Bohaterowie:
Mama (autorka) - Anna Lasoń -Zygadlewicz;
Skubanek (syn) - Jakub Lasoń;
Przemek (tata) - Przemysław Lasoń

Skubanek nadrabia całonocne milczenie, zaczynając od porannej audycji. Treściwym "A-aaa" modulowanym na różne sposoby zdaje relację z tego, jak się spało i kiedy będzie kupa. Potem na przewijaku rozpoczyna się słuchowisko przeznaczone wyłącznie dla tatusia, który wziął na siebie poranną kosmetykę syna. "Aaa, eu!" - peroruje Skubanek zapamiętale, usiłując tym samym odwrócić uwagę męża od faktu, że właśnie dobiera się do mąki ziemniaczanej (do posypywania pupy) i zaraz ją wrzuci do miseczki z wodą (do mycia tejże). "Euaa" - dodaje niewinnie, skręcając się jak glista i maczając stopę w miseczce. Trzeci odcinek słuchowiska nadawany jest w drodze do pracy, już w samochodzie. "Aaa! Euaaa! - zawodzi Nyn z przekonaniem, usiłując przekrzyczeć szum silnika, i tłucze plastikowym kotem o uchwyt fotelika. Powtarza się to codziennie, kot jest już nieco sfatygowany, za to syn robi się sprawniejszy manualnie, bo od pewnego czasu własnych łapek przy tym nie obija.

Skubanek zachwyca nas ostatnio apetytem, dlatego zainwestowaliśmy w nowy serwis dla juniora. "Nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Córka, ty nam tak dałaś w kość jako niejadek, że to niesprawiedliwe, że Kuba tak pięknie je" - komentuje mój tata. "Ano, wystarczy właściwe podejście plus odrobina szacunku dla czyjegoś "nie" i takie są efekty" - odgryzam się. A Nyn potrafi wmłócić wszystko, więc to "nie" pada tylko wówczas, gdy coś ma niewłaściwą, jego zdaniem, konsystencję.

W ramach poszerzania horyzontów - kupiliśmy naszemu głodomorowi kubek niekapek, żeby rozszerzyć repertuar piersiowo-butelkowy. Skubanek najpierw potraktował kubek jak nową zabawkę, wywijając nim na wszystkie strony, ale w końcu - usilnie przez nas zachęcany - przez chwilę pożuł gumowy ustnik. I wypluł. Spojrzał na nas z ubolewaniem, jakby mówił: "Głuptaski, myśleliście, że dam się nabrać, że to cycuś. A ja nie jestem taki osiołek, od razu was przejrzałem. Pogryźć to sobie ostatecznie mogę, ale na więcej nie macie co liczyć".

Ponieważ Skubanek wprawdzie siada, ale nie potrafi jeszcze pełzać, nie mówiąc o raczkowaniu - spotkaliśmy się z rehabilitantką. Pokazała nam kilka ćwiczeń mających go pobudzić do działania. Nynuś szybko załapał o co chodzi, odpychał się stopą od podstawionej dłoni i przesuwał w kierunku leżącej przed nim zabawki. Ale kiedy zostaliśmy z nim sami, wszystko okazało się bardziej skomplikowane! Odpychanie nie szło, przesuwanie biodra do przodu nie mobilizowało syna do ruchu, a siła tarcia wydawała się ponad jego siły. Piłowaliśmy jednak biednego Skubanka ćwiczeniami jak trenerzy kadry olimpijskiej. Także na działce, gdzie do treningów włączyli się babcia i dziadek. Któregoś poranka, gdy wynurzyłam się zaspana z domku, na werandzie czekał mnie malowniczy widok. Na kocu klęczeli mój mąż i tata, a pomiędzy nimi leżał Skubanek, w pozie bynajmniej nie ćwiczebnej. Obaj panowie próbowali przewrócić go na brzuch, czego syn nie przyjmował do wiadomości. Po chwili mąż sam się położył i zademonstrował, co i jak robić. Na co Skubanek, patrząc z uprzejmym zainteresowaniem, włożył stopę do buzi i w zamyśleniu ssał sobie skarpetkę. Wyglądał jak widz, pojadający w kinie popcorn! Nie wiem, czy w takim tempie zdołamy go nauczyć chodzić, zanim osiągnie wiek szkolny...