– Nie spodziewałam się cudów w poniemieckiej kamienicy – stwierdziłam, gdy już wszystko z Heńkiem pooglądaliśmy. – Ale myliłam się, bo pokoje są wręcz ogromne! Jaki tu właściwie jest metraż?

– Będzie z dziewięćdziesiąt metrów jak nic – rozejrzał się mąż. – A gdzie Krystianek, Elwirko? Gdzie nasz ukochany wnusio?

Synowa na to, że mały w przedszkolu na teatrzyku. „Skoro teatrzyk jest ważniejszy niż przyjazd stęsknionych dziadków…” – pomyślałam. A przecież dotąd widzieliśmy malca tylko trzy razy w życiu! Syna też nie było, bo jakoś nie udało mu się wziąć wolnego na nasz przyjazd, choć telefonicznie zapewniał, że w nowej pracy nikt nad nim nie stoi. Mąż chyba zauważył, że mi się przykro zrobiło, bo gdy już się rozpakowaliśmy i coś zjedliśmy, rzucił, że wczoraj, przez podróż, nie obejrzałam ulubionego serialu, a teraz akurat powinna się zacząć powtórka. Kochany Heniuś, zawsze o wszystkim pamięta!

I co tu robić, jak odpocząć?

Przeleciałam przez pokoje, ale żadnego telewizora nie znalazłam. W końcu zapytałam synową. A ona mi mówi, że nie, nie zamierzają kupować pudła, bo po co to komu… Niby z wielkiego świata wróciła, a nie wie, że u nas już żadnych „pudeł” się nie produkuje? My z Heniem sami kupiliśmy ostatnio fantastyczną plazmę, pięćdziesiąt cali, płaska. Nie tylko nie zabiera miejsca, ale jeszcze wygląda na ścianie jak obraz. Przepiękna!

– Chodzi o zasadę – wyjaśniła Elwirka. – Ani mnie, ani Radkowi telewizor nie jest do szczęścia potrzebny. Nie chcemy go w domu, i już. Ani czasu, ani chęci na oglądanie nie mamy.

Ja się bardzo cieszę, że są tacy jednomyślni, jednak w tym domu mieszka jeszcze mój czteroletni wnuczek! Dlaczego go okradać z oglądania bajek i filmów przyrodniczych, które poszerzają horyzonty? Już nie mówiąc o tym, jak ten biedny dzieciak musi się czuć w towarzystwie rówieśników, którzy opowiadają sobie o obejrzanych programach. Nie dość, że jest obcy, bo ledwo dwa miesiące temu przyjechał z innego kraju, to jeszcze tak mu utrudniają na starcie!

– Krystian może oglądać bajki w internecie – wzruszyła ramionami synowa. – Wybrane przez nas i bez idiotycznych reklam. Zapewniam mamę, że nie jest poszkodowany.

Zobacz także:

I powiedziała, że też może włączyć mi serial na laptopie. Podziękowałam, bo doprawdy, cóż ja będę widzieć na tym monitorku? Szkoda nerwów! W końcu wrócił syn, przywożąc ze sobą wnuka. Jaki to mądry chłopaczek wyrasta, elokwentny i wesoły! Podziękował za prezenty, potem robiliśmy razem ciasto, żeby było coś słodkiego do kawy, przed snem pograliśmy w chińczyka. Kiedy poszedł spać, zmęczona byłam, jakbym maraton przebiegła. I usiadłby człowiek, coś obejrzał, odprężył się, a tu klops. Radek mi książkę zaproponował, ale bo to ja długo pociągnę przy moim wzroku? Okulary mam tylko do patrzenia, nie do czytania.

Heniek problemu nie odczuwał, bo synowi pomagał przy tapetowaniu. A ja siedziałam na fotelu, gapiąc się na ścianę jak to cielę w malowane wrota. Na złe mi nie wyszło, bo w końcu do jakiejś prawdy doszłam. Może mieszkanie i darowane, ale przecież widać, że na urządzenie też sporo pieniędzy poszło. Po prostu nie stać dzieci na telewizor!

Dom może ich, ale wnuczek mój!

– Radziu… – na drugi dzień wzięłam syna na bok. – Chcielibyśmy z tatusiem jakiś prezent wam sprawić na nowe gospodarstwo. Co byś powiedział, jakbyśmy kupili wam taką plazmę jak nasza?

Spojrzał na mnie, jakbym z Księżyca spadła, i tylko ręką machnął. Po co im? Czy oni mają czas w lampę się gapić?

– Ale Krystianek się będzie lepiej rozwijał, o świecie się więcej dowie.

– Chyba o promocjach w markecie! – parsknął syn. – Niech mama da spokój, przecież oferta TV jest debilna! Same odgrzewane kotlety i reklamy, Krystian by się raczej cofał od tego w rozwoju!

I jeszcze powiada, że może ja nie wiem, ale coraz więcej ludzi z telewizji po prostu rezygnuje, uznając ją za uzależniający ogłupiacz.

– Nikt z moich znajomych dotąd nie zrezygnował – poczułam się urażona tym „ogłupiaczem”. – Jest taka masa programów, że nawet geniusz jak ty znajdzie coś dla siebie – odgryzłam się.

– Nie będziemy tu urządzać panelu dyskusyjnego, mamo – uniósł ręce w geście poddania. – To jest jednak nasz dom i my nie chcemy w nim telewizji, okej?

Dom może ich, ale wnuczek mój! I coś mu się od życia należy, a nie tylko słuchanie piosenek z płyt i czytanie książek, przy których jest w dodatku skazany na dorosłych, bo sam dopiero zaczyna rozróżniać litery.

Tego się po nich nie spodziewałam!

Po powrocie do domu pogadałam z Heniem, co myśli o moim pomyśle, ale w takich sprawach mąż jest, niestety, do niczego. Nie, żeby pieniędzy żałował na prezent, lecz zaraz się zaczyna: a może potraktują to jako wtrącanie się, może się stosunki wzajemne popsują… Głupie gadanie i tyle. Na gwiazdkę kupimy elegancką plazmę, wyśle się kurierem do Szczecina i sam zobaczy, jak się dzieci ucieszą.

– Nawet wypada coś kosztownego dać – wysunęłam argument nie do zbicia. – Skoro dzięki rodzinie Elwirki młodzi mają takie piękne mieszkanie, to od nas też coś się należy.

Tak więc zanim pojechaliśmy na święta do matki Henia, na Pomorze poszła paczka z telewizorem. Naprawdę piękny model udało nam się dostać i nawet nie trzeba było brać kredytu, bo była promocja.

Nie mogłam się wprost doczekać reakcji syna, ale gdy dzwonił w do babci, czyli mojej teściowej, złożył tylko życzenia i podziękował ogólnie za pamięć.

– Co chcesz, nie wypadało mu inaczej – przekonywał mnie mąż. – Na pewno są zadowoleni, nie martw się.

No ja myślę! Ale i tak miło byłoby usłyszeć, że Krystianek ogląda bajki dzięki dziadkom.

W końcu kilka dni temu zadzwoniłam i pytam, jak prezent. Udała mi się niespodzianka?

– Czasem cię w ogóle nie rozumiem, mamo – po chwili wahania powiedział syn. – Przecież ci mówiłem, że nie chcemy telewizora.

– Musicie przecież żyć jak cywilizowani ludzie, a nie jacyś jaskiniowcy! – żachnęłam się. – Powiesiliście już? Dobry obraz?

– Nie wiem, czy dobry. Stoi w nierozpakowany w przedpokoju w szafie.
Jakby mi ktoś w twarz napluł… Jak można tak rodziców nie szanować, ich ciężką krwawicę w błoto wyrzucać?!

Rozłączyłam się bez pożegnania, żeby nie wybuchnąć płaczem.