MACIEJ ZIEŃ W ciągu 12 lat od debiutu stworzył markę kojarzoną z luksusem, elegancja, perfekcyjnym wykonaniem. Był pierwszym projektantem, który wystawił swoje kreacje w Muzeum Narodowym.

Każdą swoją sukienką chcę podkreślać atuty kobiecości. Mój ideał? Inspiruje mnie Aneta Kręglicka, zachwyca Grażyna Torbicka. Lubię to, jak się nosi Diane Kruger. Energię Cate Blanchett. Jest w nich wszystkich taka szlachetność i naturalność. To, co przyciąga moje spojrzenie, bije ze środka. I nie jest to wyłącznie kwestia stylu. Patrzę i wiem, że ta kobieta ma coś do powiedzenia. To jest w sposobie poruszania się, w tym, jak siada, jak pije kawę, szampana.

Bywa, że spotykam się z dziewczyną, opowiada mi o ślubnej sukience swoich marzeń. Chciałaby mieć zakryte ramiona. A przecież siedzi przede mną i widzę, jak piękną ma skórę. Coś mi zgrzyta. Pytam: „Czy to na pewno twoje marzenie, czy może marzenie twojej babci?”. I słyszę: „No ale ja nie mogę, jestem z małego miasteczka”. Wtedy naprawdę zdecydowanie protestuję. „To jest twój dzień i będziemy projektować teraz twoją sukienkę!” Dodaję jej odwagi, żeby powiedziała o tym, kim jest. Żeby ten strój tak naprawdę podkreślał jej charakter. Tylko szczerość może wydobyć prawdziwe piękno.

Większość moich klientek nie nosi rozmiaru 0, każda z nich chce jednak dobrze wyglądać. Staram się projektować rzeczy, które są ponadczasowe. Takie, w których każda poczuje się stuprocentową kobietą. Nie poddaję się trendom, ale konsekwentnie buduję styl własnej marki.Każdą swoją sukienką chcę podkreślać atuty kobiecości, niezależnie od wymiarów. Trudno mi oceniać naszą ulicę. Żyję jakby w złotej klatce, otoczony stylistami, artystami. Na Mokotowskiej ludzie są modnie ubrani, tu spotyka się świat artystyczny. Mam oczy zamknięte na szarość, moja głowa wyłapuje tylko fajne rzeczy. Przyglądam się tylko temu, co inspiruje, jest niebanalne, odsłania artystyczną duszę. Jeżeli ktoś kombinuje i nawet źle wykombinował, to fajnie. Bo to znaczy, że za chwilę mu się uda. Bo jest zainteresowany modą, bo chce!