Wróciłam z weekendu spędzonego u rodziców i w domu od razu włączyłam komputer, żeby sprawdzić swoją skrzynkę mejlową. Miałam 27 nowych wiadomości. „Rany! Przecież nie było mnie tylko dwa dni. Co za szaleństwo!” – pomyślałam. Odkąd zaczęłam logować się na różnych portalach zakupowych, dostaję od nich co chwilę nowe oferty. Zgoda, bardzo fajnie jest sobie kupić sukienkę od znanego projektanta za 40 procent ceny, jednak przy okazji płaci się prywatnością, nie tylko kartą kredytową.

Z niechęcią zaczęłam wykasowywać kolejne posty, ale jeden z nich mnie zainteresował. Zawisłam nad nim na chwilę kursorem, a potem kliknęłam, żeby otworzyć. Nie znałam nadawcy…

„Kochanie moje! Dni bez ciebie są okropne, a noce wprost koszmarne. Żadna praca nie jest warta tak bolesnego rozstania. Wracam do Polski i mam nadzieję, że mimo tego, co ci zrobiłem, będziesz na mnie czekała na lotnisku… Twój nadal szczerze kochający, Arek”.

Spojrzałam na datę. Facet miał przylecieć jutro, a ja na sto procent nie byłam właściwą osobą, którą chciał o tym zawiadomić! Musiałam mu o tym napisać.

„Szanowny Panie – wystukałam na klawiaturze. – Przez pomyłkę stałam się adresatką pana wiadomości. Odczytałam ją dopiero dzisiaj i mam szczerą nadzieję, że nie jest jeszcze za późno, aby wysłał ją pan pod właściwy adres. Z poważaniem, Monika”.

Kliknęłam „wyślij” i informacja poszła w świat.

Dlaczego ten facet się uparł, że jestem jego ukochaną?!

Kilka godzin później znowu usiadłam do komputera i odkryłam, że mam nową informację od nieznajomego Arka.

Zobacz także:

„Pewnie mi dziękuje za mejla i przeprasza za pomyłkę” – pomyślałam. Jakież było jednak moje zdziwienie, gdy zamiast spodziewanych słów przeczytałam: „Kochanie moje! Rozumiem, że się na mnie nadal gniewasz, stąd ten chłodny mejl, który mi przysłałaś w odpowiedzi. Nie wiem, jak mógłbym wymazać swoje winy. Wiem, że są ogromne i niewybaczalne, ale… Tak bardzo pragnę, abyś mi jednak wybaczyła. Ostatni raz. Na całym świecie nie ma kobiety piękniejszej i lepszej od ciebie. Nie mam pojęcia, co sobie myślałem, zdradzając naszą miłość. Na pewno nie byłem wtedy przy zdrowych zmysłach, ale na szczęście już oprzytomniałem. Nadal mam szczerą nadzieję, że jednak przyjedziesz na lotnisko. Podaję numer swojego lotu... Twój Arek”.

„No coś podobnego”! – oniemiałam. Dlaczego ten facet się uparł, że jestem jego ukochaną! Jeśli natychmiast nie zrozumie, że się myli, to będzie czekał na lotnisku na osobę, która nigdy się nie pojawi. Bo niby jakim cudem, skoro nawet nie wie, że on wraca do kraju? Przysunęłam sobie bliżej klawiaturę i wystukałam:

„Szanowny Panie! Jeszcze raz powtarzam, że zaszła fatalna pomyłka. Najwyraźniej jakimś przedziwnym trafem nie tylko mam podobny adres mejlowy do pana wybranki, ale i noszę takie samo imię. Jednak ponad wszelką wątpliwość nie jestem osobą, której pan powinien wyznawać miłość, ani oczekiwać na lotnisku. Proszę to wziąć pod uwagę. Z poważaniem, Monika F...”.

Podpisałam się imieniem i nazwiskiem, aby zrozumiał, że nie jestem jego Moniką. W końcu, jego ukochana nie może mieć tak samo także na nazwisko, jak ja!

Chciałam kliknąć „wyślij”, ale zbyt zamaszyście sięgnęłam ręką i… potrąciłam kubek stojący obok klawiatury. Rzuciłam się ratować klawisze zalane kawą i osuszać je, ale… nic z tego. Wilgotna klawiatura przestała działać.

„No to koniec! Nie wyślę mu tej informacji, a za kilka godzin facet wyląduje w kraju i nikt nie będzie na niego czekał…” – pomyślałam i zrobiło mi się go żal. Jego wyznanie winy wyglądało na szczere. Nie wiem, co zrobił tamtej Monice, jak bardzo ją zranił, ale… moim zdaniem zasługiwał na drugą szansę. No cóż… Ja już nic nie mogę poradzić w tej sprawie – pomyślałam.

Przyglądałam mu się bezkarnie, anonimowa

Jednak cała sytuacja nie dawała mi spokoju. Patrzyłam na wysychającą powoli klawiaturę i zastanawiałam się, co powinnam zrobić. Nad ranem obudziłam się dużo wcześniej niż zwykle, co było dziwne, bo z reguły jestem śpiochem. Spojrzałam na zegarek i wtedy zrozumiałam, co mi nie dało spać: samolot z tajemniczym Arkiem lądował za niecałą godzinę… Nie wiem, po kim odziedziczyłam ten głupi gen romantyzmu – mruknęłam do siebie, zwlekając się z łóżka. Pół godziny później jechałam na lotnisko. Dotarłam do hali przylotów, gdy samolot Arka dobre pół godziny stał już na płycie lotniska, a wokoło wyjścia dla pasażerów kłębił się tłumek czekających.

„I niby jak mam go poznać? Co ja sobie myślałam, biedna idiotka, jadąc tutaj?” – zachodziłam w głowę patrząc, jak kolejne osoby rzucają się sobie na szyję. Wreszcie go jednak zobaczyłam… Wyszedł powoli przez szklane drzwi, ciągnąc za sobą walizkę na kółkach. Rozejrzał się powoli dookoła, a z jego oczu aż biła nadzieja. Szybko jednak zgasła, gdy nie dojrzał tej, której szukał. Nie poszedł jednak dalej, tylko stanął z boku i czekał.

Przyglądałam mu się bezkarnie, anonimowa w rzednącym tłumie. Był starszy, niż myślałam, dobrze po trzydziestce. Lekko kręcone włosy poznaczone były zarysowującymi się już zakolami. Wysoki i bardzo szczupły, garbił się lekko i co chwila śmiesznie wyciągał szyję, starając się spojrzeć jak najdalej nad głowami ludzi.

Zrobiło mi się go żal… Jakoś nie miałam siły podejść i uświadomić mu, że jego ukochana nie przyjdzie. A jednak przecież właśnie po to tutaj przyjechałam… W końcu kiedy zostaliśmy prawie sami, zmobilizowałam się.

– Dzień dobry, czy pan Arek? – zapytałam.

Drgnął i spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem.

– Przysłała panią Monika? – zapytał szybko, z nadzieją.

– Niezupełnie. Pana Monika nawet nie wie, że pan dzisiaj przyleciał, bo nie odebrała wiadomości. Dostałam ją ja i usiłowałam panu to wytłumaczyć, ale mi pan nie uwierzył! – powiedziałam.

W zamyśleniu przeciągnął ręką po twarzy.

– I przyjechała pani aż na lotnisko, aby mi o tym powiedzieć? – zdumiał się.

– Na to wygląda… – powiedziałam tylko i wzruszyłam ramionami.

Dla mnie teraz także brzmiało to dziwnie absurdalnie…

– Spędziłem w powietrzu prawie pięć godzin i marzę o filiżance dobrej kawy. 

O ile pamiętam, ta na lotnisku jest całkiem niezła, pozwoli się pani zaprosić? – zapytał.

Kiwnęłam głową.

– Szczerze mówiąc, chyba byłem bardzo naiwny. Powinienem się spodziewać, że moja Monika mogła zmienić adres mejlowy, tak jak zmieniła numer telefonu – powiedział, gdy usiedliśmy nad parującymi filiżankami. – Człowiek jest przedziwną istotą, która często docenia to, co miała, w momencie, gdy już to utraciła. Ze mną jest podobnie. Dopiero dwa lata poza Polską uprzytomniły mi, że zostawiłem tutaj coś bardzo cennego.

– Dwa lata? – wykrzyknęłam. – I przez cały ten czas nie kontaktował się pan ze swoją dziewczyną?

– Żoną… A raczej byłą żoną. Przed moim wyjazdem wzięliśmy rozwód i to dlatego uciekłem. Chciałem sobie ułożyć życie z daleka od wspomnień, ale jednak mnie tam dopadły – stwierdził. – Z perspektywy kilku tysięcy kilometrów wszystko wygląda inaczej. Ale teraz po wylądowaniu w Polsce widzę, że nic się nie zmieniło. Monika już nie jest moja 
i nigdy nie będzie. Może zdążyła nawet wyjść po raz drugi za mąż, w trakcie procesu rozwodowego poznała przecież jakiegoś faceta. Nie kryła tego przede mną, w końcu zgodziła się na rozstanie bez orzekania o mojej winie, która była bezsprzeczna. Dobrze się w sumie stało, że nie dostała mojej wiadomości, tylko by się nią zdenerwowała. A może rozbawiła? Któż to wie… – westchnął. 

Dopiliśmy swoje kawy.

– Muszę się już zbierać, niedługo zaczynam pracę – powiedziałam. – Ma pan jak dojechać do domu?

– Proszę się mną nie martwić, już i tak zrobiła pani dla mnie bardzo dużo…

Pożegnaliśmy się. Przez chwilę miałam wrażenie, że poprosi mnie o numer telefonu, tak się jednak nie stało. Rozstaliśmy się i poszłam na parking po swój samochód.

Może jednak się jeszcze do mnie odezwie? Chyba bym tego chciała…

Przez cały dzień moje myśli zaprzątał wysoki facet z kręconymi włosami. Miał w sobie coś fascynującego, co nie pozwalało mi o nim zapomnieć, mimo że on najwyraźniej potraktował naszą znajomość jako przypadkową i przelotną. Ledwo wróciłam do domu, od razu rzuciłam się do komputera. Moja skrzynka jednak była pusta… Szkoda… Poczułam ukłucie zawodu i nawet przez chwilę walczyłam z ochotą napisania do Arka. „No już nie rób z siebie nachalnej idiotki! – upomniałam się. – Facet nadal jest zakochany w byłej żonie, zrobił sobie z niej ideał. Chcesz się pchać w taki układ?”. Przysięgłam sobie, że pierwsza się do niego nie odezwę. Już traciłam nadzieję, kiedy po miesiącu przyszedł jednak mejl!

„Witam, Pani Moniko! Już się jako tako urządziłem znowu w Polsce i pomyślałem, że jestem ostatnim niewdzięcznikiem, bo wcale należycie pani nie podziękowałem za jej starania. Kawa na lotnisku to o wiele za mało, ale mam dwa bilety na „Nędzników”. Mam nadzieję, że lubi pani musicale i da się skusić? Serdecznie pozdrawiam, Arek”. Moje serce śpiewało i nawet perspektywa oglądania musicalu, za którym nie przepadałam, nie mogła mi zmącić tej radości. A szeroki uśmiech, jaki zauważyłam kilka dni później na twarzy Arka, kiedy patrzył na mnie idącą chodnikiem, powiedział mi wszystko. On także cieszył się z naszego ponownego spotkania.

Kiedy wyszliśmy już po przedstawieniu, ogłuszeni jego widowiskowością i muzyką, usiedliśmy w pobliskiej kawiarence przy herbacie.

– Podobało ci się? – zapytał Arek.

– Imponujące… – przyznałam ostrożnie. – Ale ja wolę bardziej kameralne koncerty.

– Bluesowe? – badał.

– Raczej jazzowe…

– Hm… Kawę pijesz z mlekiem bez cukru, herbatę wybierasz zieloną. Wolisz jazz zamiast  musicalu i na pewno kochasz szarości, bo znowu widzę cię ubraną w takie kolory – wymruczał. – Jest jeszcze tyle rzeczy, których chcę się o tobie dowiedzieć…

– A ty lubisz musicale? – zapytałam.

– Prawdę mówiąc, nie bardzo! – roześmiał się. – Ale wiem, że to najbardziej gorące przedstawienie sezonu, a chciałem cię zabrać na coś szczególnego, więc poruszyłem dawne znajomości, aby zdobyć bilety. Bo wtedy na lotnisku tak mnie zaskoczyłaś, że nie byłem zdolny do najmniejszego ruchu, chociaż bardzo chciałem poprosić cię o numer telefonu – Arek spoważniał. 

– Czułem się jednak tak, jakbym nadużywał twojej uprzejmości.

– Nie nadużywałeś… – zaprzeczyłam.

– Na szczęście, nadal miałem twojego mejla – dokończył, biorąc mnie za rękę.

– Na szczęście! – zgodziłam się.

Spotykamy się z Arkiem już od roku, dziękując losowi, który sprawił, że przypadkiem wybrałam ten sam adres mejlowy, z którego zrezygnowała inna Monika. To dlatego dostałam wiadomość przeznaczoną dla niej i w ten sposób poznałam miłość swojego życia. Jak widać szczęście wędruje czasami krętymi ścieżkami, ale najważniejsze, że w końcu jednak daje się złapać do naszej… skrzynki.