny czas dla aktora. "Kolumbowie" odnieśli wielki sukces, a on stał się gwiazdą. Układ był taki, że Englert będzie rozwijał karierę, a Sołtysik zajmie się wychowywaniem dzieci. 

Przez te lata mnóstwo pracowałem i w ciągu roku byłem w domu najwyżej ze trzy miesiące. Byłem mocno zajęty w filmie, w teatrze, a potem jeździłem po świecie z  przedstawieniami. Kiedy dzieci dorastały, nie uczestniczyłem w ich problemach, a pewnie wtedy byłbym najbardziej potrzebny - mówi dzisiaj aktor przyznając, że był nieobecnym ojcem. 

Wszystko zmieniło się, kiedy na egzaminie do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej pojawiła się młoda blondynka. "Wchodzi siedem pięknych dziewczyn, a  łapiemy się na tym, że patrzymy wszyscy tylko na jedną z nich" - mówi dzisiaj o żonie Englert. Ich związkowi nikt nie dawał szans. Ścibakówna była tą, która zabrała ojca i męża rodzinie. Na domiar złego była zaledwie dwa lata starsza od syna aktora. O dziwo związek Englerta i Ścibakówny nie zaczął się tak burzliwe i namiętnie, jak pisały o tym media. 

Zobacz także:

To sprawka tabloidów, które również mnie zarzucały, że porzuciłem żonę i  trojkę dzieci. Ale już nie wspominały, że  taką mieliśmy umowę z  pierwszą żoną, że rozwiedziemy się, kiedy dzieci będą dorosłe i samodzielne. Tak się umówiliśmy i tego dotrzymaliśmy. 

 

Pobrali się w 1995 r. Ślub nie sprawił jednak, że o ich związku przestano dyskutować. Dzisiaj aktor przyznaje, że jego druga żona zapłaciła zawodowo wyższą ceną niż on. Nie dość, że była posądzana o rozbicie rodziny, to jeszcze Englert zaczął powierzać role innym aktorkom, żeby nie być oskarżany o nepotyzm. Pomimo ciężkich początków ich związek przetrwał, a w tym roku świętowali 26. rocznicę ślubu. 

"Czasami myślę o śmierci"  

Dzisiaj Englert ma 78 lat, z czego ponad pięćdziesiąt spędził na scenie.  W autobiografii "Bez oklasków" aktor nie tylko podsumował swoje życie, ale także wyjawił prawdę o swoim stanie zdrowia. 

(...) niedawno wykryto u mnie, jak się okazało, wieloletnie znalezisko, tętniaka w  aorcie szyjnej. Poinformowano mnie, że w moim wieku już się go nie rusza.

Englert nie boi się jednak śmierci. Sam przyznał, że jedyne co może zrobić, to modlić się o szybką i zdrową śmierć. "Umrzeć zdrowym. To byłoby fantastyczne. Wiem, że to jest straszne dla bliskich, którzy zostają, ale dla klienta – idealne".