Pięć lat temu podjęła decyzję, że nie będzie jeść mięsa. – To była najważniejsza decyzja w zmianie stylu życia. Od tego wszystko się zaczęło – mówi. Maja zrobiła badanie krwi. Okazało się, ze ma problem z jelitami, trawieniem. – Zaczęłam interesować się dietą zależną od grupy krwi. Mam A Rh+, to grupa „roślinożerców”. Zrobiłam testy na nietolerancję pokarmową, z których wynikało, że szkodzą mi mięso, niektóre ryby, pszenica, drożdże, cukier w czystej postaci, brokuły, migdały. Co roku testy powtarzam, żeby sprawdzić czy organizm już się odczulił. Mogłam wrócić do brokułów, ale nadal nie mogę jeść pszenicy, cukru ani chleba, nawet na zakwasie.

Jej zdaniem dieta musi być logiczna. – To znaczy, musi wynikać z moich przekonań, filozofii życia. Nie może być czymś, co sobie narzucam. Jestem zwolenniczką „czystego” stylu życia: unikam narkotyków, używek, nie palę, jestem bliska tego, aby nie pić alkoholu. Ma zasadę: śniadanie je za dwóch, obiadem się dzieli, a kolację oddaje. Pije bardzo dużo wody. Co 40 minut „nasącza się” małymi łykami. – Do tych zasad doszłam powoli, meandrami – bo różnie bywało – na zasadzie obserwacji i analizy.

Dziś słucham po prostu swego organizmu, np. od dwóch tygodni ciągnie mnie do pomidorów. Prawdopodobne potrzeba mi potasu. Był taki czas, że – po wyeliminowaniu produktów, które mi nie służyły – codziennie jadłam to samo. To też nie jest dobre. Ale zainteresowałam się, jak zastępować białko innym białkiem. I wtedy trafiłam na kaszę jaglaną, która jest naturalnym antybiotykiem. Z czasem nauczyłam się ją przyrządzać: i na słodko, i na słono. Tak, by się nie znudziła. Dziś jem ją prawie codziennie, w różnych odsłonach: robię z niej koktajl, np. z mlekiem sojowym i bananem. Czasem dodaję szpinak czy spirulinę, aby było zielono. To świetne śniadanie – zapewnia.

Najważniejsze w podejściu do jedzenia: zdecydować, że chcemy dostarczyć ciału pożywienie, a nie zapychacze. – Coraz wyraźniej uświadamiam sobie, że jedzenie stanowi paliwo dla organizmu. To, co jesz, odżywia krew, mózg, wszystkie organy. Ma wpływ absolutnie na wszystko w twoim ciele. I to napędza mój styl życia. Kiedy zaczęłam się logicznie odżywiać, drogą eliminacji produktów dla mnie szkodliwych i wprowadzania tego, co mi służy – wszystko się u mnie naprawiło. Dzięki nowej diecie uspokoiłam się, nabrałam dystansu. Zyskałam energię, poprawiła mi się skóra, jedząc dużo surowych warzyw, pozbyłam się cellulitu. Schudłam, bo zaczęłam nasycać się małymi porcjami.

Maja często pije wrzątek. – Znajomy kiedyś spotkał mnie w restauracji. Był ciekawy, co ta Sablewska je, bo tak dużo mówi, że zdrowo się odżywia. Potem opowiadał: „Podchodzi kelnerka raz, drugi i trzeci. Sablewska zamówiła 3 wrzątki!”. Bo jeśli nie mam co jeść, zamawiam gorącą wodę. Od razu dodaje energii – przekonuje Maja. Lubi chodzić na kolacje ze znajomymi. Ale umie nie jeść za dużo, odchodzić od stolika głodna, kiedy impreza jest po godz. 18, bo Maja o tej porze już nie je. – Jeśli idę tam, gdzie nie ma menu dla mnie – po prostu nie jem.

Takie zasady dla jednego okażą się reżimem nie do wytrzymania, dla drugiego drogą z jasno określonym celem. – Nie katuję się, bo mój organizm już się przyzwyczaił do tych zasad. Dla kogoś, kto nie je śniadań, za to celebruje kolacje, mam radę: zamień kolację na śniadanie. Przez tydzień będzie trudno, ale po trzech organizm się przyzwyczai. U siebie zastosowałam to w kwestii soli i cukru. Dziś w ogóle nie używam tych przypraw.

Maja jest zadaniowcem. – Gdy coś postanowię, to realizuję. Dieta nauczyła mnie podchodzenia do siebie z szacunkiem. Mam takie powiedzenie: moda zaczyna się pod ubraniem. Podstawą jest zdrowy organizm. Nie tylko jedzenie więc, ale i ćwiczenia fizyczne. Staram się łączyć te dwie rzeczy i mieć z tego frajdę. Bo w życiu najważniejsza jest równowaga.

Zobacz także: