Tamtejsza prasa donosi, że Rihanna prawie nie opuszczała pokoju hotelowego. W swoim apartamencie urządziła dziką imprezę: razem z zaproszonymi gośćmi, przy bardzo głośnej muzyce piła alkohol i paliła skręty. Cała ta mieszanka nie dosyć, że zakłóciła (słowo nie jest wystarczająco mocne…) spokój pozostałych gości hotelowych, to na dodatek spowodowała uruchomienie alarmu przeciwpożarowego (wszystko przez skręty…). Cały personel hotelu wpadł we wściekłość, bo imprezowicze bawili się tak dobrze, że nie raczyli nawet otworzyć drzwi dobijającej się obsłudze obiektu.

Według doniesień lokalnych dzienników, Rihanna była w stanie kompletnego odlotu. Powrót na ziemię okazał się jednak dosyć gwałtowny: zażądano, aby gwiazda natychmiast opuściła hotel i nigdy więcej nie postawiła w nim swojej ślicznej stópki w ciężkich buciorach… No cóż, całe zajście nie dodało blasku tej gwieździe… Wzbudziło żywą polemikę, tym bardziej, że Minister do spraw mieszkalnych planował przyznać jej, jako znanej na całym świeci ambasadorce wyspy, teren warty miliony dolarów! Rihanna nie potwierdziła jeszcze co prawda gotowości przyjęcia tego prezentu, ale Gline Clarke - lider opozycji na Barbadosie, już wyraził swój wyraźny sprzeciw wobec planów darowizny…