Twoje życie w moich rękach: rozmowy z pracownikami polskiej służby zdrowia

Od pół roku daję ogłoszenia, że potrzebuję lekarza internisty albo rodzinnego, ale nikt nawet nie zadzwonił, żeby zapytać jaka jest pensja. Ostatnio udało mi się zatrudnić osobę, która tylko dlatego odpowiedziała na ogłoszenie, że przeprowadziła się do naszego miasta. Przychodzi dwa razy w tygodniu, bo pracuje w kilku miejscach. Niedawno zachorowała lekarka z poradni nefrologii i nie wyrobiła kontraktów w danym półroczu. NFZ automatycznie obciął tej poradni pieniądze, bo nie wykorzystała tego, co zakontraktowała, choć w kolejnym półroczu mogła to z nawiązką nadrobić. No i chyba będę musiał zamknąć nefrologię. - mówi Adam, pediatra, lekarz rodzinny, dyrektor przychodni lekarzy ogólnych i specjalistów w Małopolsce.

Rodzice odmawiają szczepień?

Robią to albo na twardo, albo na miękko, opóźniając szczepienie. Moja rola polega na tłumaczeniu. Trzeba mieć bardzo dużo cierpliwości, żeby się nie unosić, tylko odpowiadać na ich obawy. Nie winię ich, oni chcą dobrze dla swoich dzieci, boją się, bo czytają, co piszą antyszczepionkowi lobbyści na portalach internetowych. A oni wypisują tam straszne rzeczy o skutkach ubocznych szczepień. Wiadomo, zdarzają się skutki uboczne, każdy lek może mieć działanie niepożądane, szczepionki też, to jest nieuniknione. Ja o mało nie umarłem, zażywając zwykły mydocalm, popularny lek na rozluźnienie mięśni, bo okazało się, że jestem uczulony i dostałem wstrząsu. Podając komuś lek, wprowadzamy mu obcą substancję, obce białko, trzeba się więc liczyć z tym, że mogą wystąpić jakieś konsekwencje. Mówię to rodzicom, proszę, żeby rozważyli, co jest ważniejsze: uodpornienie dziecka na chorobę, na którą je szczepimy, czy ewentualne skutki uboczne, które mogą wystąpić, ale nie muszą. Oczywiście rodzice odpowiadają, że dziecko wcale nie musi zachorować na tę chorobę. Tyle, że gdy zachoruje, jest już po ptakach. Najgorszą opinię ma szczepionka przeciw odrze, śwince i różyczce, bo rzekomo wywołuje autyzm. Tak się składa, że podaje się ją w trzynastym miesiącu życia, a to jest okres, w którym zwraca się uwagę na rozwój dziecka. Wtedy właśnie zaczyna ono chodzić, potem mówić. Kiedy pojawiają się problemy z chodzeniem i mową, ludzie wiążą je z niedawnym szczepieniem, wydaje im się, że to przez nie dziecko przestało się rozwijać. Moim zadaniem jest więc uspokojenie rodziców, którym ten ciąg wydarzeń układa się w logiczną całość. Tłumaczę, że odra to niezwykle zakaźna choroba, którą kiedyś przechodził prawie każdy. Teraz, dlatego że dzieci są szczepione, raczej się jej nie spotyka. Jednak u jednego na sześciuset chorych na odrę dzieci rozwija się stwardniające zapalenie mózgu, śmiertelna choroba, na którą nie ma lekarstwa. I to często do rodziców trafia.

A więc zdarza ci się przekonać kogoś takimi argumentami?

Tak, że odra szaleje na Ukrainie, a do nas przecież przyjeżdża dużo Ukraińców. Jest też wiele przypadków zachorowań na południu, w Czechach, na Słowacji, a więc niedaleko. Polacy często jeżdżą tam na narty albo do gorących źródeł. O tym też mówię rodzicom, że jeśli pojadą na przykład do Czech z niezaszczepionym dzieckiem i zetkną się z odrą, to im samym nic nie będzie, ale dziecko może zachorować. Rozumowanie ludzi często jest takie, że skoro wszyscy szczepią, to ja mogę nie zaszczepić, moje dziecko i tak będzie bezpieczne. Otóż nie, bo dookoła mamy coraz więcej zachorowań. To samo jest z krztuścem, widziałem ostatnio przypadki tej choroby nawet u dzieci, które zostały zaszczepione. Przechodzą tę chorobę w sposób łagodny, bez pełnych objawów, męczy je jedynie przewlekły, bardzo intensywny kaszel. Te niezaszczepione cierpią na poważne zaburzenia oddychania, przechodzą ciężkie zapalenie płuc.

A co czujesz, kiedy przychodzi rodzic, przeciwnik szczepienia, z dzieckiem niezaszczepionym przeciw krztuścowi, a dziecko ma właśnie krztusiec?

Denerwuję się, bo dziecku dzieje się krzywda. Pełnoobjawowy krztusiec ma długotrwałe skutki w układzie oddechowym, w trakcie choroby dziecko się męczy, a w przypadku niemowląt może to być nawet choroba śmiertelna. Co mogę wtedy powiedzieć? „Widzi pan? Widzi pani?” Ale w takiej sytuacji do rodziców nic już nie dociera. Gdy stan dziecka jest poważny, nie mogą przecież przyznać, że to ich wina. Próbują zracjonalizować to, co się stało, znaleźć uzasadnienie dla swoich decyzji.

Zobacz także:

Kiedy rodzice przychodzą z noworodkiem na pierwszą wizytę, zawsze podejmuję temat szczepień. Pytam, czy będą szczepić, jakimi szczepionkami, próbuję jak najwięcej na ten temat powiedzieć, wytłumaczyć, żeby mieli trochę fachowej wiedzy, zanim wejdą na portale antyszczepionkowe. Przestrzegam przed tym, co mogą przeczytać w internecie, i podaję gotowe kontrargumenty.

Wkurzają cię czy już na to zobojętniałeś?

Wkurzają. Niedawno była u mnie matka, która najpierw w ogóle nie chciała szczepić dziecka, a potem postanowiła odwlekać szczepienie, aż dziecko skończy rok. Powiem ci, że trochę się zagotowałem, ale zachowałem spokój. Zapytałem tę kobietę, kiedy na trasie do Warszawy zapina pasy bezpieczeństwa, czy robi to, jeszcze nim ruszy sprzed domu, czy dopiero koło Kielc. Rozumiesz, to takie próby obrazowego wytłumaczenia sytuacji. Jednak każdy człowiek jest inny, na jednych ten przykład robi wrażenie, na innych nie. Staram się też wyprzedzić portale. Kiedy rodzice przychodzą z noworodkiem na pierwszą wizytę, zawsze podejmuję temat szczepień. Pytam, czy będą szczepić, jakimi szczepionkami, próbuję jak najwięcej na ten temat powiedzieć, wytłumaczyć, żeby mieli trochę fachowej wiedzy, zanim wejdą na portale antyszczepionkowe. Przestrzegam przed tym, co mogą przeczytać w internecie, i podaję gotowe kontrargumenty. Opowiadam też o samych szczepionkach, czym się różnią między sobą. Taka wizyta trwa długo, ale czuję, że muszę to wszystko przedstawić rodzicom, bo jeśli nie powiem im tego w wiarygodny i prosty sposób, to zrobią to za mnie antyszczepionkowcy. Są też rzeczy, których rodzice mogą nie wiedzieć, na przykład że są do wyboru szczepionki celularne, czyli takie, które mają w swoim składzie całe komórki bakteryjne, i acelularne, które zawierają tylko fragmenty bakterii, i że jedne są trochę bezpieczniejsze od drugich. Muszę też powiedzieć, że objawy poszczepienne mogą wystąpić, nie mogę zagwarantować, że ich nie będzie, ale trzeba to przedstawić racjonalnie, spokojnie.

Jakie rozróżniasz typy rodziców pod względem zachowania podczas badania dzieci?

Dzielę rodziców na bardziej i mniej wykształconych, a tych bardziej – na nauczycieli i całą resztę. Kiedy matka zadaje miliard pytań, naprawdę drobiazgowych, to zwykle w końcu pytam, kim jest z zawodu, i słyszę, że pedagogiem. Są tacy rodzice, którzy pomogą, uspokoją dziecko, jeśli jest spanikowane, mówią do niego normalnie, dzięki czemu sytuacja robi się bardziej komfortowa. Są też nadopiekuńczy. Przeprowadzenie badania staje się wtedy niemożliwe, bo mamusia musi półtoraroczne dziecko nakarmić piersią, utulić i pobujać, bo tylko tak, według niej, się ono uspokoi. To zazwyczaj w ogóle nie działa, dziecko i tak nie daje się tknąć. Są wreszcie tacy rodzice, którzy próbują dziecko przytrzymać i zmusić do spokoju krzykiem. To też nie jest metoda. Najbardziej lubię tych, którzy podchodzą do dziecka rzeczowo, tłumaczą mu, a jeśli trzeba, to trochę je przytrzymają, na przykład gdy muszę obejrzeć gardło przy użyciu szpatułki, czego dzieci najbardziej nie lubią. Tłumaczę wtedy rodzicom, że jeżeli nie przytrzymają dziecka, jak należy, to ono ucieknie w trakcie badania i będziemy musieli je powtarzać, po raz kolejny wywołując u niego stres. Większość rodziców to rozumie, ale są tacy, którzy uważają, że przytrzymując dziecko, mogą mu zrobić krzywdę. Taka jest psychika mamusi i tatusia.

Tę i inne rozmowy z lekarzami możecie przeczytać w książce "Twoje życie w moich rękach", Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin, wyd. Burda Media Polska.