To było w latach 80. Kryzys na całego, w sklepach pustka. Mój ukochany ojciec chrzestny zwrócił się do mnie, wówczas 9-latki, bym pomogła wyjść z opresji jego przyjacielowi, ojcu dziewczynki w moim wieku. Plan był taki: spędzamy cały dzień, wędrując po sklepach, i jeśli zobaczę coś, co mogłoby naprawdę mnie ucieszyć, on to kupi – dla swojej córki na Gwiazdkę. Zgodziłam się. Zdobyliśmy zestaw marzeń: spódnicę od prywaciarza, książkę oraz hit absolutny – grę Monopoly.

Nie muszę chyba mówić, jak bardzo zazdrościłam tej dziewczynce prezentów. Marzyłam o takich samych. Ale z marzeniami tak bywa, że się spełniają...W Wigilię spotkała mnie niespodzianka – to wszystko było dla mnie! Jasne: ze spódnicy, książki i gry wyrosłam. Ale z tego, co poczułam, otwierając prezenty – nigdy!